Zdarzyło Wam się nie wiedzieć co robić? Wahać, męczyć i czuć zagubionym... z jedną nogą w przodzie a drugą z tyłu... czego wtedy potrzebujecie? Konkretnej rady - idź do przodu! Czy może pociechy- nie martw się, jak się wycofasz, nic się nie stanie...
A może kogoś kto spokojnie przy Was JEST. Cierpliwie czeka,
aż dojrzejecie do decyzji, spokojnie patrzy jak wijecie się
w mękach. Współczuje, oddycha, nie narzuca rozwiązań...
Kiedy moje dzieci przeżywają jakieś problemy, to właśnie trwnie przy nich z empatią, bez zbytniego pocieszania i bez narzucania rad, spokojne trwanie, towrzyszenie, jest najtrudniejsze.
Czasem chcę je wypchnąć i powiedzieć: "Dasz radę, już, już!", Czasem mam ochotę schować je w ramionach i nie dać "złemu" światu na pożarcie...
I właśnie dziś jestem niezwykle dumna z siebie, bo przez ostatni miesiąc towarzyszyłam mojemu synkowi w jego zmaganiu
z wyjazdem na zielona szkolę. I wiem, że mój problem był równie wielki jak jego. I bardzo starałam się by mój niepokój
nie przeszkodził mi widzieć synka i wspierać go.
Przez miesiąc słuchałam o strachach, o niepokojach o trudnych wyzwaniach. Przez miesiąc słuchałam o tym, że nie ma mowy:
ON NIE POJEDZIE!
Przez miesiąc codziennie wahałam się, czy nie odpuścić,
czy nie pozwolić mu zostać.
Nie odpuściłam.
Nie zmuszałam, nie krzyczałam, nie zaprzeczałam strachom. Słuchałam, rozmawiałam i ostatkiem sił trwałam. A na koniec się doczekałam.
Ostatniego dnia zobaczyłam ekscytację i radość, które wyjrzały zza lęku jak za chmur. I teraz codziennie tęsknię i cieszę się. I czuję dumę i wdzięczność dla nas- udało się:)
PS. Dziekuję Panu, Panie Juul.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz