czwartek, 28 stycznia 2021

Period. Miesiączka. Okres. Zapraszam nas do odwstydzania ciała i seksualności, żeby nam się lepiej i zdrowiej żyło:)

Wiele zależy od tego jak patrzymy na ciało, płeć, seksualność. Pierwsze i najważniejsze dla mnie pytanie, czy za moimi działaniami stoją czułość i troska o dobrostan, czy strach, wina i wstyd. 



Seksualność ma w naszym kraju słabo: pierwsze skojarzenia to jednak kłopoty i grzechy przeróżne. 


A ja lubię patrzeć na nią jak na światło, jak na latawce nad Bałtykiem, jak na pomarańcze na talerzu.

Światło jest takie różnorodne!

Sznurek czasem się poplącze, ale jest też szansa na niezłą zabawę. Możesz bawić się sam, albo z kimś.

Nabierasz wprawy.

Pomarańcze możesz podarować, namalować, zejśćTak, skórka bywa gorzka, ale nadaje się do ciasta. Albo do ususzenia.  Może lubisz jeść ćwiartki pomarańczy... Możesz pić sok. A może wrzucasz plasterki do herbaty. 

Seksualność to nie kwestia tajemna. To całkiem zwykła sprawa, bardzo ważna, bo dotyczy naszego zdrowia, szczęścia i ogólnego dobrostanu. 



Warto tę seksualność w Polsce jakoś od-ciążać. 

Zdejmować z niej te masy błota jakie na niej zaległy. 


Można lekko.

Można prawdziwie. 

Można jak najbezpieczniej. 


Można otwarcie. 

Można z miłością. 

Z empatią. 

Troską. 


Wiedza o seksualności  jest nam szalenie potrzebna. 

Wiedza o własnej fizjologii i własnej naturze jest nam potrzebna!

Nikt nie kwestionuję, że jeśli chcę prowadzić auto, warto żebym coś o nim wiedziała (benzyna, diesel czy gaz?) i mieć prawo jazdy... 

Co by było, gdyby kierowcom odmawiano wiedzy?

Jak zmienić koło?

Hmmm, dowiesz się jak będziesz starsza/y...

Co gdybyśmy przychodząc do mechanika wstydzili się powiedzieć: "trzeba wymienić olej". 

Co by było, gdyby kobiety mogły jeździć tylko do 30 km/h a mężczyźni tylko szybciej niż 50?



To nie ma sensu, prawda?


Tak samo jak całe to napuszenie i nadmuchanie wokół seksualności. 

Mamy ciała, te ciała są zdolne do przyjemności, a także do tworzenia nowego życia. 

Energia z tym związana ma siłę transformowania nas.

Po prostu. 

Dotyczy to mnie i Ciebie. 


Tajemnice i brak wiedzy nie pomogą nam dbać o siebie i innych. 



I tak jeśli rodzimy się z ciałem kobiety, najczęściej mniej więcej rok po tym jak zaczynają rosnąć nam piersi, dostajemy pierwszy okres.

Czasem mamy wtedy 10, częściej 12, 13 lat. Jeśli masz 16 i nadal czekasz na pierwszą miesiączkę, warto skonsultować się z lekarzem ginekologiem i sprawdzić, czy tak po prostu jest, czy tez są jakieś medyczne powody. 

Zapytaj też mamy i babci. Ich historia z miesiączką być może powie Ci coś o Tobie. 

A może nie. 

Zapytaj przyjaciółek. Mów, gadaj, opowiadaj, pytaj, szukaj słów. 

Miesiączka jest tematem tabu w kulturze, ale wcale nie musi nim być. 



Im częściej powiesz: mam okres, tym swobodniej będziesz się z tym czuła. 

Im lepiej zrozumiesz cykle, którym podlegasz, tym lepiej będziesz też rozumiała siebie i będziesz mogła zaplanować kiedy więcej wysiłku (środek cyklu) a kiedy więcej odpoczynku (miesiączka). 



Mi pomaga sprawianie sobie drobnych przyjemności. Ładna kosmetyczka na podpaski. Długa gorąca kąpiel, kiedy czuję się gorzej. Zaglądanie na profil Pani Miesiączka na instagramie:)

Szukanie pięknych grafik z krwią menstruacyjną na Pintereście


No i kupowanie kolejnych książek:)

Ta najnowsza, z której pochodzą ilustracje, to PERIOD, Natalie Byrne. 

Wydana trzy lata temu przez B\T\H. 


Jest cudna. 

Lekka. 

Pełna rysunków i skondensowanej wiedzy. 

















Odzyskujmy dla siebie nasze ciała bezwstydnie i bez wstydu:)

piątek, 22 stycznia 2021

Zmagania z tęczą wystającą z szuflady ;)

Widzę Cię, mamo córki, która nie nosi sukienek. 

Słyszę, Cię, mamo syna, który haftuje i robi na drutach. 

Widzę, jak Ci trudno. 




Rozstałaś się z mężem, albo ciągle lawirujesz między nim a dzieckiem, ciągle się kłócicie o "to". 

Sąsiadka "patrzy". 

Dzieciaki w szkole znów powiedziały "pedał". 

Ktoś podstawił nogę. 

Ktoś napluł. 

Ktoś obiecał wpie*dol. 


Boisz się. 


O swoje dziecko. O jego rodzeństwo. O siebie. O swoje małżeństwo. O pracę, o przyszłość, o teraźniejszość. 

Nie wiesz jak mówić, jak tłumaczyć. 

Jak chronić. 

Nie wiesz, co myśleć. 


Przyszłaś na warsztaty.

Najpierw milczysz. Tylko słuchasz. Potem odważasz się otworzyć. 

Jesteś zaskoczona, że nikt się nie śmieje, że inni się troszczą i martwią razem z Tobą. 

Rzadko masz do czynienia ze wspólnotą, serdecznością, zrozumieniem. 

Rzadko możesz mówić swobodnie. 

Jesteś napięta i gotowa na atak. 

Pochodzisz z małej wioski, miasteczka, z dużego miasta... To nie ważne. I tak Twoja historia wygląda często podobnie. To historia szukania wsparcia daleko, daleko poza domem. Poza najbliższymi. 


Straciłaś już męża (nie zawsze, ale zaskakująco często), przyjaciółkę. Nie wiesz jak powiedzieć w pracy, o rodzicach i teściach nie wspominając. Wzywają Cię do szkoły.


Płaczesz. 


Opowiadasz i płaczesz. 

Mówisz, że tylko Ty akceptujesz swoje dziecko. 

Pytasz czy jest jeszcze szansa, że się zmieni?


Mówisz, może to mu/jej minie?


Może to nic nie znaczy?



Opowiadasz. Słowa czasem utykają. Po każdym zdaniu jest cisza i sprawdzenie czy nie za dużo?

Czy rozumiem?


Czasem słowa płyną strumieniem, jakby czekały, aż wreszcie będą mogły się uwolnić. 


Ty od początku to czułaś. Albo spadło na Ciebie jak grom z jasnego nieba. Myślała, że to chwilowa fanaberia. Albo potraktowałaś poważnie. 

Dziwnie Ci z nowymi końcówkami, nowym imieniem Twojego dziecka. 

Ale się starasz.

Czy to dobrze?


Twoje dziecko jest w trakcie korekty płci. 

Twoje dziecko wyjechało z kraju. 

Twoje dziecko akceptuje swoją płeć biologiczną, ale innym jakoś za słabo wpisuje się w wyznaczoną szufladkę.  

Twoje dziecko się dziwnie ubiera.

Obojętne. Po prostu dla świata jest inne



Twoje dziecko doświadcza przemocy. 

Musisz wybierać: mąż czy syn/córka.

W Waszej okolicy nikt inny nie ma takiego "problemu". 


Nikt. 


To oczywiście nie prawda. 

Prawie wszystkim nam tęcza mniej lub bardziej wystaje z szafy. 

Odkrywasz to kiedy znajdujesz pierwszą grupę wsparcia. 

Otwierasz oczy szeroko. 


Zaczynasz czuć nie tylko strach. 

Zaczynasz czuć też złość. 

Zaczynasz czuć radość. 

Wsparcie. 

Może zaczynasz nosić tęczową torbę?


Twoje historie są bardzo różne. 

Różnie się zaczynają i różnie kończą. 

Ale najczęściej pełne są niepokoju i zmagania. 

Zmagania ze sobą, swoimi przekonaniami, z rodziną, otoczeniem, podziałami na to co ok i nie ok dla świata. 

To wymaga wysiłku. 

Warto, bardzo warto szukać wsparcia!







Sięgaj po nie. 

Wybacz sobie, że nie wiesz, że nie umiesz, że kiedyś w złości powiedziałaś... 

Wybacz sobie, że czujesz to wszystko: zagubienie, strach, niepewność. 

Nie wiń się za wczoraj. Pielęgnuj dziś i dbaj o jutro. 

Będziesz się mylić. 

Jak każdy.

