Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zaufanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zaufanie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 stycznia 2021

Pandemia. Rozmasuj sobie serce.

Grudzień minął a ja nadal mało piszę. 

Wyrzuciłam fb z telefonu. 

Wszystko wydaje się trudne i trochę straszne. 



Osunęłam się już głęboko w głąb. 

W "nie wiem". 

W "nie". 

Głęboko w sam środek "boję się". 

W "czy jestem coś warta, kompetentna, potrzebna?"

Głęboko w wątpliwości dzielone na cztery i zajadane ciastkiem, zawijane w koc. 

Nie, to nie jest depresja. 

To nie są jakieś "zaburzenia". 

To kawałek mnie i mojego życia, który teraz potrzebuje uznania, ugłaskania, przytulenia, zobaczenia i zintegrowania. 

To nie coś do wyleczenia. 

To coś do pokochania. 



Przyglądam się cyklom, sensom i zakrętom w życiu. Czasem miesiącami jestem na fali, surfuję w pięknym flow, w mocy. Czasem spadam i boję się, czy w ogóle potrafię jeszcze wdrapać się na deskę. 

W tym roku ten cykl jest inny, podbity pandemią. 

Pamiętajcie o tym, dobrze?

Pandemia to nie przelewki.

Kiedy wymagacie od siebie więcej, kiedy złościcie się na siebie, albo bliskich. 

Kiedy oceniacie siebie daleko poniżej minimum rodzicielskiego czy innego.

Kiedy jesteście gotowi docisnąć sobie poprzeczkę... 



Ok, rzeczywiście, są rzeczy które trzeba ogarnąć.

Ale najpierw można wskoczyć do wanny. Zrobić sobie herbatę. Poruszać się. Porozmawiać z kimś życzliwym. Poczytać książkę. 

Między muszę, powinnam, włożyć "chcę", "wybieram". 

Wybieram spacer do lasu. 

Wybieram poproszenie o pomoc. 

Wybieram odgrzewany obiad. 

Wybieram ...


Większość z nas potrzebuje rozmów, kontaktu, spojrzeń, energii innych ludzi. 

Wzajemnie się zmieniamy, inspirujemy, wkurzamy, napędzamy, doładowujemy.

Teraz jest tego mało, o wiele za mało. 

Nie zastąpi tego onlajn. 

Wybuch śmiechu, czułe objęcie, działają inaczej z bliska. 

Dostrajamy się do siebie, rozwibrowujemy inaczej, kiedy fizycznie jesteśmy blisko.

Łatwiej nam też czasem (a czasem trudniej...) odpowiedzieć na to najważniejsze pytanie: "kim jestem", kiedy obok są inni. Kiedy się zaczepiamy, ścieramy, ograniczamy.

Kim jestem w sali pełnej uczestników warsztatów? Kim jestem wśród przyjaciółek?

Kim zamknięta w domu, ciągle z dziećmi?

Nie wybraliśmy tej izolacji, nie wyruszyliśmy do pustelni z zamiarem medytowania, za grubą kasę i z obietnicą certyfikatu.

To ona: zima zmieszana z pandemią nas wybrała. 

Zapędziła w ciemny róg, a może zaprosiła do spotkania?



Świat wokół nas nie lubi nie wiedzieć. Nie lubi bezradności, wahań, niewiedzy, lęku i rozpadania. 

Odwraca się od nich. 

Ale to tak jakby uznawał tylko jedną swoją połowę. 

Nie da się żyć w połowie.

Albo żyjemy, albo udajemy. 

A że zaboli?

Tak. 

Ale poczujemy. 




Zgodzić się na to, że czasem jest źle, czasem boli, czasem się boimy, oberwiemy, popłaczemy, wygłupimy, coś spieprzymy, to zgodzić się na to, że czasem nam się uda, czasem zatańczymy, czasem pokochamy, czasem pofruniemy. My. Nie nasza połowa. 



poniedziałek, 28 września 2020

Moja Mała Dziewczynka

Kiedy zaczynałam swój (najnowszy) proces terapii postawiłam sobie za cel stanięcie w swojej mocy. 
W Mocy. 

Potem dopiero zrozumiałam, że to nie przelewki;) i co tym  życzeniem, wypowiedzianym głośno, narobiłam!

Bałam się, że to się nie uda, a jednocześnie bardzo tego pragnęłam.

Zastanawiałam się, czy potrafię?
Jak to ma być? Jak dam radę?

