Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzicielstwo bliskości. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzicielstwo bliskości. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 lutego 2018

Wrażliwość. Wysoko wrażliwe dziecko staje się wysoko wrażliwym dorosłym.



Przynależność. 
Przynależę do grupy dzieci, które nie cierpiały być w przedszkolu.
Przynależę do dzieci, które rozmawiały z wiatrem.
Przynależę do tych, co w liceum czytali poezję i nosili dziwne ubrania.
Przynależę do wąskiej grupy, która płacze, kiedy mówi o czymś ważnym dla siebie. (To bardzo utrudnia wizyty na poczcie i proszenie o podwyżkę).
Przynależę do tych, co sercem zawsze stają po stronie najsłabszego. W filmach to byli Indianie, a czasem konie, bo niezależnie od tego kto wygrał bitwę, one ginęły i nie mogłam z tym żyć.
Przynależę do tych, których przerasta presja. Pod presją wybór skarpetek zaczyna mnie przerastać.
Przynależę do tych, którzy nie przyjdą na imprezę, bo ta rok temu kosztowała ich tak dużo, że jeszcze się zbierają. Wolę umówić się w cztery oczy. 
Przynależę do tych co nie cierpią niespodzianek. 
Przynależę do tych, którzy widząc zmarszczkę na czole nauczyciela zapominali całą swoją wiedzę  - kiedyś dostałam za to wpisane do dziennika zero.
Przynależę do tych, których w szkole męczyły bardzo dobre oceny, bo zaczynali się bać, że gorszą oceną zawiodą innych. Ten lęk był paraliżujący.
Przynależę do tych, którzy nie mogą znieść płaczu dziecka, bo tak z nim empatyzują, że ich boli. Z płaczącymi dorosłymi zresztą też.
Przynależę do  tych,  którzy mocno czują. Widzę smutek, który ktoś chce ukryć. Złość, o której sam jeszcze  nie wie. Wyczuwam napięcie.


Przynależę. 
Do 20% ludzkości nazwanej przez Elaine Aron "wysoko wrażliwymi". 
Przynależę do normy. 
Pierwszy raz odkąd pamiętam. 
Nie jestem dziwna. Odmienna. Stuknięta. 
A kiedyś tak się czułam. Podejrzana. Zwykle na marginesie grupy, albo poza nią.  
Dziś widzę siłę i sens w tym, że tak długo tam byłam. To uczy zadawania pytań, kwestionowania prostej ścieżki. Uczy myślenia i nazywania rzeczy po imieniu.
Dziś mam już swoje stado, swoich bliskich, swoją grupę. Potrafię przynależeć i być - zachować siebie -  jednocześnie.
Kiedyś myślałam, że nigdzie nie pasuję. I myślałam, że to moja wina.
Że muszę się bardziej postarać, zagryźć zęby, ukryć łzy i zmienić. Coś. Cokolwiek. Najlepiej siebie.
Tego się nie da zmienić. 
To ja.
Taka się urodziłam, takie geny dostałam w spadku, taki świat napotkałam. 
Mogę poznać siebie.
Mogę krok po kroku, kawałek po kawałku zaopiekować się sobą. Ułatwić sobie życie. 
Mogę zdecydować. Prosić o pomoc i wsparcie tam gdzie mi trudno.
Schować się i złapać oddech, kiedy to konieczne. Nawet częściej niż wypada.
Mogę coraz lepiej obsługiwać swoją wysoko-wrażliwość, nie przystającą do świata hałasów, tłoku, presji. Mogę dać sobie więcej czasu.
Mogę uznać siebie.  

Mój talent rozkwita tam, gdzie jest przestrzeń i wsparcie. 
I tylko tam. 
Poza tym miejscem mogę tylko próbować przetrwać. Umiem przetrwać, ale to za mało. 
Chcę poznawać siebie dalej, rozwijać się, rosnąć. Wypełniać się światłem.

Wysoko Wrażliwe Dziecko staje się Wysoko Wrażliwym Dorosłym. 
Juul mówi, że wiedza, wiedza kim jesteśmy i akceptacja tego są podstawami poczucia własnej wartości. 
Dokładnie to poczułam po przeczytaniu książki Elaine Aron. Ucichła we mnie jakaś burza. 
Właściwy puzzel wskoczył na swoje miejsce.

Wokół widzę dużo wysoko wrażliwych - dzieci i dorosłych.

Czasem rozpoznajemy się w jednym spojrzeniu.
Jeśli podejrzewasz, że jesteś takim dorosłym, witaj:)
Jeśli podejrzewasz, że Twoje dziecko jest wysoko wrażliwe, nie panikuj;) 
Potrzebujesz odrobiny ciekawości jaki jest jego świat, odrobiny otwartości, morza cierpliwości i poczucia humoru. Potrzebujesz wsparcia, kiedy cierpliwości już brakuje i zaufania, że wszystko będzie ok. 
Choć nie zawsze spełnicie swoje wzajemne oczekiwania, a już na pewno nie oczekiwania świata. 
I choć świat będzie Wam wmawiał, że tak się nie da, że wrażliwość nie jest wartością. 
Jest.
Tak jak i różnorodność jest wartością.
Świat  bardzo potrzebuje również tych talentów związanych z wrażliwością. Artystów, terapeutów, filozofów dnia codziennego:) 
I wielu wielu innych.

W przedszkolu mojego synka, mądra, doświadczona opiekunka, pozwoliła dziewczynce (która potrafiła mówić, ale w grupie miała z tym kłopot) nie mówić. Nie ciągnęła, nie zmuszała. Czekała. Rok. I drugi. Aż ta zaczęła i każdy dzień zaczynały od przytulenia.
Trawa nie rośnie szybciej, kiedy ją ciągniemy, prawda?
A wysoko wrażliwe dzieci nie stają się śmielsze i mniej wrażliwe na bodźce, kiedy je do tego zmuszamy.
Wprost przeciwnie. 
Potrzebują bezpieczeństwa i wsparcia. Potrzebują, żebyście w nie wierzyli, czasem chronili przed światem,  dawali im czas, dużo czasu. I jeszcze raz zaufanie. I jeszcze raz czas. 
Akceptacja jest bezcenna. 
Jak każdy, wysoko wrażliwe dzieci, potrzebują być zobaczeni i przyjęci tacy jacy są. One, może potrzebują tego tylko trochę bardziej.
I kiedyś, zapewne dużo później niż byśmy chcieli, zrobią ten krok. Spróbują nowej potrawy, pobawią się z innymi dziećmi, powiedzą same z siebie głośno "cześć".


PS. Wysoko wrażliwe dzieci są bardzo różne. Nie tylko "nieśmiałe". Czasem wręcz agresywne. Nie tylko malują. Czasem chcą być kierowcą ciężarówki. 
Zachęcam Was do czytania książki Elaine Aron:)

 

wtorek, 16 stycznia 2018

Zamiast kar, nagród i ekranów, czyli o zaangażowaniu.








































Całkowite skupienie. Zanurzenie w chwili i wykonywanej czynności. Gotujemy zupę z liści. 

Trochę zimno na dworze, ale co tam. Umarły liść, igły, kamienie, zasuszone maliny zerwane z krzaka. Gotowałyśmy te zupy już  kilka dni temu a ja dokładnie pamiętam, co wybrałyśmy. Jaka była atmosfera. Pamiętam radość i ekscytację Danusi. Własną przyjemność: aż łaskotała mnie w środku.
Dużo myślę ostatnio nad procesem nauki i nad tym na jakich jakościach mi zależy. Nie pasują do świata i  do systemu edukacji. Nie są popularne. 
Przyglądam się im. 
Brak kar i nagród. W czasie rozmów wiele osób pyta: ale jak to jest tak bez kar... I bez nagród...  Sama często się nad tym zastanawiam. Przechodzę chwile złości, zwątpienia.
Wtedy myślę sobie, że tradycyjny model wychowawczy nie gwarantuje sukcesu. I nasz też nie. Bo nie o sukces w nim chodzi. A o relację. 


Czas.  Chcę mieć czas. Chcę czuć i zapamiętywać te chwile. Nie zgadzam się, żeby przelatywały mi przez palce kolejne dni z życia moich dzieci. Z mojego życia. Innego nie będzie, więc jeśli jestem z nimi, to zanurzam się w gotowaniu iglastej zupy.



Lenistwo. To chyba nie jest dobre słowo, ale je lubię. Pozwalanie, by czas zwalniał. Żeby były dni, kiedy chodzimy w pidżamie do południa. Bezwzględnie, tracąc czas, najczęściej go zyskuję. 


Krok w tył. Nie poganiam dzieci w bezsensownym kierunku.  
Przyglądam się kim są i wspieram w ich drodze. Kto co lubi? Kto czego potrzebuje teraz bardziej? Nie zawsze wybiorę dobrze, mam zgodę na to, że zawsze czegoś będzie brak. To nasza odpowiedzialność - dorosłych. Nasz wybór. Czasem wybieram, żeby być, czasem żeby mieć, czasem pędzić, czasem stracić trochę czasu grzebiąc patykiem w kałuży. Moje wybory wpływają na dzieci. Tak już jest. Czasem mam wrażenie, że świat chce od nas, żebyśmy byli wszystkim na raz - długonogą blondynką odnoszącą sukcesy zawodowe z trójką dzieci na rękach i wakacjami na Teneryfie. Zdecydowaną i pewną, ale łagodną i ciepłą. Bez potrzeby odpoczynku i pomocy. Niespodzianka: czasem trzeba wybrać i kolor włosów, i styl życia. Nie będę i lekarzem i szewcem i terapeutą - po to żyjemy wśród ludzi, żeby się uzupełniać.  


Odwaga. No bo wszyscy robią tak. A my inaczej. I to kosztuje. Np. nie posyłamy dzieci na dodatkowy angielski dwa razy w tygodniu. I nie chodzi o to, że ten angielski jest zły, ale skoro one spróbowały i go nie chcą, to się nie upieramy. Odwagi wymaga cenienie wyżej ich czasu spędzonego z innymi dziećmi, na zabawie, na nic nie robieniu. Przyglądam się swoim lękom. Nie uciekam i nie mówię, że ich nie mam. Świat pędzi - może wie dokąd, a ja zostaję w tyle? Czasem się mylę. Czasem nie mam dość siły. Odpuszczam za  szybko. A jednak. Nie chcę, żeby kiedyś znali 5 języków, poza własnym. Wewnętrznym, osobistym. 




























 










Brak oceniania. Brak oceniania też siebie...
Czuję to całą sobą - próbuję czegoś nowego. Próbuję i nie zawsze się  udaje. To droga, decyzja, proces. Nie plan  do realizacji z gwarancją wyniku
Prowadząc seminaria, mówiąc  o familylabowym modelu  wychowania, a raczej właśnie towarzyszeniu dzieciom - jest przecież nawet tytuł książki Juula "Zamiast wychowania" - mam świadomość, ze to trudna droga. 
Droga, na której szybko się rozbija, jeśli się przyśnie.
Bo ta droga wymaga  pełnego zaangażowania
Pytacie jak jest, bez nagród i kar. Co jest zamiast. Dla mnie zamiast jest właśnie zaangażowanie. We własne życie, w relacje, w to co robię. 
Jakość tego zaangażowania. 


Przykład prosto z brzegu. 
Siedzimy wszyscy, całą rodziną przy ekranach - tablety, telefony, komputer. Przyjemny szum. 
Jeśli chcemy  to przerwać mamy dwie dostępne drogi. Pierwsza to rozkazy, nakazy, odwoływanie się do umowy. Czasem tak robimy. 
Jest też druga, którą lubię bardziej. 
Zaglądam w siebie. 
Sprawdzam jak się mam. Jeśli  czuję całą sobą, że nie mam nic do dania, że chcę jeszcze stracić  trochę czasu na fb... tracę. I im pozwalam.
Kiedy zaś na prawdę chcę, żeby odłożyli ekrany -  szukam w sobie odpowiedzi na pytanie: na co teraz mam siłę i chęć?
I ruszam. 
Ostatnio było tak, że rozłożyłam klocki na podłodze i zaczęłam budować. Ponieważ w moim działaniu była frajda i zaangażowanie po kilku minutach dołączyli. Nie musiałam nic mówić, nawoływać.
Ważne, żeby w działaniu było zaangażowanie, nasza obecność. 
dzieci (i nie tylko dzieci!) prawie zawsze wolą robić coś fajnego z kimś bliskim, niż patrzeć w ekran! 
Uczę się nie wymagać od dzieci czegoś, czego sama nie potrafię. 
Uczę się być bardziej. bardziej w kontakcie ze sobą i innymi. Nie naginać siebie. Nie przekraczać innych.  Angażować się. 



Cytat na zdjęciu  pochodzi z książki "Jaka piękna iluzja", Justyny Dąbrowskiej i Magdaleny Tulli. Polecam ją bardzo:)

 


 


czwartek, 16 marca 2017

O szpinaku, "niegrzecznych" dzieciach i odpowiedzialności za domowe awantury.

Kiedy byłam mała, bardzo nie lubiłam szpinaku. Zielona breja na talerzu przyprawiała mnie o odruch wymiotny. Ale szpinak był wszędzie. I kaszanka. W przedszkolu, w sanatorium, w domu. Podobnie było z cebulą i porem, które moja mama wyjadała z zupy i, widząc moją wykrzywioną minę, mówiła: jak dorośniesz, to polubisz!
Kaszanki nigdy nie polubiłam, ale szpinak! Cebula! Por! Mniam:))) 
 
No i oczywiście teraz to moje dzieci patrzą z obrzydzeniem, jak się zajadam zieleniną , a ja spokojnie mówię, że może kiedyś polubią, bo to co lubimy się zwyczajnie zmienia.
 
Pamiętam też z dzieciństwa jak bardzo wierzyłam, że kiedy dorosnę to albo nigdy (PRZENIGDY!!!) nie będę miała dzieci, albo będę taką super-mamą: cierpliwą, rozumiejącą, czytającą w sercach, otwartą, wspierającą, a na pewno, ale to na 100% nigdy na moje dzieci nie będę krzyczała!


No, poszło jak ze szpinakiem. 
Krzyczę. Nie zawsze rozumiem. Nie wspieram tak jak bym chciała. Często wolę pisać o dzieciach niż się z nimi pobawić. Z cierpliwością też  jest bardzo różnie. 


W zasadzie towarzyszy mi dojmujące poczucie, że ciągle jestem spóźniona. Kiedy załapuję, co się dzieje w dziecięcych emocjach, jest już nowa III wojna światowa i trzeba bawić się w detektywa od nowa. 
Kiedy odkrywam jak postępować w jakiejś sytuacji, okazuje się, że to działa tylko czasem, albo tylko z jednym z dzieci. 
No tak, bo dzieci to ludzie, a nie urządzenia i nie ma jednej metody. Nie ma żadnej metody. Jest wyczucie, empatia, oddech. 
A czasem brak oddechu. 
Jest relacja. A czasem jest tylko zmęczenie.
 

Na prawdę czasem nie rozumiem moich dzieci?
Tak, na prawdę. 
Gdyby dziecko chciało jak ja zostać artystką, nosić rozwiane włosy, dziurawe spodnie i malować wszędzie kwiaty... Proszę bardzo, ten rodzaj buntu rozumiem. Akceptuję. Chce być pisarzem, aktorem, poetą? Proszę bardzo. 
Chce podróżować dookoła świata? Czemu nie.
Ale być e-sportowcem???!!! Co to w ogóle jest? Siedzenie przy komputerze - jak to niszczy oczy i plecy! I  co to w ogóle za e-praca???!!! 
I to ja go urodziłam???


Inny. Inna. Inny człowiek. Drugi. Osobny. Nie ja. 
Lekcja uważności. Pokory. Miłości. 
Lekcja zaufania.


Nie wiem jaki będzie świat jutro. Nie wiem do czego oni rosną. 
Mogę tylko ufać i wierzę, że to moje zaufanie jest najlepszym, co może być. Jest tym tajemniczym składnikiem, który sprawia, że w niektórych domach kwiaty lepiej rosną, psy szczekają weselej a dzieci... Dzieci nie muszą się chronić przed rodzicami.
 
Wiem, że nie są mną i ich zadaniem nie jest spełnianie moich marzeń i leczenie moich traum. Ich zadaniem jest przeżywanie ich własnego życia i wzrastanie tak, żeby być jak najbardziej sobą samym. Autentycznym. Żywym. Czującym. Na ile potrafią. 
 
Moim zadaniem jest zajmować się sobą.
 

Moim zadaniem jest  ogarniać moje sprawy i pozwalać im ogarniać ich. Pozwalać na samodzielność.
 


Moim zadaniem jest być tak szczerą, prawdziwą i obecną jak tylko potrafię.
Moim zadaniem jest dawać im przestrzeń.

Pozwalać im na bycie dziećmi. 
 
I widzieć ich takimi jacy są.  To takie trudne, przestać widzieć siebie, a widzieć dziecko. To konkretne dziecko w jego istocie, w jego osobności i inności. Nie siebie małego. 
Jedna taka osoba w naszym życiu, ktoś kto nas zobaczy i jesteśmy uratowani:)
Za to kiedy pojawiają się jakieś trudności patrzę bardziej na siebie. Bo tylko siebie mogę zmieniać. Tylko. Ale uczę się patrzenia z uważnością i łagodnością. Bo jestem taka jaka jestem. Poczucie winy nie pomoże. To największa lekcja od pana Juula.
Uważność i łagodność wobec siebie pomagają wybaczać sobie uniesiony głos i robić krok, żeby następnym razem się udało powiedzieć ciszej, albo chociaż przeprosić. 
Patrzenie na siebie z uważnością i łagodnością pomaga zobaczyć również innych z uważnością i łagodnością.


To dość ekstremalne spojrzenie - dziecko nigdy nie jest winne. Ale wspaniale porządkuje relacje. To ja - dorosła - jestem w pełni odpowiedzialna za relację z dzieckiem i atmosferę w domu. To ja mam moc wprowadzania zmian, dbania i sięgania po pomoc. Dziecko, kiedy cierpi, kiedy dzieje się coś złego, ma tylko krzyk, bicie i kopanie. Ma wszystko to, co nazywamy niegrzecznością. 
Na tym polega dziecięca kompetencja. Daje nam autentyczny feedback, autentyczną informację o tym jak nam się w rodzinie układa. 
Cóż, że zaszyfrowaną...
Kiedy przyjrzymy się "złym" zachowaniom dzieci, zawsze stoi za nimi jakiś ból, jakieś wykluczenie.  
Do nas dorosłych należy przełożenie języka agresji na język bardziej zrozumiały. 
Bijesz braciszka? Aha, spędzam z nim więcej czasu i czujesz się odrzucona?
Rozbiłeś mój ulubiony kubek? Nie zauważyłam, że masz kłopoty i nie wiesz jak mi je wyjawić?
Kłócisz się tak bardzo z siostrą co wieczór, bo wiesz, że za chwilę zgasimy światło i zostaniesz sam ze swoim wielkim strachem przed ciemnością?
Nie daje się z tobą wytrzymać?Właśnie zaczęły pylić drzewa, na które jesteś uczulony i wszystko cię drażni.
 
Nie, nie wierzę, że to się będzie zawsze udawało. Nie wierzę w rodziców supermocarzy. Jesteśmy ludźmi i mamy swoje ograniczenia. Niedopitą kawę, marzenie o odpoczynku, czy dobrej książce. Mamy kłótnie z szefem, niespłacony kredyt czy teścia w szpitalu. 
Ale pamiętajmy. Jeśli zobaczymy w każdym zachowaniu dziecka jego kompetencję, współpracę, dobra wolę, łatwiej rozwikłamy tę naszą domową rozsypankę. 

 

Rozmowy przy stole

 Jeśli jesteście ciekawi co napisałam o rozmawianiu przy stole, to zapraszam na stronę serwisu dziecisawazne.pl. Artykuł TUTAJ.

sobota, 11 marca 2017

Dzieci są ważne

Zapraszam Was do przeczytania mojego debiutu na stronie dziecisawazne.pl, którą to w całości polecam i bardzo lubię. Napisałam o tym, jakich nazw używać, rozmawiając z dziećmi o intymnych częściach ciała. Artykuł TU
Ps. A ponieważ właśnie piszę kolejny artykuł, chwilowo brak nowego wpisu!

czwartek, 2 marca 2017

Rozmowy o intymności.

 Krok po kroku edukacja seksualna staje się dla mnie coraz ważniejszym kawałkiem. Dobrze się tu czuję. Rozpoczęłam szkolenie, które umożliwi mi uczenie w szkołach. Jestem podekscytowana. 
A dziś zapraszam Was do posłuchania audycji, w której miałam przyjemność brać udział. Rozmowy o intymności w Radio Wnet.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

"Mamo, lubisz swoją cipkę?" Bardzo ważny post o dziecięcej seksualności i jak o niej rozmawiać.

- Mamo, lubisz swoją cipkę?
- Tak. A ty?
- Bardzo!

To jedna z wielu rozmów z moją 3 letnią córeczką... Kilka zdań wplecionych w dzień, gdzieś między mycie zębów, gotowanie obiadu i układanie puzzli.  
Jak się czujecie, czytając taką wymianę? Jestem ciekawa, czy Was to rozbawiło, czy może zawstydziło? Poczuliście ukłucie lęku? Zażenowanie? Oburzenie? 


Seksualność - nierozłączna część życia.
My, dorośli myśląc o seksualności, mamy wiele dorosłych "nakładek", zapominamy o innym, bardziej bezpośrednim i "niewinnym" spojrzeniu dzieci. Taka sama rozmowa jak ta o cipce, zdarza się przecież i o innych częściach ciała, bo dla 3 latki cipka niewiele różni się od ucha - to część ciała, którą trzeba poznać, umieć nazywać, dowiedzieć się do czego służy i jak o nią dbać. 

 Często zadawanym przez rodziców pytaniem jest "od kiedy"? Od kiedy rozmawiać z dzieckiem, od kiedy zaczyna się edukacja seksualna?
Na wspaniałym kursie "Seksualność dla profesjonalistów" prowadzonym przez Agnieszkę Stein i Gosię Stańczyk, padła na to pytanie najlepsza odpowiedź jaką znam: edukacja seksualna dziecka, zaczyna się od pierwszej chwili, kiedy ono się rodzi i dotyka swoim ciałem skóry mamy (lub taty) ... Kiedy pełznie do piersi i szuka jej ustami, kiedy łapie, zaczyna ssać. (Precyzyjnie mówiąc, dzieje się to pewnie już w brzuchu, kiedy dziecko uczy się czuć, odbierać świat zmysłami). 
Czy mama lubi mój dotyk? Czy tata często przytula mamę? Z jaką miną zmieniają mi pieluszkę? Co mówią o higienie? Co mówią, kiedy w filmie jest scena pocałunku, nagość? Czy dziecko widuje nagich rodziców? Czy ma rodzeństwo? Co odpowiadają na pytania o to, skąd się biorą dzieci? Czy chłopiec może opiekować się młodszym rodzeństwem, okazywać czułość?

Nie zachęcam Was do przełamywania siebie i mówienia na jednym wdechu trudnych słów jak penis, orgazm i łechtaczka. 
Zachęcam Was do poszukania z czym czujecie się komfortowo, jak lubicie mówić? Co jest dla Was autentyczne, komfortowe, na co macie zgodę? Doskonałym pomysłem jest poćwiczenie odpowiedzi na trudne pytania z partnerem czy przyjaciółką. Serio:) Spróbujcie - ja byłam mocno zaskoczona swoim skrępowaniem w niektórych kwestiach;)

Te - tzw. "trudne" pytania pojawią się szybciej niż myślicie i nie zawsze będą o pszczółkach... Dziś, kiedy media są mocno zseksualizowane, 8 latki często pytają np. "Mamo, a ty też robisz tacie loda???!!!"
Albo o szczegóły seksu homoseksualnego... Albo...No dobra, dość przykładów:) 
Ważne! Nie musicie odpowiadać, nie musicie przekraczać swojego skrępowania, możecie uczciwie powiedzieć: zaskoczyłeś/aś mnie... potrzebuję zebrać myśli. Albo: jestem teraz skrępowana tą rozmową, wolę wrócić do niej w domu. I wróćcie do tematu w dobrym momencie. 
Te rozmowy są szalenie ważne, ale jeszcze ważniejsze jest to, czym dzieci nasiąkają na co dzień. Role związane z płcią, otwartość, lubienie swojego ciała i swojej płci, energia do życia, stereotypy, zahamowania... Dzieci nas naśladują i wychwytują jak czuły barometr nasze prawdziwe przekonania, odczucia, niezauważalne dla innych grymasy. 

Na pytania o sprawy dotyczące bezpośrednio Waszego życia intymnego możecie  powiedzieć: mogę ci powiedzieć jak jest ogólnie u ludzi, ale nie chcę wdawać się w szczegóły dotyczące mnie, bo to moja intymna sprawa. To piękna lekcja intymności i jej poszanowania. 
Jednym słowem: odpowiadajcie adekwatnie (o tym co jest adekwatne w jakim wieku, będzie osobny post) do wieku dziecka i z uwagą na własne granice
Mówcie dzieciom, że nikt nie ma prawa ich dotykać bez ich zgody. Również Wy pytajcie o taką zgodę - już małe dzieci mogą same myć swoje intymne części ciała, bez naszej ingerencji, albo z pytaniem o pozwolenie. To świetna lekcja ochrony granic. I dobra podstawa do ochrony przed "złym dotykiem". 
Mówcie dzieciom uczciwie i jasno o wszystkim co dotyczy budowy ich ciała, higieny... Płuca są do oddychania, uszy do słuchania itd:)
Im wcześniej zaczniecie, tym będzie łatwiej. Temat odkładany na później obrasta niepokojami, zawstydzeniami i coraz trudniej zacząć. 
 
Seksualność, to nie tylko prokreacja i zagrożenia związane z nieplanowaną ciążą, czy chorobami.  Seksualność to także zmysłowe odbieranie świata, to bycie kobietą bądź mężczyzną.
Wg definicji Światowej Organizacji Zdrowia: "seksualność stanowi kluczowy aspekt istnienia człowieka w trakcie jego życia i dotyczy płci, tożsamości i ról płciowych, orientacji seksualnej, erotyzmu, intymności, przyjemności oraz prokreacji. Seksualność jest odczuwana i wyrażana w myślach, fantazjach, pragnieniach, wierzeniach, postawach, wartościach, zachowaniach, praktykach, rolach i związkach".

Pamiętajcie, pytając o seks, dzieci pytają o życie:)

poniedziałek, 19 grudnia 2016

1 ważne pytanie, 6 książek i kilka sposobów na dobre Święta.

Macie tak czasem, że chcecie coś poprawić, zrobić lepiej, zachować się w jakiś wymarzony sposób i...
...wychodzi jak zawsze? 
Święta to doskonały przykład: będę cierpliwa, spędzę czas z bliskimi, poświęcę dużo uwagi na wybieranie prezentów, nie będę się objadać, nie będę się zamęczać, odpocznę, tym razem wszyscy gdzieś wyjedziemy i niczym nie będziemy się przejmować!
Lista jest długa. 
Grudzień to najczęściej trudny miesiąc. Dużo napięć, nawarstwień, zmęczenia, obowiązków - i jeszcze ten wewnętrzny głos: ciesz się!
Mamy z mężem jedno motto, od początku naszego Razem, brzmi ono: nie napinaj się. Uwielbiam je, bo oznacza też nie napinaj się, żeby się nie napinać:)
Jak to zrobić? 
Pomaga mi to, co uważam za najważniejsze w naukach Jespera Juula, (którego jak wiecie kocham): co chwila pytaj siebie kim jesteś? Kim właśnie teraz jesteś?
Co to znaczy? 
Sprawdź czy ci ciepło, czy nie, czy jesteś głodny? O czym marzysz? Co czujesz? Jakie myśli krążą ci po głowie? Co chcesz, a co decydujesz teraz robić? Sonduj siebie, poznawaj.
Rok temu obiecałam sobie wyjechać pierwszego dnia Świąt. Świetny plan. Ale czy dalej mój? Nie, bo nagle okazało się, że przyjadą przyjaciele z zagranicy i czekam na okazję, by ich spotkać. Teraz to jest ważniejsze.
Lubię szopkę, którą zrobił dziadek dzieci. Co roku ją rozkładamy. Ale w tym roku ustawiłam szopkę, którą zrobiła córka. Bo tak poczułam.

Zawsze w nocy, kiedy dzieci śpią, pakujemy prezenty z Marcinem. Nagle dołączyła Helenka i teraz cieszę się na ten nowy rytuał. Pakujemy we dwie. Mama i córka. Radość bycia. 
Zmiany, zmiany, zmiany. Co chwila, co sekundę. Kim jestem. Kim jestem teraz?
Kim  Wy jesteście w te Święta?

Święta to czas, kiedy pozwalam na więcej bajek. Ale też nie chcę, żeby ekran zabawiał dzieci cały czas. 
Mamy na to ulubione sposoby. 
Audiobooki. Naklejki. Duuuużo naklejek:))) Tiger - sklep, gdzie za bardzo małe pieniądze można kupić świetne zestawy "na nudę". 

Czas.
W tym roku umówiłam się ze sobą, że się nie spieszę. Na tydzień przed świętami zwalniam i nie popędzam ani siebie, ani dzieci. 
(Wyobrażacie sobie jak biegłam tydzień wcześniej???)
Obiecałam sobie pytać siebie co jest dla mnie na prawdę ważne. Prosić o pomoc
Dzielić się zadaniami

I rozpieszczać
Trochę w stylu modnego w tym roku Hygge. 
Polecam lekką i ciepłą, bardzo świąteczną książkę o tym duńskim sposobie na szczęście.
Co jest dla mnie rozpieszczaniem? Co jest dla mnie dziś rozpieszczaniem? Cisza, światełka, ładne zapachy, jeszcze więcej światełek, haha, pachnąca kąpiel, spacer z 3latką bez pośpiechu, poczytanie książki. Piękny nowy, ciepły koc. Brak pośpiechu. Czekanie na Spotkania świąteczne.


Na koniec chcę wam opowiedzieć o naszych ulubionych zimowo-świątecznych książkach. takich, które pomagają poczuć ten jedyny nastrój w roku.

1. O zimie. 
Zakamarki wydały poetycką książkę, w której znajdziemy wszystko, co w zimie najlepsze. Zamarznięte kałuże, które pękają trzeszcząco pod stopami. Iglo, burza śnieżna spędzana w ciepłej chatce, sople i ...magia. 



2. Święta z Kubusiem Puchatkiem
Egmont wydał jedną z licznych "przeróbek" Kubusia Puchatka, i choć zawsze najlepszy jest oryginał, to i ten wątek poboczny cieszy się u nas w domu popularnością. Jest jak zwykle o przyjaźni.

3. Gwiazdka w Bullerbyn

Wydawnictwo Bajka. Klasyka Świąt Bożego Narodzenia. A nawet klasyka klasyki. Jest tu wszystko. Śnieg, miłość, pierniczki i kolędy. A wszystko w niepodrabialnym stylu Astrid Lindgren. 

Bardzo polecamy.



4. Masło przygodowe
Pozycja niby nie świąteczna, ale kilka ostatnich rozdziałów to przygotowania do Świąt, oczekiwanie i w końcu: Przeżywanie ich. 
Książka polskiej autorki, Barbary Stenki, wydana przez Wydawnictwo Literatura z dodatkiem - co miłe! - świetnego audiobooka: do wielokrotnego użytku dla dużych i małych. Kto z Was nie zna przygód rodziny Końców, nich się cieszy: uczta przed Wami:) 
Książka potrzebna szczególnie w czasach podziałów. Tata Koniec to muzyk rockowy pełną gębą, za to mama to miłośniczka telewizji Trwam, a dzieci? Dzieci są zabawne, prawdziwe, mają realne problemy. Kaśka (temperatura ciała 36,8) plus dwaj starsi bracia, co rapują. Polecam!
5. Basia  i zwierzaki
Tym razem Egmont zdecydował się na wydanie specjalne: świąteczna Basia jest uzupełniona o bardzo dużo naklejek i tekturowe zwierzątka do wycinania, składania i ozdabiana. Wiele godzin pracy dla małych rączek.


Jak zawsze możemy też liczyć na luz Zofii Staneckiej, autorki: święta nie są napuszone i sztywne. Wprost przeciwnie: 
"Święta będą w tym roku nieidealne- szepnęła (mama) półsennie - wszędzie jest bałagan. Tata uśmiechnął się z czułością. - Właśnie takie będą najlepsze na świecie - oświadczył".
I tego Wam w te Święta życzę. Aby były nieidealne, a mimo to by Was zwyczajnie cieszyły, by znalazło się w ich czasie miejsce na to, co na prawdę Wam potrzebne i co lubicie. Bez napinania.

środa, 30 listopada 2016

10 książek, które zainspirują Cię do szukania z dzieckiem dobrych stron złości. Odważysz się?

Złość. Wściekłość, burza w emocjach, rozsadzanie klatki, walenie pięściami, kopanie, gryzienie i bycie ...aaa...NIEGRZECZNYM!!! Te słowa: grzeczne / niegrzeczne dziecko towarzyszą nam 
od zawsze i bardzo trudno dają się usunąć z języka. Trudno je zastąpić, nawet wtedy, kiedy już nie chcemy ich używać. 
A może warto zajrzeć - co tam się kryje? Czym jest konflikt, kłótnia, czy odwaga ma coś wspólnego ze złością? 
Do czego potrzebny nam jest wrzask? I jak zdobyć wolność?
Wszystko to tematy na długie i ważne posty, ale dziś chcę Wam zaproponować nie tyle psychologiczne rozważania, co odwiedziny u książkowych bohaterów, którzy mogą nas czasem nauczyć więcej niż niejeden wykład. A przynajmniej, pomogą pogadać o złości 
z naszym dzieckiem. I sobą. 
Zapraszam:)

1. "Myszka" 
 Zaczynam od książki dla najmłodszych. Wreszcie doczekała się znana polska poetka - Dorota Gellner - pięknych ilustracji. Przyznam, że jako wzrokowiec, nie potrafię czytać książek z brzydkimi ilustracjami, a takie się niestety książkom Pani Gellner zdarzały. 
Na szczęście Wydawnictwo Bajka zadbało o stronę wizualną 
i mamy "Myszkę". 
Myszka przeżywa wiele uczuć. Wstydzi się, zakochuje, ale też obraża i złości. A jak pięknie się złości! Posłuchajcie:
"Kiedy myszka się złości,
patrzcie- złości się cała!
A złość myszki jest wielka,
chociaż myszka jest mała."

Ten wierszyk powtarzam sobie często w ciągu dnia:)
I zawsze pomaga!

2."Billy jest zły"
EneDueRabe wydaje serię o Billym już od kilku lat, i przyznaję, że zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki:)
Billy jest niedoskonały, zabawny, niezbyt poprawny, dziecięcy, ludzki... Billy bawi się w świecie, gdzie nie lata nad nim rodzic-helikopter, ma przyjaciół z którymi czasem się kłóci, czasem przeżywa przygody.  Czasem kłamie, czasem rozrabia. Ufff. Normalny;)
W tym odcinku Billy jest zły. Opis tej złości jest tak soczysty i smakowity, że tylko dla niego samego warto przeczytać tę książkę!
PS. Taaak, macie rację, to szwedzka książka. Od razu wiadomo, prawda?

3. "Doris ma dość"
I znów kultowa seria. Tym razem wydawana przez Zakamarki, a pisana i ilustrowana przez Piję Lindenbaum. Główną bohaterką serii jest Nusia, ale poznajemy też inne dzieci z jej przedszkola. 
Ta część opowiada o Doris, która ma spore kłopoty: Brat zabiera jej rower bez pozwolenia, trzeba włożyć sukienkę na przyjęcie, a w ogóle to Doris nigdzie nie chce iść! Dlaczego musi dokądś iść, kiedy akurat tak świetnie się bawi? 
Przyznacie, że każdy by się wściekł?
No i Doris się wścieka i ... i tu zaczyna się mój kłopot z tą książką, bo Doris ze złości ucieka z domu, ma różne przygody, a kiedy wraca, okazuje się, że nikt się nie zaniepokoił... 
Moim zdaniem to najsłabsza pozycja w genialnej serii, ale możecie ocenić sami. Obrazki boskie! 


