Poradnia K wydała książkę "Dachołazy" autorstwa Katherine Rundell.
Można czytać tę książkę jak szaloną przygodę o pogoni po
dachach Paryża. Pogoni za Marzeniem. "Nie przekreślaj możliwego"
powtarzają jej bohaterowie i zaklinają rzeczywistość. Świat nie ma
wyjścia, musi dać się im zaczarować, dokładnie tak jak i ja się dałam.
Jednym z patronów tej książki jest Family Lab.
Nie przypadkiem.
Jeśli
chcecie dowiedzieć się jak może wyglądać w praktyce to o czym pisze w
swoich książkach o rodzicielstwie i relacjach Jesper Juul, to właśnie
nadarza się okazja.
A wszystko przez to, że pewien naukowiec wyłowił z oceanu roczną dziewczynkę i postanowił ją pokochać.
" -
Widzi pani? Wygląda na bardzo inteligentne dziecko. - Zobaczył, że
Sophie ma długie, zwinne palce. - I ma włosy koloru błyskawicy. Jak
można się jej oprzeć?
-
Będę musiała tu przychodzić i sprawdzać jak ona się miewa, a nie
narzekam na nadmiar czasu. Mężczyzna nie może opiekować się dzieckiem
sam.
-
Oczywiście, proszę przychodzić - odparł Charles, a potem dodał, jakby
nie potrafił się powstrzymać: jeśli pani koniecznie musi. Postaram się
być wdzięczny. Ale to ja ponoszę odpowiedzialność za to dziecko, rozumie
pani?
- Przecież to jest dziecko, a pan jest mężczyzną!
- Podziwiam pani spostrzegawczość - odrzekł Charles. - Przynosi pani chlubę swojemu optykowi.
- Ale co zamierza pan z nią robić?
Charles miał zdezorientowaną minę.
- Zamierzam ją kochać. To powinno wystarczyć, jeśli wierzyć poetom, których czytałem.
(...)
- Jestem pewien - powiedział - że tajemnice opieki nad dziećmi, chociaż mroczne i zawikłane, nie są nieprzeniknione."
Kiedy myślę o rodzicach i dzieciach na pierwszym planie widzę miłość. Tak wiem, są też nieposprzątane zabawki, choroby, lęk, zmęczenie...
A jednak upieram się, że to miłość jest najważniejsza.
To dla niej najpierw chcemy "mieć" dzieci i to z niej najczęściej się rodzą. To ona jest tym, co chcemy im dawać.
"Kocham cię", powtarzamy często niemowlakowi, przedszkolakowi i coraz starszemu człowiekowi.
Zdarza się jednak, że choć bardzo kochamy nasze dzieci, one tego nie czują. Nie postrzegają naszych słów i działań jako płynących z miłości. Komunikacja szwankuje. Cierpimy wtedy, czujemy się winni, a nasze poczucie własnej wartości jest podkopane. Wpadamy w blednę koło: zachowujemy się coraz gorzej i czujemy się coraz gorzej.
Jesper Juul zaleca w takiej sytuacji sprawdzenie jak w naszej rodzinie mają się cztery filary familylabowego podejścia.
Autentyczność.
Równa godność.
Integralność.
Odpowiedzialność osobista.
"Dachołazy" są całe przepełnione tymi wartościami. W skrócie można by je podsumować: "błyszczące oczy".
"Wybierali się na koncert i byli już prawie gotowi do wyjścia z domu, kiedy do środka wtargnęła panna Eliot.
- Ona nie może wyjść z domu w tym stanie! Jest cała upaćkana! Nie garb się Sophie.
Charles z zainteresowaniem spojrzał na czubek głowy Sophie.
- Doprawdy?
- Panie Maxim! - warknęła panna Eliot. - Dziewczyna ma całą bluzkę w dżemie!
- To prawda. -Spojrzał na pannę Eliot z uprzejmym zdziwieniem. - Jakie to ma znaczenie?
Jednak
kiedy zobaczył, że panna Eliot sięga po notes, wziął do ręki ścierkę
i wytarł nią Sophie tak delikatnie, jakby była obrazem.
Panna Eliot prychnęła.
- Jeszcze na rękawie.
- Resztę spłucze deszcz. Dzisiaj są jej urodziny.
- Higiena obowiązuje nawet w urodziny! Nie zabiera jej pan do zoo.
-
Rozumiem. Wolałaby pani, żebym zabrał ją do zoo. - Przechylił głowę na
bok. Przypominał Sophie wyjątkowo dobrze wychowaną panterę. - Może nie
jest jeszcze za późno, żeby oddać bilety.
- Nie to miałam na myśli. Ona narobi panu wstydu. Ja bym się wstydziła z nią pokazywać.
Charles spojrzał na pannę Eliot, która spuściła wzrok jako pierwsza.
-
Ma błyszczące buty i błyszczące oczy - powiedział. - Tak jest
dostatecznie elegancko. - Wręczył Sophie bilety. - Wszystkiego
najlepszego, moje dziecko."
Dawno nie spotkałam w literaturze tak zachwycającej pary: ekscentryczny naukowiec i dziewczynka, której błyszczą oczy. Może to nie przypadek, że Sophie, jak Pipi Pończoszanka nie chodzi do szkoły? Że jej autonomia jest szanowana i nikt nie mówi do niej "jak do dziecka"? Na tym zresztą nie koniec podobieństw między Sophie a bohaterką Astrid Lindgren: obie są pewne siebie, maja niezwykły kolor włosów, obie za nic mają konwenanse i schludny strój, obie tęsknią do mamy, której im brakuje. Tylko, że Sophie nie wierzy w śmierć swojej i ma przy sobie dorosłego, który ją wspiera.
Wspierający dorosły - to znacząca różnica.
Charles stoi za Sophie murem i mówi do innego dorosłego:
"Nie docenia pan dzieci. Nie docenia pan dziewczynek."
Kto z nas nie chciałby usłyszeć takich słów?
Styl wychowania, jak stosuje Charles, można spokojnie nazwać tak, jak Jesper Juul nazwał jedną ze swoich książek: "zamiast wychowania". Sprawdza się wspaniale, bo przecież wiemy nie od dziś, że dzieci nie słuchają naszego
gadania, gderania, przemów i monologów. Patrzą jak żyjemy i kim
jesteśmy, i to naśladują.
"W jednym z pokojów Krajowego Urzędu Opiekuńczego w
Westminsterze była szafka, a w szafce czerwona teczka z napisem
"Opiekunowie: ocena charakteru". wewnątrz czerwonej teczki znajdowała
się mniejsza, niebieska teczka z napisem "Maxim, Charles". Po jej
otworzeniu można było przeczytać następujące słowa:? C.P.Maxim jest
oczytany, jak można się spodziewać po naukowcu, a ponadto hojny,
niezdarny i przedsiębiorczy. Jest ponadprzeciętnie wysoki, ale z
zaświadczeń lekarskich wynika, że poza tym jego zdrowiu nic nie
dolega. Żywi uparte przekonanie, że potrafi się zajmować swoja
podopieczną."
Być może takie rzeczy
są zaraźliwe, ponieważ Sophie wyrosła na osobę wysoką, hojną, oczytaną i
niezdarną. Jako siedmiolatka miała długie i cienkie jak parasolki nogi
i dorobiła się całej listy upartych przekonań."
Nie zdradzę Wam więcej, żeby nie popsuć Wam frajdy z poznawania kolejnych, niebanalnych bohaterów tej książki.
U nas z zaangażowaniem i przyjemnością słuchała jej czterolatka, dziewięciolatka i dwunastolatek.
A ja czytałam im z równie wielką przyjemnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz