niedziela, 21 października 2018

O tym jak się dziś naoliwiłam od środka.

Poczułam ostatnio taki rodzaj zmęczenia, który oddzielił mnie ode mnie. Takie rozczarowanie, wymieszane z nudą i poczuciem beznadziei. 
Czasem mnie łapie. I wtedy wiem. Pora zwolnić. Pora się zatrzymać. Pora naoliwić duszę, ciało i serce. 
Pora na pytanie. 
Kim jestem?
Kim jestem najgłębiej w środku?
Czy to widać?
Często słyszę o sobie, że emanuję spokojem. 
Hahahahah. Zawsze mnie to bawi. I zastanawia. Czemu od zawsze to widać, a nie zawsze to czuję?
Czy inni widzą moje możliwości, najlepszą wersję mnie, czy odbicia siebie, czy iluzję... Nie wiem, pewnie wszystko po trochu. 
Dla mnie ważne jest to pytanie. Codziennie. Od nowa.
Kim jestem?
Jeśli tracę kontakt z tą istotą siebie, gubię kierunek, sens, radość. Smak. 









































Dziś w pięknym październikowym słońcu błąkałam się w poszukiwaniu czegoś, co mi pomoże i całkiem bezwiednie znalazłam się pod domem mojej babci. Domem w którym żyła i który był dla mnie częścią dzieciństwa, młodości, domem do którego przywoziłam moje dzieci, by z nią pobyły. By zdążyły. 
Wzrusza mnie do dziś ta naturalność z jaką młode ciałka tuliły to pomarszczone, i ta radość z jaką ona brała ich na ręce. 
Przeszłam zwalony płot, minęłam napis "grozi zawaleniem" i powędrowałam w głąb. 


Dom jest w ruinie. Ledwo poznałam salon, sypialnię. Jakby się skurczyły, jakby zmieniły kształt. Na ścianach graffiti,  okna wyrwane z futrynami... 
Za domem ogród. Zawsze był wielki. Ogromny. Miał w sobie wiele tajemnic, zakazanych zakamarków. Czułam się w nim jak księżniczka. Bawiłam się w fontannie, dużej, okrągłej, była moją tajemnicą i skarbem, jakiego nikt inny nie miał.
Zawłaszczałam to wszystko całą mocą kilkulatki i bawiłam się w zamki, rumaki i ucieczki. 
Na końcu ogrodu, jeśli w dobrym miejscu weszło się w krzaki, można było przejść do "tajemniczego ogrodu", o którym nie wszyscy wiedzieli. Było tam wielki drzewo rosnące jakby leżało i można było łatwo się na nie wspiąć. 
Czasem był to ogród wróżek, czasem kogoś złego. 



Z fontanny została kupa gruzu...
Drzewa, moje ukochane mirabelki, które zaglądały do kuchni babci, zniknęły. 
Zostały trawy... Jedno z najwyraźniejszych wspomnień z mojego dzieciństwa to ich kolor i zapach, kiedy zaczynały się roztopy i wychodziły spod śniegu, a ja się w nich bawiłam. Godzinami, które mogły być minutami, ale czas nie istniał, a raczej był rozciągnięty w rożne strony. 









Trawy. 
Trawy spotkałam i dziś. Nie tak pożółkłe. 
Dziś mieniły się w słońcu tak jak i młode drzewka sumaków, które postanowiły rozpocząć tu nowe życie. 








































 

Uschłe badyle, kłosy traw, zwalone drewno, chwasty...
Chłodziłam po ogrodzie, w ręku czułam małą ciepłą rączkę tej dziewczynki, która w wielkiej tajemnicy próbowała wszystkich możliwych kwiatów. Irysy, róże, nasturcje, znikały w moim brzuchu, a ja czekałam - co będzie?
Umrę czy przeżyję?
Strach i ekscytacja. 
Mysz biegnąca w swoich sprawach. 
Śpiewają ptaki.  










































 

Zakwitły dalie u sąsiadów i pchają się przez płot. Takie piękne. 
Poczułam łzy tęsknoty za kobietą, która przeżyła wbrew powstańczej statystyce i dzięki temu mogę być. 
Poczułam  radość, że to miejsce ciągle jest i niepokój, czy zostanie we mnie też, kiedy już nic tu nie będzie. 
Żadnych traw. Tylko bloki. Bloki. Ulica. 
Pomyślałam "puść". 
Niech się dzieje. Niech rosną tu domu i nowe wspomnienia. 
Puść. 
Słońce i ten październik są jakimś darem bogów. 
Ciekawe co dalej. 








































 

A kiedy wróciłam do domu dzieci grabiły liście z Marcinem, żeby wrzucić je do nowego kompostownika. Kot walczył z paprotką. 
Słońce już się chowało i w cieniu zaczęło robić się zimno. 
Tylko czubki drzew błyszczały w słońcu. 
Jestem ciekawa co oni zapamiętają. 
Tak mocno. 
I do czego będą wracać. 
Jaki mam na to wpływ?
To już inna historia:)



 

piątek, 12 października 2018

Kosmos dla dziewczynek - gala plebiscytu Potęga mocy

Zabawnie się to przeplata - na galę poszłam jako fotografka, a spotkałam tyle znajomych osób! Między innymi reprezentantów Fundacji SPUNK z Łodzi :) 
Fajnie jest łączyć różne role, ciekawie jest, kiedy się przenikają. 
Tu byłam też jako mama, bo na galę poszła ze mną Hela. 