Kojarzyło mi się to z jakąś niezłomnością i siłą, której nie czułam.

Teraz wiem, że to całkiem nie tak. 

Stawanie w Mocy, nie oznacza, że nie mogę być słaba. 
Oznacza, że wiem jak do mojej Mocy wracać, jak dbać o siebie i jak prosić o pomoc. 

Oznacza, że czuję na moich plecach ciepłe dłonie Innych, tych którzy mnie wspierają. 
Widzę w ich oczach Miłość.

Stawanie w Mocy oznacza, że rozpoznaję siebie, taką jaką jestem i wierzę, że taka jaka jestem - jestem właściwa. 

Oznacza, że odpowiedzi szukam w sobie, ale nie samotnie. 

Oznacza, że odważam się pokazać i w Mocy i w BezMocy. 

Nie obwiniam innych. 

Szukam w sobie Zaufania. 
Dodaj podpis



Miałam dziś sen, w którym przyjęliśmy do domu, do naszego stada małego szczeniaczka. Miał dwa miesiące i był cudną kupką futra. 
Dostał osobne łóżko. 
Kiedy się obudził, okazało się, że to mała dziewczynka. 
Miała ciemne włosy i błyszczące, głębokie spojrzenie. Miała jedną brew, która wyglądała jak księżyc na jej czole. 
Patrzyłam na nią i zrozumiałam, że to ja, Mała Kasia. 
Najważniejsze co chciałam zrobić to upewnić się, że z nami zostanie, że uda się przekonać Państwo, że to moje dziecko i nikt mi jej nie zabierze. 

Moja Mała Dziewczynko...


Zawsze po Ciebie wrócę. 
Nie zdradzę Cię już. 
Nie zawiodę. 
Jestem duża i bezpieczna, i możesz na mnie liczyć.
Widzę Cię i będę zawsze blisko. 

Możesz mi zaufać. 

Będę dbała o to Zaufanie jak o największy skarb. 

 






PS. Kiedy prowadziłam ostatnio warsztaty, po dwóch dniach, na koniec, podziękowano mi za moją MOC. Poczułam, że to klamra mojej terapii. 

PS.2. Jako wysoko wrażliwa osoba w dodatku wspierająca innych ludzi zawodowo, wiem jedno. Potrzebuję najpierw zająć się sobą. Najeść, wyspać, pobyć w ciszy. To jest fakt. 
Kiedy go uwzględniam, rzeczy układają się lepiej:)















piątek, 24 sierpnia 2018

Grupa wsparcia dla rodziców dzieci ze specjalnymi potrzebami

Przez 10 tygodni od października będziemy spotykać się w Stu Pociechach. Na byciu, rozmowie. Jeśli czujesz, że to miejsce dla Ciebie - zapraszam, można odpocząć na ławeczce.

czwartek, 23 sierpnia 2018

Ty też jesteś rozczarowana macierzyństwem?

Kiedy decydowałam się, że chcę założyć rodzinę i mieć dzieci, nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy. To znaczy tak, wiedziałam, że będę w ciąży, że pojawi się chłopiec lub dziewczynka, i że mogę być niewyspana przez jakiś czas.  

Myślę, że w głębi duszy liczyłam głównie na dużą ilość nielimitowanej miłości w pakiecie. Chaps. Najeść się, nachapać, dostać.
Za pierwszym razem przez chwilę to nawet działało, bo skleiłam się z cudowną, pachnącą i potrzebującą mnie istotą, nie oddając jej na ręce nikomu przez długie miesiące. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w końcu mi zachciało mi się odkleić, a tu: płacz! 
Pojawienie się drugiego dziecka to była jeszcze większa rewolucja. Wiedziałam już, że dobrze jest zapoznać je od razu z innymi domownikami i pozwalać im też  nosić maleństwo na rękach. Miłości wystarczy dla wszystkich. 
Za to nie wiedziałam jak się rozdwoić... Ćwiczyłam to przez jakiś czas w rozpaczliwych pozach, a dzieci cierpliwie mi pomagały. Chęć zabawy starszego, właśnie wtedy, kiedy chcę usypiać młodszą. Potrzeba powrotu ze schodów do toalety, kiedy kombinezony zimowe są już wciśnięte na wszystkich, itd. Wiecie o czym mówię, prawda?
Nie ukrywam, to był czas totalnej porażki. 
Ja, która "nie krzyczy", krzyczałam. 
Ja, która "tuli i tłumaczy cierpliwie", wyrywałam przedmioty, darłam się i płakałam. 
Ja, która jest oazą spokoju, nie byłam oazą niczego do spokoju nawet zbliżonego. 
Chciałam się ukryć, uciec, na pewno nie chciałam się czegoś uczyć. Ale nie miałam wyjścia:)
To był czas wyruszenia w drogę. 
Zadawania pytań. Poznawania siebie. Czytania. Uczenia się. 
To był czas skakania w przepaść, w nieznane, a przerażone ego pisało testament. 
To był czas, którego bym nie przeżyła w całości bez wsparcia męża, terapii i przyjaciół.
Czasem miałam ochotę odpalić piękny stos z książek Juula. 
Bo gdzie on był, kiedy moje dzieci płakały? Co miałam zrobić z moją złością? Bezradnością? Z lękiem o dzieci i to wszystko?
Sami rozumiecie, że na decyzję o trzeciej ciąży trochę czekałam;)
 

Generalnie macierzyństwo bardzo mnie rozczarowało. 
Poród bolał, noce są za krótkie, dzieci wolą tablet od błota, nie sprzątają w pokoju i ciągle chcą jeść, jakby nie mogły sobie same zrobić. W dodatku to się nie kończy. Jedzą coraz więcej, bałaganią bardziej i jeszcze mają coraz więcej do powiedzenia.Majchętniej wszystkie na raz. CIĄGLE. Kto z własnej woli się na to zgadza?
A małżeństwo to już w ogóle. Skąd brać na jeszcze nie czas i siłę? 

Macierzyństwo mnie roz-czarowało. 
Jestem teraz o wiele silniejsza niż myślałam. 
Jestem tak silna, że uczę się być delikatna. 
Jestem bardziej ludzka. Mylę się, potykam, robię rzeczy, o które siebie nie podejrzewałam. I dalej siebie lubię. Lubię siebie nawet bardziej.
Uczę się na czym na prawdę mi zależy. A na co nie chcę tracić czasu. Bezcennego czasu.
Uczę się mocno angażować. A nie czekać.
Uczę się nie napominać dzieci bez sensu, ale pamiętać, że jestem dla nich przykładem. Częściej widzą mnie szczęśliwą, czy uciekającą w smartfona? 
Uczę się być elastyczna. Ufna. Żywa.
Uczę się, ze nie jestem pępkiem świata, ale jego częścią, częścią całości. 



Macierzyństwo bardzo mnie rozczarowało. 
I dzięki temu spotykam siebie prawdziwą.


Rozczarowało, bo okazało się, że nie dostanę tego czego chcę, ale za to dostanę to, czego potrzebuję.
Zamiast czekać, co mogę dostać, zastanawiam się jak dbać o siebie tak, żeby dawać coś dzieciom. Nie to czego chcą, ale to, czego potrzebują. 
Czasem mi się udaje. Czasem nie. I tak jest dobrze.
Jesteśmy.
Razem.
Cudownie nieidealni.




sobota, 9 czerwca 2018

Nago na plaży, czyli znów robi się gorąco.

Nie lubię tematów kontrowersyjnych. Lubię rozmawiać i lubię szukać porozumienia. Ale też doświadczam na co dzień, że to nie unikanie konfliktów, a ich oswajanie, włączanie do swojego życia, jako jego naturalnej części, przynosi dobry skutek. 
Różnimy się. 

Ja i Ty. 

My. 

Różnimy się i możemy żyć obok, ze sobą, blisko, albo kawałek dalej. 
Sztuką jest włączać w nasze życie te różnice. Nie unikać ich. 

 

Nie staram się być kontrowersyjna. Ale jestem "jakaś" i odkąd pamiętam zdarza mi się wywoływać kontrowersje. 
Kiedyś strojami. Zwykle głośnym śmiechem. Poglądami. Wyborami. 
Dla mnie to zwykle zaskakujące. Moje stroje nie wydawały mi się odważne, raczej oczywiste. Śmiech rodzi się bez mojej świadomej woli i dźwięczy.  Poglądy się zmieniają. Ewoluują. Odchodzę od nich i wracam, oglądam z różnych stron. Nie upieram się, że mam monopol na prawdę. A wybory... wybory. Rożnie to bywa. 

