poniedziałek, 29 czerwca 2020

Przedszkolaki i plemniki. Kiedy rozmawiać z dziećmi o seksualności?

Zwykle, kiedy myślimy w pocie czoła, czy nie jest za wcześnie na rozmowę z dzieckiem o seksualności, jest właśnie za późno. 
Tak. 
Dokładnie.
Jeśli dziś odkładamy to na potem, jesteśmy spóźnieni. 
100%


Bo seksualność, tak jak życie, dzieje się teraz. 
A dzieci są uczestnikami życia też dokładnie w tym czasie: teraz.
Słuchają radia.
Oglądają Wam przez ramię wiadomości. 
Widzą plakaty na mieście - i uwierzcie, bardzo często żałuję, że nie mam ze sobą karabinka z farbą...
Słyszą rozmowy innych ludzi - dzieci, dorosłych.
Dzieci są uczestnikami życia i chcą je poznawać, chcą jak najwięcej zrozumieć. 
I mają do tego prawo.
To chyba w kultowym filmie E.T. jest scena jak E.T. dobiera siedo telewizora i wchłania wiedzę w przyspieszonym tempie...? A może w innym. W każdym razie taka scena powtarza się nie raz w filmach o "obcych" - oglądają masę filmów i wchłaniają kulturę, historię ludzkości, a na koniec najczęściej płaczą...
Jak mówi Jesper Juul dzieci są jak tacy "obcy" z innej kultury, Zjawili się i potrzebują cierpliwego objaśniania zasad i praw obowiązujących nas, ziemian. 
Gdyby odwiedził nas kosmita, nie oczekiwalibyśmy, że wszystko wie i rozumie. 
Warto mieć też cierpliwość do prób i błędów, do całego procesu nauki naszych dzieci. 
One, ze swoją świeżością i otwartym sercem, często szybko widzą co jest "nie tak", nie logicznie, nie fair, głupio.
A ich pytania są niewinne. I ważne.




Jeśli chodzi o loty kosmiczne - ucieszymy się, że pytają.
Jeśli mówią, że nie można jeść zwierzątek, bo mają mamę, możemy czuć się skonsternowani.
Kiedy gubią zęby, kupujemy im książeczki o mleczakach i stałych, trzonowcach i siekaczach. Te słowa nas nie bulwersują. 
A przecież miesiączka, poród, adopcja, seks, wzwody poranne i polucje to dokładnie to samo. 
Kosmiczny lot naszego ciała. 
Penis, wagina, łechtaczka. 
Łokieć, udo, dziurka w nosie. 

Dzieci są ciekawe CAŁEGO świata, ale z różnych powodów my niektórych kawałków nie chcemy im pokazywać. 
Warto zadać sobie pytanie: dlaczego?

Oczywiście - odpowiedzi na każdy temat maja być ADEKWATNE do wieku. 
Tak jak nie analizuję z dwulatkiem budowy rakiety kosmicznej, a skupiam się na fantastycznym efekcie dźwiękowym, tak nie opowiadam maluchowi ze szczegółami o stosunku seksualnym.
Ale też nie zatajam prawdy. 

Urodziłeś się przez cipkę. Siusiak czasem sterczy, bo mu przyjemnie. Tak, tobie też kiedyś urosną piersi. Skóra się marszczy z wiekiem. Mam krew, bo mam okres, kobiety krwawią raz w miesiącu, to znaczy, że są zdrowe a ich macica się oczyszcza. 
I tak dalej, i tak dalej. 

Krótkie, prawdziwe odpowiedzi. Jeśli będą chciały - zapytają dalej. 


I zapytają wiele razy, bo zwykle zaraz im to wypada z głowy

Jeśli macie jakieś wątpliwości czy warto rozmawiać z maluchami o seksualności, zastanówcie się czy odmawiacie im wiedzy o kosmosie? O układzie słonecznym? Nie?
A to przecież bardziej abstrakcyjne niż własne ciało. 

Na zachętę umieszczam jedną z wielu rozmów z pewną przedszkolaczką:) 
Imiona dzieci zostały zmienione:)

Cała sytuacja ma miejsce w aucie. Dyskutuję z mężem o surogatkach - pojawił się ciekawy artykuł o tym zjawisku. 
Na to włącza się Danusia i mówi:
- Chyba jak dziewczyna i dziewczyna chcą mieć dzidziusia to mogą coś sobie wstrzyknąć...?
- Tak, a wiesz co?
- Jajeczko? 
(zwracam Waszą uwagę, że Danka wie doskonale "skąd się biorą dzieci" , czytałyśmy wiele książek i gadałyśmy, ale właśnie tak to jest, ta wiedza potrzebuje się utrwalać i umiejscawiać w siatce tego co dziecko już wie, nie jest tak, że raz się dowie i już, pyta wiele razy)
- Nie. Dziewczyny już mają swoje jajeczka.
- No tak. Nie pamiętam co.
- Plemniki.
- Acha.
- A skąd o tym słyszałaś, że można je wstrzykiwać?
- Ania (koleżanka z grupy) mówiła w przedszkolu! Bo Małgosia i Zosia się w sobie zakochały i Ania im powiedziała, że mogą wziąć ślub i urodzić dzidziusia, że się tak wstrzykuje. A ja im powiedziałam, że mogą adoptować! Ale one powiedziały, że jednak nie chcą dziecka. 

