piątek, 22 grudnia 2017

Dla Justyny. Dla Lidki. Dla Kasi. Dla Izy. Dla Moniki. Dla Agnieszki. Dla Marcina, Pawła i Krzysztofa. Dla Ciebie. Dla mnie. Z miłością.

Na każdych warsztatach, w kręgach, w przelotnych spotkaniach... Spotykam Was: rodziców, którym trafiło się "takie dziecko".  "Trudne"," niegrzeczne", "wymagające", "inne".
  

Rodzeństwo Dziecka (jeśli je ma) jest "spokojne", "współpracujące", "idzie się dogadać"... Ale On/Ona nie... 
Czasem To Dziecko jest pierwsze, czasem drugie. Czasem dopiero czwarte z kolei. Czasem to chłopiec, a czasem dziewczynka. 
Można nas, rodziców takiego Dziecka, rozpoznać po bólu, po tym przerażeniu, które mamy w oczach,  kiedy mówimy o Swoim Dziecku.

Kochamy je przecież, a jednak nie w możemy go czasem znieść.

Można nas rozpoznać  po rozpaczy.

Wściekłości.

Po dojściu  do granicy wytrzymałości. 


Długo szukałam schematu, jakiegoś wzoru, wytłumaczenia. 
Teraz wiem, że to dar. Wielki prezent od losu: oto zjawił się Mistrz i mnie naucza. 
Z chirurgiczną precyzją wyciąga rączkę i wskazuje:  TO TU. Właśnie tu jest  miejsce, gdzie schowałaś  swoje największe dramaty: wstyd, ból, agresję, głośne zachowanie, wrażliwość, niedopasowanie, seksualność... Cokolwiek  ukryte jeszcze przede mną w mroku, w nieświadomości, cokolwiek destrukcyjnego mam, co mi nie służy, a się tego nie pozbywam: To Dziecko mi to pokaże. 
Dziecko  działa zawsze na korzyść systemu w którym żyje i nagłaśnia jak przez wielką tubę, co w nim szwankuje. 
Zapracowana mama, która zamiast wyjechać  na weekend z przyjaciółkami, bierze sobie na głowę kolejne obowiązki, szybko się o tym dowie.

Tata, który znów siedzi nieobecny  nad wódką, albo nad komórką, zamiast rozejrzeć się przytomnie dookoła i Być w swoim życiu.

Dzielna matka, która zakłada na twarz uśmiech, która nie wypłakuje swojego bólu, żeby nie dokładać  innym, choć sama się już pod nim ugina.

Ojciec, który nie widzi sensu w życiu, jakie prowadzi, od pensji do  pensji, który tęskni za przygodą, ale po nią nie sięga.

Matka, która nie rozumie, czemu czuje niechęć do dłoni swojego partnera, ale co wieczór myśli: jakoś to będzie.

Ojciec, który  nie otwiera serca.

Matka.

Ojciec.

Związek. 

To co w ciemności chce wyjść na światło. Światło leczy. 
To dziecko, które jest za żywe, za głośne, nie słucha, tupie, domaga się, jęczy, to, które doprowadza do szału...To, które chcemy wyrzucić za okno, żeby tylko na chwilę przestało, ma dla nas ważną wiadomość. 
Nie wiem jak brzmi w Twoim przypadku.

Dla mnie brzmiała ona: Traktuj siebie poważnie. Uznaj swoje potrzeby. Odpocznij. Doceń, że masz partnera i zrób dla niego miejsce, bo dzieci macie we dwoje. 
Mów tak- tak, albo nie-nie. Stawaj w prawdzie.  Choćby nie wiem jak bardzo zwariowana była. Stój po swojej stronie.


Dziecko nie walczy ze mną, ani z Tobą.  
Zmaga się ze starymi  sposobami w jakie się chroniliśmy. Pomaga nam  zdjąć skorupę  i poczuć pod nią nową, lepszą skórę. 
Dotyka rany w Twoim sercu i mówi: Tu jest rana! 
Widzi, że udajesz z pokerową miną i mówi: sprawdzam! 
Kiedy Ty z paniką trzymasz drzwi zamknięte i nie chcesz za nic na świecie zajrzeć w ciemność, i dałabyś się pokroić, żeby tylko nie musieć ich otwierać - ono puka z tamtej strony. Ono kopie, wali i nie pozwala się zignorować.

Mówi: odzyskaj swoje życie

I nie, nie jest to łatwe. 
Zaprowadziło mnie na dziesiątki warsztatów, terapię, ustawienia hellingerowskie, do lasu, nad wodę, w czarną dziurę. 
Targało mną, mieliło jak w jakiejś wielkiej pralce, czasem nie wiedziałam gdzie góra, a gdzie dół.
Dalej bywa bardzo trudno.   
Ale jest jaśniej.



Otworzyłam drzwi do ciemności, a tam siedziała mała Kasia i bała się, że nie zasługuje na miłość. Bo jest nie taka.
Już się tak bardzo nie boję.
Doszłam w miejsce, gdzie jest trochę łatwiej, trochę  lepiej.
To miejsce, gdzie trzymam siebie za rękę. 

Rozglądam się i jest nas więcej. 

5 komentarzy:

  1. Poruszyło mnie tak bardzo, ze poczułam wdzięczność za wszystko, co mi się zdarza i co przychodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie to napisałaś! Dziękuję. Myślę że te "zwykle dzieci" też nas tego uczą choć może nie aż z taką intensywnością. Uwielbiam jak piszesz!

    OdpowiedzUsuń