Po prostu pokaż, swojemu dziecku, że jest dla Ciebie ważne. Że Ci zależy. Zapytaj jak się ma. 

Znajdź w sobie ciekawość. 

To jak przeprowadzka do nowego miasta. 

To jak zwiedzanie.

Dasz radę. 




Bardzo Ci kibicuję! 




PS. Nikt z nas nie jest wolny od konfliktu: na ile być sobą, indywidualnością i dbać o swoją integralność, a na ile współpracować z innymi i zyskiwać przynależność. 

Tego konfliktu nie da się rozwiązać, można tylko szukać własnej równowagi. 

Własnego przepisu na życie. 


Wiem też, że są akceptujący, zmagający się i poszukujący ojcowie. Akurat ja spotykam mamy. I do nich chciałam napisać list. 




Pandemia. Rozmasuj sobie serce.

Grudzień minął a ja nadal mało piszę. 

Wyrzuciłam fb z telefonu. 

Wszystko wydaje się trudne i trochę straszne. 



Osunęłam się już głęboko w głąb. 

W "nie wiem". 

W "nie". 

Głęboko w sam środek "boję się". 

W "czy jestem coś warta, kompetentna, potrzebna?"

Głęboko w wątpliwości dzielone na cztery i zajadane ciastkiem, zawijane w koc. 

Nie, to nie jest depresja. 

To nie są jakieś "zaburzenia". 

To kawałek mnie i mojego życia, który teraz potrzebuje uznania, ugłaskania, przytulenia, zobaczenia i zintegrowania. 

To nie coś do wyleczenia. 

To coś do pokochania. 



Przyglądam się cyklom, sensom i zakrętom w życiu. Czasem miesiącami jestem na fali, surfuję w pięknym flow, w mocy. Czasem spadam i boję się, czy w ogóle potrafię jeszcze wdrapać się na deskę. 

W tym roku ten cykl jest inny, podbity pandemią. 

Pamiętajcie o tym, dobrze?

Pandemia to nie przelewki.

Kiedy wymagacie od siebie więcej, kiedy złościcie się na siebie, albo bliskich. 

Kiedy oceniacie siebie daleko poniżej minimum rodzicielskiego czy innego.

Kiedy jesteście gotowi docisnąć sobie poprzeczkę... 



Ok, rzeczywiście, są rzeczy które trzeba ogarnąć.

Ale najpierw można wskoczyć do wanny. Zrobić sobie herbatę. Poruszać się. Porozmawiać z kimś życzliwym. Poczytać książkę. 

Między muszę, powinnam, włożyć "chcę", "wybieram". 

Wybieram spacer do lasu. 

Wybieram poproszenie o pomoc. 

Wybieram odgrzewany obiad. 

Wybieram ...


Większość z nas potrzebuje rozmów, kontaktu, spojrzeń, energii innych ludzi. 

Wzajemnie się zmieniamy, inspirujemy, wkurzamy, napędzamy, doładowujemy.

Teraz jest tego mało, o wiele za mało. 

Nie zastąpi tego onlajn. 

Wybuch śmiechu, czułe objęcie, działają inaczej z bliska. 

Dostrajamy się do siebie, rozwibrowujemy inaczej, kiedy fizycznie jesteśmy blisko.

Łatwiej nam też czasem (a czasem trudniej...) odpowiedzieć na to najważniejsze pytanie: "kim jestem", kiedy obok są inni. Kiedy się zaczepiamy, ścieramy, ograniczamy.

Kim jestem w sali pełnej uczestników warsztatów? Kim jestem wśród przyjaciółek?

Kim zamknięta w domu, ciągle z dziećmi?

Nie wybraliśmy tej izolacji, nie wyruszyliśmy do pustelni z zamiarem medytowania, za grubą kasę i z obietnicą certyfikatu.

To ona: zima zmieszana z pandemią nas wybrała. 

Zapędziła w ciemny róg, a może zaprosiła do spotkania?



Świat wokół nas nie lubi nie wiedzieć. Nie lubi bezradności, wahań, niewiedzy, lęku i rozpadania. 

Odwraca się od nich. 

Ale to tak jakby uznawał tylko jedną swoją połowę. 

Nie da się żyć w połowie.

Albo żyjemy, albo udajemy. 

A że zaboli?

Tak. 

Ale poczujemy. 




Zgodzić się na to, że czasem jest źle, czasem boli, czasem się boimy, oberwiemy, popłaczemy, wygłupimy, coś spieprzymy, to zgodzić się na to, że czasem nam się uda, czasem zatańczymy, czasem pokochamy, czasem pofruniemy. My. Nie nasza połowa.