Cała rozmowa bez ekscytacji, jak najzwyklejsze sprawy. 

Ludzie się w sobie zakochują, chcą mieć ślub i dzieci. 

Żadnego gender-potwora, po prostu życie sześciolatków.







środa, 17 czerwca 2020

Niebieski kocyk, czy różowy?

Wyobraź sobie taką Grę. 
Cel: szczęśliwe życie lub przetrwanie
Rodzisz się / Losujesz postać, którą grasz i zaczyna się!

Dostajesz kolor oczu. Kolor skóry. Kolor włosów. 
Dostajesz płeć biologiczną i tę w środku, którą czujesz. 
Dostajesz orientację seksualną. 
Wszystko przypadkowo. 
A do tego, również przypadkowo, dostajesz kontekst, czyli to jak w twojej kulturze traktuje się seksualność - czyli ciało i płeć, jak traktuje się mężczyzn i kobiety, chłopców i dziewczynki.
Jaką mają pozycję (ile punktów na start).
Ile szacunku (wsparcia).
Na ile swobodnie mogą być sobą i eksplorować (jak trudna jest plansza).
Im sztywniejsze zasady i rozgraniczenia tym jest Ci trudniej, bo masz mniej możliwości. 
Np. rodzisz się kobietą, a chcesz być kierowcą rajdowym. Nawet nie ma na to nazwy. Uważa się, też że kobiety gorzej prowadzą. Może też się zdarzyć, że trafisz na opcję gdzie w ogóle nie wolno ci prowadzić auta. 
Za swój cel musisz zapłacić bardzo dużo specjalnymi żetonami. 
Albo inaczej. 
Jesteś chłopcem. Lubisz bawić się w tatę i kołysać do snu swoje lalki. Uwielbiasz przytulać się do babci. Babcia pachnie ciastem. Rośniesz i ktoś ważny dla ciebie zabiera twoje lalki, każe ci się wstydzić, tracisz punkty.
Babcia cię jeszcze przytula, ale dotykanie twojego przyjaciela z ławki w szkole jest już surowo karane. Kiedyś biegliście po meczu piłki za rękę i do tej pory krzyczą za wami: "pedały".
Oczywiście poleciały ci punkty.
W tej wersji twoja postać ma małe szanse na dotrwanie w zdrowiu do końca gry, bo nie umiesz czerpać punktów "życia" z bliskości: otwartych rozmów i przytulania z rodziną i przyjaciółmi. Syn cię nie cierpi. Walczysz. Walczysz w pracy, walczysz z codziennością, zaciskasz się coraz mocniej. Dorabiasz się jakiś powikłań. 

Czasem na starcie masz farta i dostajesz dużą pulę żetonów - mama i tata cię akceptują i wspierają. Także wasze otoczenie.
Wszyscy są życzliwie zaciekawieni kim jesteś. 
Kiedy jesteś dzieckiem lubisz przebierać swoje zabawki, wymyślać im stroje. Wszyscy wspierają twoją pasję. Dojrzewasz i się rozwijasz odkrywasz, że kochasz żyć, tzn. szyć. 
Idziesz do szkoły krawiectwa. 
Jednego dnia szyjesz sobie garnitur. Innego suknię. 


Słyszysz: kobiecość i męskość w tobie są bogactwem. 
Masz połączenie z jednym i drugim. Jesteś cenna/y dla naszej społeczności. 


Jednym z etapów w grze jest znalezienie sobie partnera/ partnerki. 
I tu wiele zależy od świata do którego trafisz. 
Jesteś chłopakiem, zdecydowanie podobają ci się chłopcy. Od małego kumplujesz się z dziewczynami, ale pociąga cię tylko własna płeć. Odkrywasz to przypadkiem, kiedy Twój kumpel zdejmuje koszulkę na wf. Drżysz. Nie wiesz, co się dzieje. W nocy śni ci się ta scena i nagle przez kolejne dni masz sucho w gardle przy tym chłopaku.

Zwierzasz się ojcu.  
On mówi: tak, czasem tak czujemy. To taka wielka radość życia, to takie połączenie z energią wszechświata. Czasem tę wielką siłę czujemy w sobie wobec wody, ognia, słońca, ziemi. Czasem wobec innego człowieka. To życie samo w sobie i jego energia. Czasem przejawia się jako podniecenie wobec konkretnego człowieka. Czasem przeradza się w miłość.  
Obserwuj tę energię i ciesz się nią. Kiedy się pojawia i do kogo. Z czasem nauczysz się tego o sobie, choć... Tak na prawdę do końca życia może cię zaskoczyć, bo jest Nieprzewidywalna!

Dostajesz masę punktów z którymi udajesz się w świat na poszukiwanie. 

Albo inaczej. 
Czujesz dreszcz na widok kolegi. 
Przepełnia cię przerażenie i obrzydzenie. To nie twoja wina! Nie jesteś przecież "ciotą"! 
Za to są w tej wersji gry wysokie kary. 
Skoro to nie ty, to musi być jego wina. Musi być z nim coś nie tak. Pewnie to on jest "ciotą". Namawiasz kumpli, żebyście go po lekcjach pobili. 
Dostajesz ostrzeżenie i karne punkty. Niby możesz jeszcze próbować przejść jakieś poziomy, ale nie czujesz z tego żadnej przyjemności. Wszystko cię wkurza i drażni. 

Albo jeszcze inaczej. 
Wersji jest nieskończenie dużo. 

To, co wiadomo, to że im mniej opresyjna kultura w której żyjesz tym więcej masz możliwości. Tym pełniej możesz realizować swoje talenty, możliwości i człowieczeństwo. 
Tym mniej płacisz za bezpieczeństwo i szczęście. Tym większe szanse, że dokończysz grę we właściwym czasie z zapasem żetonów w kieszeni. 




Płeć i orientacja seksualna. 
Niby są jak kolor oczu a wywołują tak wielkie emocje!
Czemu?

I płeć i orientację seksualną możemy rozpatrywać na różnych płaszczyznach. Ale nie są tylko dwoma krańcami na osi. Są jak kontinuum. 
Oczywiście są osoby, które opisują siebie wyraźnie na którymś z krańców. 
Homoseksualna kobieta, heteroseksualna kobieta. 
Homoseksualny mężczyzna, heteroseksualny mężczyzna. 
Ale są też osoby w każdym miejscu osi. 
Świat jest bogaty. 


Kiedy byśmy się z tym pogodzili, zaakceptowali, świat stałby się bezpieczny np. dla dziecka, które rodzi się i ma narządy płciowe obu płci. 
Rodzice nie musieliby bać się o nie, decydować na szybkie operacje w ciemno.... Taki dziecko mogłoby rosnąć bezpiecznie i samo zdecydować. 
Teraz też w Polsce, tym kraju mlekiem i miodem płynącym, rodzą się takie dzieci. Ich rodzice często nie mogą znieść niepewności, lęku, paniki... Co ludzie pomyślą?
Jak sobie poradzić z tą niewiedzą?
Niebieski kocyk?
Czy różowy?
Marzę o świecie, gdzie kocyk może być w kratkę a dziecko żyć bezpiecznie. 
Bo od naszej akceptacji dla innych nie wyrosną nam nagle dodatkowe narządy płciowe. 
Dziś te dzieci są często okaleczane w ciemno. Bez szansy zabrania głosu.


Jedyne, co może nam się stać, kiedy otworzymy się na Innych, to że spojrzymy w lustro i poczujemy. 
Mi też podobał się kolega z ławki. I koleżanka. 
Ja też zawsze wolałam być chłopakiem, bo dziewczyny miały przesrane: nie mogły się bić i włazić na drzewa!
A ja tęskniłem, żeby być dziewczyną i nosić te wszystkie ciuszki. 
Itd, itd. 
Mamy do wyboru: odważyć się spojrzeć w siebie albo nawalać w innych. 
Zaufać tej pulsującej energii i pozwalać jej płynąć, poznać ją i nauczyć się nią kierować,  albo spychać do podziemia i patrzeć jak wybucha i niszczy w niekontrolowany sposób. 



Seksualność to wielka, potężna energia. Mamy w tym miejscu ranę do uleczenia. 
Bo płonęły stosy. Bo karano za rączki pod kołdrą. Bo zawstydzano. Bo ...
Każdy ma swoją historię. I najlepiej, żeby każdy zajął się swoją, a potem świecił jasno. 










wtorek, 2 czerwca 2020

Rowerek.