 

Zostałam zaproszona do studia Pytania na Śniadanie, żeby opowiedzieć, co myślę o nagości dzieci na plaży. Czytam rożne opinie, fora, co słychać na ten temat w sieci. Ze zdziwieniem przyjmuję fakt, że moje zdanie na ten temat może być kontrowersyjne.  To co wydaje mi się tak naturalne, tak zwykłe i oczywiste, wywołuje tyle emocji.  
Jeśli dziecko chce być nago, niech będzie. 
Jeśli nie chce, niech nie będzie. 
Koniec. Kropka. Na pewno?
Dla przypomnienia artykuł na ten temat, który napisałam w zeszłym roku dla portalu dziecisawazne.pl



 

czwartek, 19 kwietnia 2018

Ręce pod kołdrę! Czyli o dotykaniu swojego ciała i tym, że to jest ok.

Ciało to ja. Ciało to mój dom. Jestem moim ciałem. 
Tu biegną moje granicę, czuję to kiedy je przekraczasz, coś się we mnie napina, coś się we mnie kurczy. 


Mam kilka miesięcy. Niezbyt delikatne ręce lekarza badają moje ciało. Badają mnie. Jest w tym niecierpliwość i pośpiech. Chcę się przed tym schować.

Mam nie więcej niż pół roku. Patrzę na deszcz mleka tryskający z piersi mojej mamy, krople błyszczą w słońcu i spadają mi na twarz. To szczęście.

Mam rok. Próbuję zdążyć z siku na nocnik. Zaciskam. Zaciskam. Rozlewające się ciepło przypomina mi, że stało się coś niedobrego. Wstydzę się. 

Mam kilka lat i bardzo boję się spać sama w ciemności. Zaciskam mocno nogi, to jest przyjemne. Skądś wiem, że tak nie wolno, że muszę o tym zapomnieć. 

Mam niewiele więcej. Stoję nad jeziorem. Wieje wiatr. Dociera znad wody, rozgrzany słońcem, oplata mnie i drzewa, które stoją dookoła. Przez długą, powolną chwilę, wiem. Jestem częścią wszystkiego. Jestem wszystkim. Jestem kroplą w oceanie i oceanem w kropli. 
Czuję dreszcz. 
Czuję rozkosz istnienia. 

Mam osiem lat. Idę do komunii. Bardzo się denerwuję spowiedzią. Powtarzam w myślach najprostsze do wypowiedzenia grzechy. Kłamałam, przeklinałam. Kłamałam, przeklinałam. Żeby tylko ksiądz nie pytał mnie o nieczyste myśli i czyny. Czuję zamieszanie, jakby ktoś chciał się siłą wedrzeć do mojego wewnętrznego świata. 

Mam czternaście lat. Chcę wejść po żółtej drabince do jeziora. Zasłaniam się ręcznikiem, bo czuję się gruba i nieatrakcyjna. 
Wiele lat później patrzę na zrobioną tamtego dnia fotografię i widzę przepiękną, zgrabną dziewczynę. 

Mam lat siedemnaście. Wyjeżdżam z przyjaciółką nad morze. Codziennie rano, kiedy wszyscy śpią, wychodzę na plażę, rozbieram się i pływam nago. Sama. 

Mam dwadzieścia kilka lat.  Za sobą dawno pierwszy seks. I drugi. Wstydzę się dotykać samej siebie. To grzech. Od dawna nie chodzę do kościoła, ale to jedno wiem na pewno. 

Pytam o to przyjaciółkę. Czerwieni się. 

Narasta we mnie bunt. Jestem zła. Chcę odzyskać moje ciało. Dla siebie.
Idę na technikę Aleksandra. Inna kobieta dotyka mnie i przekonuje: Czuj. Rozluźnij się. Puść. Wibruj. Żyj. 
Idę na kolejne i kolejne warsztaty, metody, tańce. Dotykam mojego ciała, prowadzę na masaż, na zajęcia z głębokiego oddychania. Głaszczę, poznaję, wsłuchuję się. 
Patrzę na córki przyjaciół, patrzę na swoje córki. Wolne. Nieskrępowane. Dzikie istoty, którym nikt nie mówi: Trzymaj ręce na kołdrze! Czekaj. Bądź cicho. W kąciku. Nie przeszkadzaj. Nie zajmuj sobą miejsca. Nie masz nic do powiedzenia, możemy naruszać twoje granice. Twoje potrzeby liczą się mniej niż innego człowieka.
Czekam. Czekam co z nich wyrośnie. I czuję wdzięczność, że mogę im towarzyszyć, bo ja też się od nich uczę.









































