czwartek, 16 marca 2017

O szpinaku, "niegrzecznych" dzieciach i odpowiedzialności za domowe awantury.

Kiedy byłam mała, bardzo nie lubiłam szpinaku. Zielona breja na talerzu przyprawiała mnie o odruch wymiotny. Ale szpinak był wszędzie. I kaszanka. W przedszkolu, w sanatorium, w domu. Podobnie było z cebulą i porem, które moja mama wyjadała z zupy i, widząc moją wykrzywioną minę, mówiła: jak dorośniesz, to polubisz!
Kaszanki nigdy nie polubiłam, ale szpinak! Cebula! Por! Mniam:))) 
 
No i oczywiście teraz to moje dzieci patrzą z obrzydzeniem, jak się zajadam zieleniną , a ja spokojnie mówię, że może kiedyś polubią, bo to co lubimy się zwyczajnie zmienia.
 
Pamiętam też z dzieciństwa jak bardzo wierzyłam, że kiedy dorosnę to albo nigdy (PRZENIGDY!!!) nie będę miała dzieci, albo będę taką super-mamą: cierpliwą, rozumiejącą, czytającą w sercach, otwartą, wspierającą, a na pewno, ale to na 100% nigdy na moje dzieci nie będę krzyczała!


No, poszło jak ze szpinakiem. 
Krzyczę. Nie zawsze rozumiem. Nie wspieram tak jak bym chciała. Często wolę pisać o dzieciach niż się z nimi pobawić. Z cierpliwością też  jest bardzo różnie. 


W zasadzie towarzyszy mi dojmujące poczucie, że ciągle jestem spóźniona. Kiedy załapuję, co się dzieje w dziecięcych emocjach, jest już nowa III wojna światowa i trzeba bawić się w detektywa od nowa. 
Kiedy odkrywam jak postępować w jakiejś sytuacji, okazuje się, że to działa tylko czasem, albo tylko z jednym z dzieci. 
No tak, bo dzieci to ludzie, a nie urządzenia i nie ma jednej metody. Nie ma żadnej metody. Jest wyczucie, empatia, oddech. 
A czasem brak oddechu. 
Jest relacja. A czasem jest tylko zmęczenie.
 

Na prawdę czasem nie rozumiem moich dzieci?
Tak, na prawdę. 
Gdyby dziecko chciało jak ja zostać artystką, nosić rozwiane włosy, dziurawe spodnie i malować wszędzie kwiaty... Proszę bardzo, ten rodzaj buntu rozumiem. Akceptuję. Chce być pisarzem, aktorem, poetą? Proszę bardzo. 
Chce podróżować dookoła świata? Czemu nie.
Ale być e-sportowcem???!!! Co to w ogóle jest? Siedzenie przy komputerze - jak to niszczy oczy i plecy! I  co to w ogóle za e-praca???!!! 
I to ja go urodziłam???


Inny. Inna. Inny człowiek. Drugi. Osobny. Nie ja. 
Lekcja uważności. Pokory. Miłości. 
Lekcja zaufania.


Nie wiem jaki będzie świat jutro. Nie wiem do czego oni rosną. 
Mogę tylko ufać i wierzę, że to moje zaufanie jest najlepszym, co może być. Jest tym tajemniczym składnikiem, który sprawia, że w niektórych domach kwiaty lepiej rosną, psy szczekają weselej a dzieci... Dzieci nie muszą się chronić przed rodzicami.
 
Wiem, że nie są mną i ich zadaniem nie jest spełnianie moich marzeń i leczenie moich traum. Ich zadaniem jest przeżywanie ich własnego życia i wzrastanie tak, żeby być jak najbardziej sobą samym. Autentycznym. Żywym. Czującym. Na ile potrafią. 
 
Moim zadaniem jest zajmować się sobą.
 

Moim zadaniem jest  ogarniać moje sprawy i pozwalać im ogarniać ich. Pozwalać na samodzielność.
 


Moim zadaniem jest być tak szczerą, prawdziwą i obecną jak tylko potrafię.
Moim zadaniem jest dawać im przestrzeń.

Pozwalać im na bycie dziećmi. 
 
I widzieć ich takimi jacy są.  To takie trudne, przestać widzieć siebie, a widzieć dziecko. To konkretne dziecko w jego istocie, w jego osobności i inności. Nie siebie małego. 
Jedna taka osoba w naszym życiu, ktoś kto nas zobaczy i jesteśmy uratowani:)
Za to kiedy pojawiają się jakieś trudności patrzę bardziej na siebie. Bo tylko siebie mogę zmieniać. Tylko. Ale uczę się patrzenia z uważnością i łagodnością. Bo jestem taka jaka jestem. Poczucie winy nie pomoże. To największa lekcja od pana Juula.
Uważność i łagodność wobec siebie pomagają wybaczać sobie uniesiony głos i robić krok, żeby następnym razem się udało powiedzieć ciszej, albo chociaż przeprosić. 
Patrzenie na siebie z uważnością i łagodnością pomaga zobaczyć również innych z uważnością i łagodnością.


To dość ekstremalne spojrzenie - dziecko nigdy nie jest winne. Ale wspaniale porządkuje relacje. To ja - dorosła - jestem w pełni odpowiedzialna za relację z dzieckiem i atmosferę w domu. To ja mam moc wprowadzania zmian, dbania i sięgania po pomoc. Dziecko, kiedy cierpi, kiedy dzieje się coś złego, ma tylko krzyk, bicie i kopanie. Ma wszystko to, co nazywamy niegrzecznością. 
Na tym polega dziecięca kompetencja. Daje nam autentyczny feedback, autentyczną informację o tym jak nam się w rodzinie układa. 
Cóż, że zaszyfrowaną...
Kiedy przyjrzymy się "złym" zachowaniom dzieci, zawsze stoi za nimi jakiś ból, jakieś wykluczenie.  
Do nas dorosłych należy przełożenie języka agresji na język bardziej zrozumiały. 
Bijesz braciszka? Aha, spędzam z nim więcej czasu i czujesz się odrzucona?
Rozbiłeś mój ulubiony kubek? Nie zauważyłam, że masz kłopoty i nie wiesz jak mi je wyjawić?
Kłócisz się tak bardzo z siostrą co wieczór, bo wiesz, że za chwilę zgasimy światło i zostaniesz sam ze swoim wielkim strachem przed ciemnością?
Nie daje się z tobą wytrzymać?Właśnie zaczęły pylić drzewa, na które jesteś uczulony i wszystko cię drażni.
 
Nie, nie wierzę, że to się będzie zawsze udawało. Nie wierzę w rodziców supermocarzy. Jesteśmy ludźmi i mamy swoje ograniczenia. Niedopitą kawę, marzenie o odpoczynku, czy dobrej książce. Mamy kłótnie z szefem, niespłacony kredyt czy teścia w szpitalu. 
Ale pamiętajmy. Jeśli zobaczymy w każdym zachowaniu dziecka jego kompetencję, współpracę, dobra wolę, łatwiej rozwikłamy tę naszą domową rozsypankę. 

 

2 komentarze:

  1. Cudnie napisałaś! Zgadzam się w 100% :)
    I jeszcze żałuję, że moi rodzice tego wszystkiego nie wiedzieli - o ile łatwiej byłoby teraz moim dzieciom i mnie samej...
    A zmieniając temat - jaką fajną przestrzeń tutaj stworzyłaś :)
    Pozdrowienia!
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, cieszę się, że jesteś i rozgaszczaj się:)))

      Usuń