4. "Ja też chcę mieć rodzeństwo"
Pora na Astrid Lindgren, która zresztą pojawi się nie raz!:) Bohaterem wydanej przez Zakamarki książki jest Peter, który kiedyś był malutki, a teraz jest duży i chciałby mieć rodzeństwo. No i dostaje. Siostrę. Szybko jednak okazuje się, że to nie sielanka, bo mama jakoś za bardzo się tą siostrą przejmuje, karmi ją, przytula i ...w ogóle! Peter próbuje zwrócić na siebie uwagę, odzyskać tron i uwagę mamy... Brzmi znajomo? Dla mnie bardzo:) Czytałam ją milion razy mojemu synkowi, kiedy "dostał" siostrę. I widziałam, że pomaga uporządkować emocje.
Wracajmy jednak do Petera. A choć Peter daje popalić, mama wie, że stoi za tym ból i strach, niezaspokojone potrzeby uwagi, ważności, bliskości... i szukają rozwiązania.
A potem? A potem siostra rośnie i jest się z kim bawić, kiedy rodzi się jeszcze... brat! Całe szczęście, że Peter nie wymienił siostry na trzykołowy rowerek;)



Boska Astrid! No to jeszcze raz Ona:


5. "Mała Ida też chce psocić"
Znów Zakamarki. Znacie Emila? On to rozrabia... Psoty po prostu robią mu się same! A co, jeśli komuś nie wychodzą? Mała Ida chce choć raz być jak brat i posiedzieć za karę w drewutni. Próbuje, próbuje i w końcu.. ale, warto dowiedzieć się samemu. 

PS. Trochę o tym jak trudno wyjść poza etykietkę. 
Istnieją ciekawe badania o tym jak kolejność narodzin warunkuje nasze zachowanie - starszy brat łobuzuje? Niestety... oznacza to, że zajął nam miejsce i musimy poszukać roli dla siebie w innym repertuarze...
Inną wersją tej historii jest "Koszmarny Karolek".


6. "Uczucia, co to takiego?"

Zakamarki. Seria "Dzieci Filozofują". Jest o nieśmiałości, miłości...jest też o konfliktach. Skąd się biorą, do czego prowadzą, jak mogą wyglądać. Dobra, jako inspiracja do długich rozmów, szczególnie, jeśli macie w domu filozofa:)
Co ciekawe, raczej nie ma tu odpowiedzi, a pytania. Całkiem dobrze zadane.


7. "Grzeczna" 
Kolejna książka EneDueRabe. Bardzo mocna i oryginalna pozycja. No bo..."Lusia jest grzeczna, tak grzeczna. Tak grzeczna, że pewnego dnia znika". Jeśli jeszcze się wahacie, czy aby na pewno potrzebna Wam złość...przeczytajcie historię Lusi... i Kasi... Basi... Agatki... Historię babci... Cioci... Mamy. Historię o złości, której nie wolno czuć. A która jest. I jest potrzebna. 

A jak Lusia w końcu krzyczy! Poezja!


8. "Filip i mama, która zapomniała"
 Jeszcze raz Pija Lindenbaum i Zakamarki. Cudowna książka, całkowicie bez sensu na pierwszy rzut oka, ale potem... 
Kto z nas nie zna porannego zabiegania? Pośpiechu, nerwów, wiecznego: zdążę? Nie zdążę? O, boże zapomniałam dziecka!;)
Mam Filipa też się spieszy i Filipowi nie jest z tym łatwo... Aż nagle... No właśnie. Mama zmienia się w smoka, je muchy i zieje ogniem. Chcielibyście czasem poziać? Ja bardzo:) 
Świat oczami dziecka: bezcenne!



9. "Magiczne tenisówki mojego przyjaciela Percy'ego"

Zakamarki dziś królują:) 
Ulf Stark... bezbłędny w opisywaniu dziecięcego świata. Tym razem bohater jest już nieco starszy, ma kłopoty ze starszym bratem, który go leje, a do klasy przychodzi nowy kolega. Nowy jest inny. To...ŁOBUZ. I Ulf wie jedno: odda wszystko, żeby być takim odważnym! 
To jedna z tych książek, które polecam zawsze i na każdy temat. Jeśli mówimy o seksualności, coś tu znajdziecie. O miłości, też. I o przyjaźni. No i o łobuzerce. Jest wałęsanie się po mieście, wysadzanie skrzynek na listy i niebezpieczne akrobacje nad przepaścią. Inicjacja ... nasuwa mi się to słowo. Inicjacja do czego? Do życia? Do odpowiedzialności? Ale jak to wszystko jest opisane! Bez cienia fałszywej nuty. Czytamy regularnie od lat i nigdy się nie nudzi. 

10. "Ronja"

Na koniec Królowa. Królowa wśród pisarek i królowa wśród książek. "Ronja" Astrid Lindgren.
Ronja rodzi się pewnej burzliwej nocy, i to nie przypadek. To książka o dzikości, o samodzielności, o wielkiej miłości, o wielkiej kłótni: konflikcie dorosłych, który przeszkadza dzieciom. 
Nie wiem skąd Astrid Lindgren to wszystko miała i potrafiła tak pisać! O mamie Ronji, która śpiewała, rodząc... O tacie, który był zbójnikiem i choć najbardziej na świecie kochał swoją córkę, pozwalał jej poznawać las na własną rękę. Bo przecież tylko tam, gdzie trochę niebezpiecznie, można ćwiczyć się w pokonywaniu strachu! O wyczesywaniu wszy z głowy przyjaciela, o wiosennym krzyku, który trzeba uwolnić, o próbie przezwyciężenia waśni dorosłych. I o skoku nad Diabelską Czeluścią. Skakaliście już?

Różne odcienie złości, różne niuanse. I różne prezenty. Odwaga. Samodzielność. Wolność. Bliskość. Bezpieczeństwo. 

Zachęcam Was do poznawania świata tych papierowych bohaterów, a dzięki temu może też siebie samych. 
I szukania nowych odcieni złości i nowych darów, które przynosi. 
Poznana, stanie się dla nas prawdziwym rumakiem. Bo tylko, kiedy wyparta i nieokiełznana, rani. 

Powodzenia:)