Za każdym razem, kiedy prowadzę warsztaty z rodzicami dotyczące seksualności dzieci, temat masturbacji jest najgorętszy, wywołuje dylematy i wątpliwości. 
A przecież nie brakuje nam wiedzy - są artykuły, wywiady - szeroko dostępne w sieci i jasno mówiące (nawet w kręgach katolickich) masturbacja dziecięca jest to czynność całkowicie rozwojowa.
Jednak wiedza to co innego, a co innego tabu, które ciągle obowiązuje w kulturze, w której żyjemy. Nasze przekonania, wychowanie, podświadomość, lęk i zawstydzenie.
Widać warto to wciąż powtarzać:

Masturbacja jest ok. 
(Zamierzam zrobić sobie taką koszulkę)
Masturbacja nie uzależnia. 
Nie powoduje pryszczy ani chorób. 
Masturbacja nie seksualizuje.
Masturbacja jest normalna. 
Masturbacja jest przyjemna. 
Masturbacja nie jest obowiązkowa. 
Wręcz przeciwnie - jest obszarem wolności człowieka
(W ramach tej wolności dojrzały człowiek MOŻE podjąć decyzję, że w ramach ćwiczenia samodyscypliny, albo/i w imię swoich przekonań, odmawia sobie masturbacji.)
Masturbacja jest częścią CZŁOWIECZEŃSTWA. 
Choć występuje też w świecie zwierząt. 
Ilustracja pochodzi z książki dla dzieci "Życie intymne zwierząt".

Czyli co?
:)
Ciało to wolność. Ciało to siła. Ciało to ja. Ciało to mój najlepszy przyjaciel - jeśli dobrze go poznam i dbam o nie, żyje mi się lepiej. 
Ciało daje nam odpowiedzi na pytania, ciało pomaga wybrać, jest barometrem tego jak się czujemy w jakiejś sytuacji. 
Odcięci od jego mądrości, tracimy wiele. I właśnie odcięci od niego zaczynamy traktować siebie instrumentalnie. 
Dzieci są ze swoim ciałem jednym. Nie boją się go wąchać, dotykać, smakować. Czy to cipka, czy oko, czy kolano, czy miód z ucha. Wszystko jest ważne, ciekawe, a one dążą do poznania i  zrozumienia. 
Niektóre z nich są go bardziej ciekawe, inne mniej. 
Dla niektórych masturbacja będzie codzienną praktyką przez jakiś czas, dla innych bardzo rzadką, lub się nie zdarzy. 
I to co najtrudniejsze dla rodziców - przeważnie dopiero koło 5 roku życia możemy spodziewać się od dzieci, że zaczną rozumieć intymność tej sytuacji i spełniać nasze prośby o nie masturbowanie się publicznie. 
I tak. Wasze dzieci często masturbują się w przedszkolu - poznałam i rozmawiałam o tym z wieloma paniami przedszkolankami, które - uwierzcie - na szczęście najczęściej traktują to jako coś NORMALNEGO. Tak było, jest i będzie. Zawsze. 
Seksualność dziecka jest czym innym niż seksualność dorosłego, czy nastolatka. Dopiero w okresie dojrzewania pojawia się u ludzi typowe napięcie seksualne. Zanim to nastąpi, masturbacja wynika nie z niego -  i potrzeby rozładowania go - ale z mieszanki różnych potrzeb i odczuć. Jest w tym zwykłe napięcie - czasem rozładowane płaczem, czasem obgryzaniem paznokci, a czasem onanizmem. Jest ciekawość. Jest normalna przyjemność, jaką daje dotyk. Jest wrażliwość na odczucia zmysłowe
Najlepsze co możemy zrobić dla siebie i naszego dziecka, to spokojnie i dając sobie czas, uczyć je, że masturbacja jest czymś intymnym. 
Nie ma jednej odpowiedzi, kiedy interweniować w zachowania dziecka. Każda rodzina, sytuacja, dziecko są inne.
W wychowaniu, towarzyszeniu dzieciom ważne jest aby starać się je poznać, zrozumieć i przede wszystkim widzieć. A także jego potrzeby, które kryją się w rożnych zachowaniach. 
Potrzebna jest do tego nasza uważności i refleksja. 
Na pewno warto zareagować jeśli dzieci próbują manipulować w okolicach intymnych jakimiś przedmiotami, które mogą zranić. Wkładanie do pochwy czy penisa różnych przedmiotów, szczególnie o ostrych krawędziach, jest niebezpieczne. Trzeba dać dziecku taką informację i powstrzymać je, jeśli próbuje. 
Jeśli masturbacji u dziecka jest bardzo dużo, jest uporczywa, można przyjrzeć się uważnie sytuacji - czy dziecko ma inne sposoby rozładowania napięcia? Czy dzieje się coś trudnego i dziecko potrzebuje więcej wsparcia? Pomocy? Może pojawiło się rodzeństwo, może rodzice więcej się ostatnio kłócą, może jest nowa pani w przedszkolu? 
Karanie i  napominanie tylko zwiększy napięcie i możemy wpaść w błędne koło.

A jeśli nadal niepokoi nas jej ilość i częstotliwość, skonsultujmy się z mądrym specjalistą. 
Może Dziecko potrzebuje wsparcia w jakimś obszarze, może więcej uwagi i bliskości? A może więcej ekscytujących przygód albo ruchu na świeżym powietrzu? A może warto zbadać integrację sensoryczną?
A może to my potrzebujemy wsparcia, żeby nie reagować nieadekwatnie, nerwowo? Żeby zrozumieć swoje napięcie, zawstydzenie. Warto się zastanowić, co nas stresuje w takiej sytuacji. Może wstydzimy reakcji innych osób? Może silnie wracają wspomnienia zakazów z naszego życia?
Zanim zareagujemy nieadekwatnie na to, że nasze dziecko dotyka swoich miejsc intymnych - odetchnijmy głęboko, pogadajmy z partnerem, żoną, przyjaciółką. Lub specjalistą.

Dajmy sobie czas.
A co z nastolatkami? Mam silne poczucie, że masturbacja jest aktem rewolucyjnym.
Szczególnie dla kobiet, bo o naszej seksualności od lat mówi się i pisze w męskiej narracji, która wszystko widzi przez pryzmat błony dziewiczej (wiecie, że jest mitem?) penisa i penetracji. Co za zubożenie! Dziewczyny dowiadują się jakie mają być dla mężczyzn, żeby były atrakcyjne. A co z prawdziwą atrakcyjnością? Nie tą zbudowaną z oczekiwań innych, ale tą wynikającą ze znajomości siebie, kontaktu ze swoim ciałem, własną mocą?
Sam na sam ze sobą w sypialni, dziewczyny po prostu są. Nikt nie patrzy. Nikt nie ocenia. Nikt niczego nie oczekuje. Sam na sam ze sobą mogą sprawdzać, co tak na prawdę czują, co sprawia im przyjemność. Poznać siebie i postawić siebie na pierwszym miejscu. A potem, kiedy spotkają partnera/partnerkę - na równorzędnym.

Jeśli zaś chodzi o chłopców... Szczerze mówiąc z nimi jest podobnie. 
Uczmy ich że ich ciało to ich przyjaciel, uczmy akceptacji. 
Ja i moje ciało jesteśmy ok. Pragnienia są ok. Nie muszę ich tłumić, wstydzić się ich - mogę poznawać siebie, uczyć się jak sobie  radzić, samoregulować, decydować w sprawach seksu, przyjemności i relacji.
Zakazywanie masturbacji nastolatkom wydaje mi się okrutne - nie dość, że mają jeszcze nie uprawiać seksu, odkładać to na później, to jeszcze coś jest "nie tak" z samodzielnym rozładowywaniem napięcia seksualnego. 


I tak - są osoby uzależnione od masturbacji, pornografii, bo można uzależnić się od wielu rzeczy, ale to nie "przedmiot " uzależnienia jest temu winny. To nie masturbacja powoduje kłopot, ale brak bliskości, lęk, niska samoocena, niska samoświadomość, brak relacji ze sobą, innymi, przeżywane kłopoty, nieumiejętności społeczne, itd. powodują przedmiotowe traktowanie siebie.
Pytanie brzmi: czy badam i eksploruję swoje ciało? Szukam przyjemności?
Czy męczę się ze sobą? Uciekam, używam siebie?


Jeśli chcemy nauczyć dzieci jak palić ognisko, nie możemy być przerażeni ogniem. 
Możemy dawać zaufanie i wiedzę, jak ognia używać w bezpieczny sposób. Rozpalać ognisko z dala od drzew i suchej trawy. Uczyć się  regulować moc płomieni. Umieć je gasić. 
Strasząc seksualnością, nie pozwalając na jej naturalny rozwój, narażamy nasze dzieci na kłopoty - kiedyś mogą całkiem nagle znaleźć się w niewłaściwym miejscu i czasie z zapałkami w ręku.