Rowerek. 
Zwykły, różowy, z dodatkowymi kółkami a potem kijem z tyłu. 
Wybrała go sobie w wielkim sklepie. 
Z małą rączką w dużej ręce. 
Z radością na upaćkanej lodami twarzy. 
Rower!
Prawdziwy!
Już nie fotelik na rowerze taty. 
Już nie wózek. 
Rower!
Starsze rodzeństwo ma swoje własne Rowery. 
Swoją wolność i niezależność. Swoją sprawczość i odwagę. 
Swoje podróże. 
Ona jest najmłodsza. 
I teraz wreszcie go ma. 
Nie po siostrze, nie po bracie jak większość rzeczy;)
Od teraz z nowym zapałem ubiera się rano i pedałuje do przedszkola. 
Rozpiera ją duma. Przerasta ponad małą rowerzystkę.  Widać ją dookoła w połyskującym powietrzu, jest ...wiiiiieeeeelllllka!
Rower!
Dwa duże kółka i dwa małe. 
Rower się chybocze. 
Pod przedszkolem inne dzieci.
"Mamo, a dlaczego ona ma dodatkowe kółka?"
"A ja już jeżdżę na dwóch!"
I tak miesiąc po miesiącu. Rok po roku.
A także w zerówce. 
Kiedy już WSZYSTKIE dzieci jeżdżą na dwóch kółkach, na dużych rowerach. 
"Czemu ona nie jeździ sama?" dzieci pytają głośno swoich zakłopotanych mam i tatusiów. 
A ona niezrażona. 
Codziennie pyta znów z nadzieją w głosie: "Mogę dziś jechać rowerem?"
I przychodzi pandemia. 
Ten dziwny czas. 
A ona mówi: "Dziś nauczę się jeździć na rowerze sama! Jestem gotowa!"
Naprawdę tak mówi!
Ćwiczy kilka dni, wytrwale, na drodze przed domem. Z tatą.
A kiedy się udaje, prosi o nagranie filmu. 
Starszy brat uczy ją jak startować.
W końcu jedzie do babci i dziadka, którzy patrzą przez płot, jak ona potrafi. Na dwóch kółkach!
Teraz może pojechać na wycieczkę z młodszym kolegą, który już dawno śmiga.
Dociera do lasu.
Dociera nad Wisłę.
Kilometr. Dwa. Pięć. 
Pytamy. "Czy nie jest Ci niewygodnie, na tym małym rowerku?
Tu jest większy, akurat dla Ciebie."
"Nie!"
Przebiera nóżkami szybko, żeby nadążyć za nami, za naszymi wielkimi rowerami. 
Ona chce jeździć TYLKO na swoim małym, różowym rowerku. 
Aż pewnego dnia, bez zapowiedzi, mówi: "Od dziś będę jeździła na dużym!" 
Wsiada. 
I pędzi. 
Choć nie wie jak hamować i jak zakręcać. 
Tego uczy się w biegu. 
Taka dumna. W kasku i ledwo sięgająca ziemi. 
Na wycieczce ze starszym rodzeństwem i rodzicami. 
Dociera po lody na sąsiednie osiedle. 
Sama wie, kiedy chce próbować. 
Sama wie kiedy jest gotowa. 
Sama decyduje. 
Dokładnie wtedy, kiedy poczuje, że już, kiedy się upewni. 
Rozkłada skrzydła. 

PS. Mówiła, całymi zdaniami, kiedy miała rok z hakiem. Chodziła na półtora. Długo bała się zjeżdżalni. Potrafi chodzić kilometrami, ale rano, kiedy ruszałyśmy do przedszkola, prosiła zwykle: "mogę w wózku?" i dosypiała jeszcze 15 minut:)
Kiedy inni wbiegają na przeszkodę, ona staje i obserwuje. Dopiero po chwili decyduję: Idę! Albo zostaję. 

Za każdym razem, kiedy tak było, nurkowałam w siebie i utulałam swoje lęki. I mówiłam, ok! Masz czas. Sprawdź jak Ty się masz. 
I sprawy się działy. 
Miesiąc później niż oczekiwałam, dwa miesiące, albo 13. 
Nie wg mojego kalendarza. 
Ale łagodnie. 
I radośnie. 

Zaufanie, to coś, co warto w sobie pielęgnować i wzmacniać. Ono dodaje skrzydeł. I dzieciom i dorosłym. 
Zawstydzenie, niepewność, to coś co się zdarza. 
Bo inni, bo patrzą, bo czy wszystko w porządku. Bo starszaki zaczynały wcześnie. 
Oddycham. Oddycham.
Staram się na nią patrzeć.
Taka właśnie jest.
Różna. 
Zakasująca.
Niezwykła.
Moja córka. 

Nie potrzebuje popychania, ciągnięcia. Nie potrzebuje mojego niepokoju. 
Potrzebuje właściwego miejsca i czasu. 
I kasku.