Oczywiście chciała robić to co ja i zrobiła mi zdjęcia na tzw. kosmicznej ściance;)



























Kosmos ma już rok!


czwartek, 11 października 2018

Najwięcej penisów widuję na placach zabaw - dlaczego?



To nie przypadkowe zdjęcie! 
Zbieram takie obrazki na placach zabaw:) 
Ten jest z okolic mojego domu, codziennie ten piękny okaz oglądają dziesiątki dzieci. 
Co ja tu widzę?
Wandalizm?
Wulgarność?
Skandal?
Nie!
Widzę doskonałą okazję do rozmowy z naszymi dziećmi 
o seksualności:)
Jeśli wydaje Ci się to szalone, trudne, albo ciekawe...zapraszam na warsztaty. Bieżące info znajdziecie na moim fb . 
A najbliższy warsztat o rozwoju seksualnym dzieci odbędzie się w sobotę 20 października we Wrocławiu! Link tu:)

Przybywajcie!

















sobota, 6 października 2018

O jasności, pewności i szukaniu swojego powołania. Czyli znów o seksie;)

Całą drogę z Płużnicy, gdzie prowadziłam warsztat o rozwoju seksualnym dzieci, śpiewałam.

I myślałam, że zapomniałam pogadać z kobietami, 
które przyszły na warsztat, o łechtaczce. 
Co za szkoda. Ale pogadałyśmy o tak wielu sprawach, 
że wybaczam to sobie i już się cieszę na myśl, co dziewczyny same pomyślą – wymyślą, kiedy któreś z dzieci je o to zapyta:)

Nie wiem czy znacie to uczucie, czy jest z Wami, czy może tak ja latami za nim tęsknicie: poczucie bycia na swoim miejscu.
Ja dziś byłam.
Czuję jak coś rozpuszcza mi się w ciele, w jego pamięci. Jak zachodzi biochemiczna zmiana, zmiana na poziomie molekuł, cząsteczek, atomów, i czego tam jeszcze chcecie:)



To uczucie... warto za nim tęsknić i zmierzać do niego. Warto nigdy nie tracić nadziei.


Czego się łapię (jak tonący brzytwy)? 
Tych jasnych chwil nagłej świadomości. Skurczy serca, które ośmielają się myśleć o sobie, że są pewnością. 
Co wiem o sobie na pewno?
Halo, skup się, co wiem o sobie na pewno?
Kocham wodę. 
Czasem wiem tylko to. 
Ale na tej pewności buduję kolejny krok. A jeśli się gubię, wracam.
Kocham wodę. 
I znów, rozpoznając tę jakość, szukam czegoś kolejnego, co z nią rezonuje. 
Jasność. 
Pewność.

Pamiętam, kiedy zmieniałam zawód... Raz, i drugi, i trzeci, 
gdzieś z tyłu głowy kołatały mi dwie myśli. 
Jedna: coś jest z tobą nie tak. 
Druga: dawaj, to ma sens, idź za tym uczuciem.


Pamiętam kilkanaście lat przepracowanych na lotnisku. 
I to ciągłe uczucie niedopasowania. 
Niby zarabiałam, dostawałam podwyżki i awanse... 
Miałam mundur, własne pieczątki i podejmowałam poważne decyzje. Ale w środku ciągle czułam się jakbym udawała. 
Jakby za chwile ktoś miał przyjść i powiedzieć: sprawdzam! 
A ja przecież miałam w ręku podrabiane karty.

Fotografia to spełnianie marzeń. Uwielbiam to robić. 
A jednak. 
Tu też mi czegoś brakowało. Serio? Kiedy to poczułam, to sama sobie zabraniałam nawet tak myśleć. 
A jednak. 
Zaufałam temu, co pognało mnie dalej.

A seksualność... seksualność... Tu poczułam, że tak. 
To właśnie moje miejsce.  
Tu czuję się tak cholernie na miejscu
Kompetentna
To słowo, które pasuje do mnie, do tego co czuję w środku, 
po raz pierwszy. 

Jeszcze nigdy nie czułam się tak na miejscu, tak dopasowana.

Wielu rzeczy nie wiem, jasne, o wielu nie mam pojęcia. 
Ciągle się uczę. Ale nie w tym rzecz. 
Czuję się w tym temacie tak dobrze, że dostaję skrzydeł 
i roznosi mnie energia. 
Czuję się podekscytowana i spokojna jednocześnie. 

 Czuję się tak kompetentna, że spokojnie mogę powiedzieć „nie wiem”.


środa, 3 października 2018

#sexdepl rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie







#sexdepl rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie. 
Dobrze, że ta książka powstała
Dobrze, że towarzyszyło jej tyle szumu i cała, wielomiesięczna kampania. Jestem pod wielkim wrażeniem zaangażowania w ten projekt czasu, wysiłków, kasy. 
Świetnie, że ma tak przystępną cenę. 
Atrakcyjną oprawę graficzną. 
Czyta się ją szybko. 
Składa się z wywiadów z różnymi osobami związanymi zawodowo ze zdrowiem, seksualnością, dobrostanem i edukacją seksualną.

Cieszę się, że mam ją na półce. 
Ale
No właśnie. Ta książka to ważna i potrzebna przeciwwaga do oficjalnego WDŻ, oficjalnej polityki, kultury w której się obracamy. 
To oddech, trochę powietrza. Dystansu. 

Prostota. Konkret. Niezaciemniony przekaz. 
Ale. 
Jedyne zdjęcie, gdzie ludzie są nie w grupie "model look" jest piękne i ...samotne:
 Poproszę o więcej różnorodności. 
Doceniam, że wybrzmiało to w tekście, ale jako "wzrokowiec" zapamiętałam raczej nie zgodę na różnorodność, a dużo szczupłych ludzi. 

No i temat aborcji. Nie mogłam uwierzyć... Temat wielki, ważny, pełen niuansów i dylematów. Temat nie łatwy nawet dla Dalajlamy, tu wygląda na coś na kształt wizyty u dentysty. 
No nie! 
Przekładałam kratkę i po prostu nie mogłam uwierzyć. To już?
Koniec? Temat zamknięty?
Rozumiem, że żyjemy w kraju, w którym dużo jest przeciwnej narracji... Narracji o winie, grzechu i wiecznym potępieniu. 
Ale. 
Jednak. 
To książka do nastolatków i młodych ludzi (czemu jestem pewna, że skorzystają z niej i starsi?!!!), którzy z natury lubią MYŚLEĆ, rozkminiać, zagłębiać się w pytania o sens. 
Sama pamiętam z tego okresu wielogodzinne dyskusje o aborcji. Kłótnie. Spory. 
Marzy mi się, żeby w rozdziale o aborcji było miejsce dla różnych głosów. Tak jak w życiu. Dla jednych to ulga, inni całe życie zastanawiają się czy dobrze zrobili. To decyzja, która może powodować konflikt wewnętrzny, a jeśli nie, to jakoś zmienia bieg życia. Zmienia na zawsze. I już zawsze, w każdym gabinecie ginekologicznym będziemy odpowiadać:
- porody były? 
- siłami natury?
- cesarskie cięcie?
- poronienia?
- aborcja? 
To nasza historia. 
I nie chodzi mi o ocenę. Jestem za wolnym wyborem. Chodzi mi o to, że warto mieć wątpliwości. I warto uwzględniać różne głosy. Te w nas i te dookoła nas. Żeby rożni ludzie mogli się tu odnaleźć  i czuli się zaproszeni.
I być może takie postawienie sprawy, dla wielu osób będzie powodem, żeby odrzucić tę książkę. A szkoda. 

Co jeszcze?
Ładna, wyważona rozmowa o edukacji seksualnej, o tym jak ważne jest by dzieci miały do niej dostęp. Już od samego początku. W domu.
Poza tym sporo w #sexdepl luzu, zdjęcia ciśnienia, zachęty, żeby się nie napinać, że może być dziwnie i śmiesznie i to nie koniec świata. Podoba mi się taki język: "słuchaj swojego ciała", "każdy ma prawo do popełnienia błędu". 
Jest w tej książce wiedza i luz.
Jest też sporo wsparcia dla osób LGBTQAIP+ i fajnie:)
Jest nacisk na szacunek dla Innego.  I dla siebie. 
Jest moja ulubiona Alicja Długołęcka.  
I sporo linków, osób, miejsc, które można dzięki książce odszukać w sieci i dowiedzieć się więcej.


Fajnie, że choroby i ryzyko jakie może nieść współżycie seksualne są opisane tak, że jest to po prostu wiedza, nie straszenie.  
Sporo o antykoncepcji. Fizjologii.Prawach.
Ciekawa jestem co powiedzą o tej książce ci, do których jest skierowana. 
A ja czekam na kolejne. Bo, jak pisałam na wstępie, dobrze, że ta książka jest, ale rynek jest zdecydowanie jeszcze nienasycony:)


 



piątek, 24 sierpnia 2018

Grupa wsparcia dla rodziców dzieci ze specjalnymi potrzebami

Przez 10 tygodni od października będziemy spotykać się w Stu Pociechach. Na byciu, rozmowie. Jeśli czujesz, że to miejsce dla Ciebie - zapraszam, można odpocząć na ławeczce.

czwartek, 23 sierpnia 2018

Ty też jesteś rozczarowana macierzyństwem?

Kiedy decydowałam się, że chcę założyć rodzinę i mieć dzieci, nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy. To znaczy tak, wiedziałam, że będę w ciąży, że pojawi się chłopiec lub dziewczynka, i że mogę być niewyspana przez jakiś czas.  

Myślę, że w głębi duszy liczyłam głównie na dużą ilość nielimitowanej miłości w pakiecie. Chaps. Najeść się, nachapać, dostać.
Za pierwszym razem przez chwilę to nawet działało, bo skleiłam się z cudowną, pachnącą i potrzebującą mnie istotą, nie oddając jej na ręce nikomu przez długie miesiące. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w końcu mi zachciało mi się odkleić, a tu: płacz! 
Pojawienie się drugiego dziecka to była jeszcze większa rewolucja. Wiedziałam już, że dobrze jest zapoznać je od razu z innymi domownikami i pozwalać im też  nosić maleństwo na rękach. Miłości wystarczy dla wszystkich. 
Za to nie wiedziałam jak się rozdwoić... Ćwiczyłam to przez jakiś czas w rozpaczliwych pozach, a dzieci cierpliwie mi pomagały. Chęć zabawy starszego, właśnie wtedy, kiedy chcę usypiać młodszą. Potrzeba powrotu ze schodów do toalety, kiedy kombinezony zimowe są już wciśnięte na wszystkich, itd. Wiecie o czym mówię, prawda?
Nie ukrywam, to był czas totalnej porażki. 
Ja, która "nie krzyczy", krzyczałam. 
Ja, która "tuli i tłumaczy cierpliwie", wyrywałam przedmioty, darłam się i płakałam. 
Ja, która jest oazą spokoju, nie byłam oazą niczego do spokoju nawet zbliżonego. 
Chciałam się ukryć, uciec, na pewno nie chciałam się czegoś uczyć. Ale nie miałam wyjścia:)
To był czas wyruszenia w drogę. 
Zadawania pytań. Poznawania siebie. Czytania. Uczenia się. 
To był czas skakania w przepaść, w nieznane, a przerażone ego pisało testament. 
To był czas, którego bym nie przeżyła w całości bez wsparcia męża, terapii i przyjaciół.
Czasem miałam ochotę odpalić piękny stos z książek Juula. 
Bo gdzie on był, kiedy moje dzieci płakały? Co miałam zrobić z moją złością? Bezradnością? Z lękiem o dzieci i to wszystko?
Sami rozumiecie, że na decyzję o trzeciej ciąży trochę czekałam;)
 

Generalnie macierzyństwo bardzo mnie rozczarowało. 
Poród bolał, noce są za krótkie, dzieci wolą tablet od błota, nie sprzątają w pokoju i ciągle chcą jeść, jakby nie mogły sobie same zrobić. W dodatku to się nie kończy. Jedzą coraz więcej, bałaganią bardziej i jeszcze mają coraz więcej do powiedzenia.Majchętniej wszystkie na raz. CIĄGLE. Kto z własnej woli się na to zgadza?
A małżeństwo to już w ogóle. Skąd brać na jeszcze nie czas i siłę? 

Macierzyństwo mnie roz-czarowało. 
Jestem teraz o wiele silniejsza niż myślałam. 
Jestem tak silna, że uczę się być delikatna. 
Jestem bardziej ludzka. Mylę się, potykam, robię rzeczy, o które siebie nie podejrzewałam. I dalej siebie lubię. Lubię siebie nawet bardziej.
Uczę się na czym na prawdę mi zależy. A na co nie chcę tracić czasu. Bezcennego czasu.
Uczę się mocno angażować. A nie czekać.
Uczę się nie napominać dzieci bez sensu, ale pamiętać, że jestem dla nich przykładem. Częściej widzą mnie szczęśliwą, czy uciekającą w smartfona? 
Uczę się być elastyczna. Ufna. Żywa.
Uczę się, ze nie jestem pępkiem świata, ale jego częścią, częścią całości. 



Macierzyństwo bardzo mnie rozczarowało. 
I dzięki temu spotykam siebie prawdziwą.


Rozczarowało, bo okazało się, że nie dostanę tego czego chcę, ale za to dostanę to, czego potrzebuję.
Zamiast czekać, co mogę dostać, zastanawiam się jak dbać o siebie tak, żeby dawać coś dzieciom. Nie to czego chcą, ale to, czego potrzebują. 
Czasem mi się udaje. Czasem nie. I tak jest dobrze.
Jesteśmy.
Razem.
Cudownie nieidealni.




środa, 11 lipca 2018

Lipiec offline

Kochani! 
Lipiec jest dla mnie czasem off-line. Porządki w domu, ospa najmłodszej;) wyjazd nad jezioro. Mam nadzieję na całkowity slow i zanurzenie w tu i teraz. A od sierpnia wracam z poleceniami książkowymi i nowymi tematami rodzicielskimi.
Uściski i dobrych wakacji dla Was:)


sobota, 9 czerwca 2018

Nago na plaży, czyli znów robi się gorąco.

Nie lubię tematów kontrowersyjnych. Lubię rozmawiać i lubię szukać porozumienia. Ale też doświadczam na co dzień, że to nie unikanie konfliktów, a ich oswajanie, włączanie do swojego życia, jako jego naturalnej części, przynosi dobry skutek. 
Różnimy się. 

Ja i Ty. 

My. 

Różnimy się i możemy żyć obok, ze sobą, blisko, albo kawałek dalej. 
Sztuką jest włączać w nasze życie te różnice. Nie unikać ich. 

 

Nie staram się być kontrowersyjna. Ale jestem "jakaś" i odkąd pamiętam zdarza mi się wywoływać kontrowersje. 
Kiedyś strojami. Zwykle głośnym śmiechem. Poglądami. Wyborami. 
Dla mnie to zwykle zaskakujące. Moje stroje nie wydawały mi się odważne, raczej oczywiste. Śmiech rodzi się bez mojej świadomej woli i dźwięczy.  Poglądy się zmieniają. Ewoluują. Odchodzę od nich i wracam, oglądam z różnych stron. Nie upieram się, że mam monopol na prawdę. A wybory... wybory. Rożnie to bywa. 

 

Zostałam zaproszona do studia Pytania na Śniadanie, żeby opowiedzieć, co myślę o nagości dzieci na plaży. Czytam rożne opinie, fora, co słychać na ten temat w sieci. Ze zdziwieniem przyjmuję fakt, że moje zdanie na ten temat może być kontrowersyjne.  To co wydaje mi się tak naturalne, tak zwykłe i oczywiste, wywołuje tyle emocji.  
Jeśli dziecko chce być nago, niech będzie. 
Jeśli nie chce, niech nie będzie. 
Koniec. Kropka. Na pewno?
Dla przypomnienia artykuł na ten temat, który napisałam w zeszłym roku dla portalu dziecisawazne.pl



 

poniedziałek, 14 maja 2018

Możemy się spotkać - szczegółowa oferta W równowadze.

Często dostaję pytania "a czym ty się zajmujesz" i pomyślałam, że napiszę to w jednym miejscu. Dostępne są takie tematy i formy zajęć i jeśli Was zainteresują to zapraszam do kontaktu - także osoby spoza Warszawy :) 
Możecie mnie zaprosić do siebie, współorganizować je ze mną lub podrzucić mi pomysł, gdzie warto by je zaproponować. O bieżących wydarzeniach info na Facebooku W równowadze.

1. seminaria inspirujące 
To dwu lub dwu i półgodzinne spotkania dla rodziców i wychowawców, na których to ja więcej mówię, ale jest też szansa dla uczestników na wnoszenie własnych pytań, wątpliwości, odmiennej perspektywy.
Tematy seminariów to na ten moment: 
 

- Jestem OK taki, jaki jestem – jak dzieci rozwijają poczucie własnej wartości? 

- Sztuka mówienia „nie” z czystym sumieniem.

- Rodzice jak latarnia morska. O przewodnictwie w rodzinie.

- Agresja - niebezpieczne tabu.

- Dziecko w szkole. 
- Nastolatek w rodzinie - kiedy kończy się wychowanie?
- Seminarium praktyczne - tylko dla osób, które były już na kilku seminariach inspirujących ( u mnie lub innych trenerów) i chcą omówić swoje osobiste przypadki w tym duchu

Szczegółowe informacje na stronie Family Lab.



2. grupy wsparcia dla rodziców (również dla rodziców dzieci z dysfunkcjami, orzeczeniami, dysfunkcjami rozwojowymi)

Cykl 10 spotkań, raz w tygodniu, każde trwające 3 godziny, maksymalna ilość uczestników: 12 osób

3. warsztaty psychoedukacyjne

Tematy warsztatów są bardzo różne i ciągle dochodzą nowe. Dostępne w tej chwili: 

- Mamo, a ty masz siusiaka?
Warsztat o tym, jak wspierać dzieci w rozwoju ich seksualności.
czas trwania 2,5 godziny, grupa do 12 osób


-  Moje dziecko mnie złości. 

(warsztat na licencji Fundacji Sto Pociech, współprowadzony z Anetą Kolanecką, czas trwania - około 10 godzin rozbite na popołudnie plus cały dzień)

4. konsultacje indywidualne - rozmowa pomagająca złapać oddech, zobaczyć swoje sprawy/ problem z innej perspektywy.  Na rodzinę patrzę w duchu psychologii humanistycznej, psychologii więzi, bliskie jest mi rodzicielstwo bliskości, a przede wszystkim wartości propagowane przez Family Lab i Jespera Juula: równa godność, integralność, autentyczność i odpowiedzialność osobista.  Możliwy kontakt osobisty, telefoniczny i przez Skype'a. 

czwartek, 19 kwietnia 2018

Ręce pod kołdrę! Czyli o dotykaniu swojego ciała i tym, że to jest ok.

Ciało to ja. Ciało to mój dom. Jestem moim ciałem. 
Tu biegną moje granicę, czuję to kiedy je przekraczasz, coś się we mnie napina, coś się we mnie kurczy. 


Mam kilka miesięcy. Niezbyt delikatne ręce lekarza badają moje ciało. Badają mnie. Jest w tym niecierpliwość i pośpiech. Chcę się przed tym schować.

Mam nie więcej niż pół roku. Patrzę na deszcz mleka tryskający z piersi mojej mamy, krople błyszczą w słońcu i spadają mi na twarz. To szczęście.

Mam rok. Próbuję zdążyć z siku na nocnik. Zaciskam. Zaciskam. Rozlewające się ciepło przypomina mi, że stało się coś niedobrego. Wstydzę się. 

Mam kilka lat i bardzo boję się spać sama w ciemności. Zaciskam mocno nogi, to jest przyjemne. Skądś wiem, że tak nie wolno, że muszę o tym zapomnieć. 

Mam niewiele więcej. Stoję nad jeziorem. Wieje wiatr. Dociera znad wody, rozgrzany słońcem, oplata mnie i drzewa, które stoją dookoła. Przez długą, powolną chwilę, wiem. Jestem częścią wszystkiego. Jestem wszystkim. Jestem kroplą w oceanie i oceanem w kropli. 
Czuję dreszcz. 
Czuję rozkosz istnienia. 

Mam osiem lat. Idę do komunii. Bardzo się denerwuję spowiedzią. Powtarzam w myślach najprostsze do wypowiedzenia grzechy. Kłamałam, przeklinałam. Kłamałam, przeklinałam. Żeby tylko ksiądz nie pytał mnie o nieczyste myśli i czyny. Czuję zamieszanie, jakby ktoś chciał się siłą wedrzeć do mojego wewnętrznego świata. 

Mam czternaście lat. Chcę wejść po żółtej drabince do jeziora. Zasłaniam się ręcznikiem, bo czuję się gruba i nieatrakcyjna. 
Wiele lat później patrzę na zrobioną tamtego dnia fotografię i widzę przepiękną, zgrabną dziewczynę. 

Mam lat siedemnaście. Wyjeżdżam z przyjaciółką nad morze. Codziennie rano, kiedy wszyscy śpią, wychodzę na plażę, rozbieram się i pływam nago. Sama. 

Mam dwadzieścia kilka lat.  Za sobą dawno pierwszy seks. I drugi. Wstydzę się dotykać samej siebie. To grzech. Od dawna nie chodzę do kościoła, ale to jedno wiem na pewno. 

Pytam o to przyjaciółkę. Czerwieni się. 

Narasta we mnie bunt. Jestem zła. Chcę odzyskać moje ciało. Dla siebie.
Idę na technikę Aleksandra. Inna kobieta dotyka mnie i przekonuje: Czuj. Rozluźnij się. Puść. Wibruj. Żyj. 
Idę na kolejne i kolejne warsztaty, metody, tańce. Dotykam mojego ciała, prowadzę na masaż, na zajęcia z głębokiego oddychania. Głaszczę, poznaję, wsłuchuję się. 
Patrzę na córki przyjaciół, patrzę na swoje córki. Wolne. Nieskrępowane. Dzikie istoty, którym nikt nie mówi: Trzymaj ręce na kołdrze! Czekaj. Bądź cicho. W kąciku. Nie przeszkadzaj. Nie zajmuj sobą miejsca. Nie masz nic do powiedzenia, możemy naruszać twoje granice. Twoje potrzeby liczą się mniej niż innego człowieka.
Czekam. Czekam co z nich wyrośnie. I czuję wdzięczność, że mogę im towarzyszyć, bo ja też się od nich uczę.









































Za każdym razem, kiedy prowadzę warsztaty z rodzicami dotyczące seksualności dzieci, temat masturbacji jest najgorętszy, wywołuje dylematy i wątpliwości. 
A przecież nie brakuje nam wiedzy - są artykuły, wywiady - szeroko dostępne w sieci i jasno mówiące (nawet w kręgach katolickich) masturbacja dziecięca jest to czynność całkowicie rozwojowa.
Jednak wiedza to co innego, a co innego tabu, które ciągle obowiązuje w kulturze, w której żyjemy. Nasze przekonania, wychowanie, podświadomość, lęk i zawstydzenie.
Widać warto to wciąż powtarzać:

Masturbacja jest ok. 
(Zamierzam zrobić sobie taką koszulkę)
Masturbacja nie uzależnia. 
Nie powoduje pryszczy ani chorób. 
Masturbacja nie seksualizuje.
Masturbacja jest normalna. 
Masturbacja jest przyjemna. 
Masturbacja nie jest obowiązkowa. 
Wręcz przeciwnie - jest obszarem wolności człowieka
(W ramach tej wolności dojrzały człowiek MOŻE podjąć decyzję, że w ramach ćwiczenia samodyscypliny, albo/i w imię swoich przekonań, odmawia sobie masturbacji.)
Masturbacja jest częścią CZŁOWIECZEŃSTWA. 
Choć występuje też w świecie zwierząt. 
Ilustracja pochodzi z książki dla dzieci "Życie intymne zwierząt".

Czyli co?
:)
Ciało to wolność. Ciało to siła. Ciało to ja. Ciało to mój najlepszy przyjaciel - jeśli dobrze go poznam i dbam o nie, żyje mi się lepiej. 
Ciało daje nam odpowiedzi na pytania, ciało pomaga wybrać, jest barometrem tego jak się czujemy w jakiejś sytuacji. 
Odcięci od jego mądrości, tracimy wiele. I właśnie odcięci od niego zaczynamy traktować siebie instrumentalnie. 
Dzieci są ze swoim ciałem jednym. Nie boją się go wąchać, dotykać, smakować. Czy to cipka, czy oko, czy kolano, czy miód z ucha. Wszystko jest ważne, ciekawe, a one dążą do poznania i  zrozumienia. 
Niektóre z nich są go bardziej ciekawe, inne mniej. 
Dla niektórych masturbacja będzie codzienną praktyką przez jakiś czas, dla innych bardzo rzadką, lub się nie zdarzy. 
I to co najtrudniejsze dla rodziców - przeważnie dopiero koło 5 roku życia możemy spodziewać się od dzieci, że zaczną rozumieć intymność tej sytuacji i spełniać nasze prośby o nie masturbowanie się publicznie. 
I tak. Wasze dzieci często masturbują się w przedszkolu - poznałam i rozmawiałam o tym z wieloma paniami przedszkolankami, które - uwierzcie - na szczęście najczęściej traktują to jako coś NORMALNEGO. Tak było, jest i będzie. Zawsze. 
Seksualność dziecka jest czym innym niż seksualność dorosłego, czy nastolatka. Dopiero w okresie dojrzewania pojawia się u ludzi typowe napięcie seksualne. Zanim to nastąpi, masturbacja wynika nie z niego -  i potrzeby rozładowania go - ale z mieszanki różnych potrzeb i odczuć. Jest w tym zwykłe napięcie - czasem rozładowane płaczem, czasem obgryzaniem paznokci, a czasem onanizmem. Jest ciekawość. Jest normalna przyjemność, jaką daje dotyk. Jest wrażliwość na odczucia zmysłowe
Najlepsze co możemy zrobić dla siebie i naszego dziecka, to spokojnie i dając sobie czas, uczyć je, że masturbacja jest czymś intymnym. 
Nie ma jednej odpowiedzi, kiedy interweniować w zachowania dziecka. Każda rodzina, sytuacja, dziecko są inne.
W wychowaniu, towarzyszeniu dzieciom ważne jest aby starać się je poznać, zrozumieć i przede wszystkim widzieć. A także jego potrzeby, które kryją się w rożnych zachowaniach. 
Potrzebna jest do tego nasza uważności i refleksja. 
Na pewno warto zareagować jeśli dzieci próbują manipulować w okolicach intymnych jakimiś przedmiotami, które mogą zranić. Wkładanie do pochwy czy penisa różnych przedmiotów, szczególnie o ostrych krawędziach, jest niebezpieczne. Trzeba dać dziecku taką informację i powstrzymać je, jeśli próbuje. 
Jeśli masturbacji u dziecka jest bardzo dużo, jest uporczywa, można przyjrzeć się uważnie sytuacji - czy dziecko ma inne sposoby rozładowania napięcia? Czy dzieje się coś trudnego i dziecko potrzebuje więcej wsparcia? Pomocy? Może pojawiło się rodzeństwo, może rodzice więcej się ostatnio kłócą, może jest nowa pani w przedszkolu? 
Karanie i  napominanie tylko zwiększy napięcie i możemy wpaść w błędne koło.

A jeśli nadal niepokoi nas jej ilość i częstotliwość, skonsultujmy się z mądrym specjalistą. 
Może Dziecko potrzebuje wsparcia w jakimś obszarze, może więcej uwagi i bliskości? A może więcej ekscytujących przygód albo ruchu na świeżym powietrzu? A może warto zbadać integrację sensoryczną?
A może to my potrzebujemy wsparcia, żeby nie reagować nieadekwatnie, nerwowo? Żeby zrozumieć swoje napięcie, zawstydzenie. Warto się zastanowić, co nas stresuje w takiej sytuacji. Może wstydzimy reakcji innych osób? Może silnie wracają wspomnienia zakazów z naszego życia?
Zanim zareagujemy nieadekwatnie na to, że nasze dziecko dotyka swoich miejsc intymnych - odetchnijmy głęboko, pogadajmy z partnerem, żoną, przyjaciółką. Lub specjalistą.

Dajmy sobie czas.
A co z nastolatkami? Mam silne poczucie, że masturbacja jest aktem rewolucyjnym.
Szczególnie dla kobiet, bo o naszej seksualności od lat mówi się i pisze w męskiej narracji, która wszystko widzi przez pryzmat błony dziewiczej (wiecie, że jest mitem?) penisa i penetracji. Co za zubożenie! Dziewczyny dowiadują się jakie mają być dla mężczyzn, żeby były atrakcyjne. A co z prawdziwą atrakcyjnością? Nie tą zbudowaną z oczekiwań innych, ale tą wynikającą ze znajomości siebie, kontaktu ze swoim ciałem, własną mocą?
Sam na sam ze sobą w sypialni, dziewczyny po prostu są. Nikt nie patrzy. Nikt nie ocenia. Nikt niczego nie oczekuje. Sam na sam ze sobą mogą sprawdzać, co tak na prawdę czują, co sprawia im przyjemność. Poznać siebie i postawić siebie na pierwszym miejscu. A potem, kiedy spotkają partnera/partnerkę - na równorzędnym.

Jeśli zaś chodzi o chłopców... Szczerze mówiąc z nimi jest podobnie. 
Uczmy ich że ich ciało to ich przyjaciel, uczmy akceptacji. 
Ja i moje ciało jesteśmy ok. Pragnienia są ok. Nie muszę ich tłumić, wstydzić się ich - mogę poznawać siebie, uczyć się jak sobie  radzić, samoregulować, decydować w sprawach seksu, przyjemności i relacji.
Zakazywanie masturbacji nastolatkom wydaje mi się okrutne - nie dość, że mają jeszcze nie uprawiać seksu, odkładać to na później, to jeszcze coś jest "nie tak" z samodzielnym rozładowywaniem napięcia seksualnego. 


I tak - są osoby uzależnione od masturbacji, pornografii, bo można uzależnić się od wielu rzeczy, ale to nie "przedmiot " uzależnienia jest temu winny. To nie masturbacja powoduje kłopot, ale brak bliskości, lęk, niska samoocena, niska samoświadomość, brak relacji ze sobą, innymi, przeżywane kłopoty, nieumiejętności społeczne, itd. powodują przedmiotowe traktowanie siebie.
Pytanie brzmi: czy badam i eksploruję swoje ciało? Szukam przyjemności?
Czy męczę się ze sobą? Uciekam, używam siebie?


Jeśli chcemy nauczyć dzieci jak palić ognisko, nie możemy być przerażeni ogniem. 
Możemy dawać zaufanie i wiedzę, jak ognia używać w bezpieczny sposób. Rozpalać ognisko z dala od drzew i suchej trawy. Uczyć się  regulować moc płomieni. Umieć je gasić. 
Strasząc seksualnością, nie pozwalając na jej naturalny rozwój, narażamy nasze dzieci na kłopoty - kiedyś mogą całkiem nagle znaleźć się w niewłaściwym miejscu i czasie z zapałkami w ręku.




 

środa, 7 marca 2018

Pamiętam. Przemoc, której nie widać.

Pamiętam to uczucie. Wracam ze szkoły. Mam jakieś siedem, osiem lat. Starsi chłopcy zaczepiają mnie. Pojawia się strach, ale pod nim jeszcze coś. Wstyd. 
Wstydzę się, że oni to robią. 
Wstydzę się, że nie umiem zareagować. 
Wstydzę się, bo babcia będzie zła - mówiła mi wyraźnie, że to moja wina. Jeśli ktoś mnie zaczepia, to znaczy, że to ja COŚ robię. Ale co?
Wstydzę się, bo takie bycie w centrum zainteresowania jest nieprzyjemne
Wstydzę się, bo przecież jednocześnie jest przyjemne.
Wszystko mi się miesza, moje uczucia są jak pranie w czasie wirowania pralki. Nie rozumiem co się dzieje.
I najgorsze - wiem, że jestem z tym sama. Każda próba powiedzenia komuś jest skazana na niepowodzenie.
Nie mam na to słów, nie mam przestrzeni, mam strach.

Kilka lat wcześniej. Jeszcze nie chodzę do szkoły. Odwiedza mnie syn sąsiadki. Bawimy się. Jest lato i ciepło. Włazimy w krzaki i w jakiejś intensywnie rozciągniętej chwili pokazujemy sobie, co mamy pod majtkami. To bardzo ciekawe, wręcz ekscytujące. 
Niestety babcia nas przyłapuje i awantura jest do wieczora - krzyki, zawstydzanie, kara. Poczucie, że to był koniec świata. 

Przewijam taśmę. Mam jakieś 13 lat, zaczynają mi rosnąć piersi. Idę ulicą w wakacje z moją ciocią. Jakiś człowiek, dla mnie stary, zatrzymuje się i zaczyna mówić o moich piersiach. Jak mu się podobają. Umieram, rozpadam się  na kawałki i chcę zniknąć.  Na szczęście ciocia odpiera atak, choć widzę, że to dla niej też trudne. 

Kilka lat później, jakiś chłopak podchodzi do mnie na ulicy i po prostu dotyka moich piersi. Jestem jak sparaliżowana. Dopiero po chwili zaczynam wrzeszczeć. On ucieka. Płaczę i przez wiele dni próbuję otrzepać się z jego dotyku. 

Znów jestem mała. Jeszcze nie zaczęłam szkoły. Na większości rodzinnych przyjęć leje się alkohol, dziadek chce wiedzieć za kogo wyjdę za mąż. Może za niego? 
Jest mi niedobrze. Chcę się schować. Ale wszyscy się śmieją. To wesołe, no, idź do dziadziusia na kolana. 
Umieram wtedy po kawałku. 
Wciskam te uczucia gdzieś, gdzie będą czekały wiele lat, aż nauczę się głośno wrzeszczeć i krzyczeć. 
Odrazy do mężczyzn nie pozbyłam się do tej pory. Brzydzę się większości z was, tak generalnie, bo po prostu ciągle jeszcze nie rozpakowałam wszystkiego, każdej takiej sytuacji... Było ich tak wiele, ze przesiąknęłam nimi i z trudem wierzę, że może być inaczej.
To przez takie okulary patrzę na świat. 
Zdejmuję je czasem, przecieram, ale po chwili zauważam, znów są na moim nosie, zrośnięte ze mną. 
Nie wiem czy kiedykolwiek się to zmieni. Mam nadzieję.
Pracuję nad tym, bo ciągle jeszcze na samą myśl o tych i innych sytuacjach trzęsę się cała. 
TRE, terapia, Lowen, łzy, łzy, łzy i wrzask.
W moim widzeniu świata  pojawiła się szczelina. Mała, wąska szczelina. 
Mój pierwszy chłopak. 
Delikatny, wrażliwy, pełen szacunku do świata i do mnie.
Zawdzięczam mu pomysł, że może być inaczej.
Nauczyciel na zajęciach z Lowena. Pełen męskiej siły, dzikości. 
I jednocześnie niezwykle uważny, szanujący moje granice. 
Tak. To coś nowego.
Teraz rozglądam się i potrafię wskazać  fajnych facetów, takich, przy których czuję się bezpieczna.Zaczęłam i ich widzieć.
By tak było muszę jednak wykonać codzienny wysiłek przedarcia się przez przekonania z dzieciństwa. Ciążą mi. 
Przeszkadzają. 
Są zawsze na pierwszym miejscu, trzeba je wypraszać bez końca. 


Wulgarność, przekraczanie granic, żarty nie w porę i pod niewłaściwym - bo dziecka - adresem, albo po prostu w jego towarzystwie.
To przemoc.

Jest jak kamienie, które noszę w dłoniach. Zanim zaufam, ściskam je na wszelki wypadek. 

Dlatego to takie ważne:
- pytam  o zgodę, zanim kogoś dotknę, nawet jeśli to "moje" dziecko
- bez pytania nie komentuję czyjegoś ciała (wyglądu, wagi itd)
- wobec zakochań dzieci staram się być delikatna i subtelna
- dbam o to jak mówię o seksie, cielesności, choć nie zawsze trzeba na poważnie, można bez wulgaryzmów
- ćwiczę się w uważności, żeby nie zawstydzać, nie przekraczać
- nie karzę naturalnej ciekawości
- odpowiadam na pytania o seks, tak jak na pytania o dziurę ozonową
- mam absolutną zgodę na dziecięce zabawy "w doktora", eksplorowanie i doświadczanie, wiem, że to rozwojowe, naturalne i ważne
- pukam, kiedy drzwi są zamknięte
Staram się pamiętać, że drugi człowiek, druga istota, niezależnie ile ma lat, jest święta, jest jak szanowany gość, a ciało to mieszkanie duszy.