czwartek, 11 listopada 2021

Potwór z bagien. Złość, moja ukochana.

Jestem wściekła. 

Wściekłość buzuje, wybucha, tli się, krąży, szuka ofiary. Wściekłość utyka, zatruwa mnie, nie chce mnie uwolnić. 


Wściekłość jest ze mną już od tak dawna. 


Rozbrajam ją pomalutku. 


Jak wytrawny saper. 


Terapia, warsztaty, Lowen, TRE, spacer do lasu. 


Ona siedzi przyczajona. 


Czasem pojawia się w moim głosie, w złośliwym komentarzu, który chcę powiedzieć. Mówię?


Czasem tak, czasem zostaje we mnie tylko jego jad. 


Moja wściekłość często się zamraża. 

Każdy zły dotyk tkwi mi w gardle. 


Każde wspomnienie klapsa. 


Drwiny i żarty z mojego ciała.


Ksywki, które obrażały. 

Złośliwe koleżanki.


Moja wściekłość wyłazi z kryjówki, kiedy tego nie chcę. 

W całkiem nieadekwatnych momentach. 

Kiedy pies się nie słucha. 

Albo dziecko, czy mąż...


Moja wściekłość milczy i znika, kiedy jest mi potrzebna. 


Kiedy ktoś się wpycha przede mnie w kolejce.

Kiedy dostanę w knajpie nie to zamówienie. 

Kiedy nie ma komu wziąć ode mnie części obowiązków. 

Kiedy nie podoba mi się pana komentarz. 

Kiedy pani za blisko stoi i za głośno mówi. 

Kiedy ...



Moja wściekłość próbuje się podnieść i pokazać. 

Ale kiedy podnosi swoje wielkie, ciężkie cielsko, jest jak potwór z bagien. 


Uciekam z krzykiem, upycham ją tam z powrotem. 

Płaczę potem ze zmęczenia i... Z tęsknoty za nią...


Oszlamiona, oślizgła, śmierdząca i parszywa...

Nie ma lekko. 


Siedzi w swoich odchodach, w toksycznych wyziewach. 

Błaga o okno, o powietrze. 


O chwilę rozmowy chociaż. 



Wyobrażam sobie, że kiedyś pozwolę jej wstać. 

I popatrzę. 


Na każdą ranę, każdy wrzód, parch i kurzajkę. 

Na zastałe kości. 

Zwiotczałe mięśnie. Wielki brzuch. 



Moja wściekłość stanie w całym swoim majestacie i w świetle. 


I zobaczę. 


Jak wygląda na prawdę. 


Maleńka... Chodź, już nigdy Cię nie opuszczę. 





PS. Jeśli potem zechcę, to może i będę miła, ale na pewno niczego już nie przełknę. 

Bo nic nie muszę. 

Wszystko mogę. 
















Tabu. Co robić, kiedy trudno nam rozmawiać z dziećmi o seksualności?

Chcę Wam powiedzieć: nie odkładajcie edukacji seksualnej* (swojej i dzieci) na później.

Jeśli czekacie zawsze zrobi się za późno....
Jest znacznie łatwiej i zwyczajniej, kiedy jest normalną częścią życia od początku.


I znacznie łatwiej gadać z dziećmi, kiedy sprawy interesują je bardziej poznawczo, jak wszystko inne, niż kiedy zaczyna się dorastanie.
I nagle jest gorąco, a słów brakuje.
Wtedy warto mieć bazę wcześniejszych rozmów, wyćwiczoną (bardziej lub mniej) łatwość wypowiadania konkretnych słów, doświadczenie, że dzieci mogą nas pytać... o wszystko.

Dociera do mnie ostatnio sporo historii, kiedy dzieciakom dzieje się krzywda, bo istnieje to cholerne tabu, i błądzą we mgle.

I uważam, że to nie może pozostawać na rodzicach, bo całe pokolenia były wychowane w tym tabu.

Wszyscy tu potrzebują wsparcia.
I wiedzy.
I jasności.

Ale świata nagle i na już nie zmienimy.
Na co mamy wpływ?
Na siebie....
Od czego możemy zacząć?

Od poczucia.
Co czuję na myśl o rozmowie z synem/córką o .... (wstawcie sobie cokolwiek związanego z ciałem, płodnością, płcią: seks, antykoncepcja, rozwód, poród, aborcja, miesiączka, wzwód, polucje....itd.).
Pobądźcie z tym uczuciem.

Czy jest Wam wygodnie?
Niewygodnie?
Gdzie to czujecie?
Jeśli uczucie jest nieprzyjemne, to czy możecie chwilę pobyć z tym dyskomfortem?
Położyć rękę tam gdzie czujecie to w ciele.
Oddychać w to miejsce.

Z łagodnością dla siebie, bez presji.

Może pojawi się jakiś głos?
Słuchajcie go.
Podziękujcie mu.
Zastanówcie się czyj to głos?
Czy mówi z troski?
Czy ta troska jest podszyta lękiem?

A może jest jeszcze inaczej?

Ten głos jakoś chce dla Was dobrze, ale ...może jego dane o świecie są nieaktualne?

U mnie to często głos mojej babci, która przeżyła wojnę, sama wychowywała synów i uważała, że troska to straszenie i kary za zainteresowanie seksualnością.

Czasem się we mnie odzywa.
Już rozpoznaję jej głos. Teraz jest częścią mnie.
Wiem, że nie zniknie, ale coraz lepiej się z nim w sobie dogaduję.


Zachęcam Was do usłyszenia tych głosów w sobie, które mówią: wina, strach, grzech, wstyd... Do zaopiekowania się nimi.



Poszukajcie też głosów wsparcia.
Może był w Waszym życiu dorosły, którego można było pytać?
Może macie teraz wokół siebie kogoś kto Was inspiruje?
Może w jakimś filmie jest ktoś kto mówi tak, jak to Wy byście chcieli?


Warto popatrzeć dookoła jeszcze pod tym kątem - czego uczy mnie kultura w której żyję?
Jak filmy i bajki na których się wychowujemy pokazują relacje między ludźmi?
Co "wolno" dziewczynkom, kobietom, a co mężczyznom, chłopcom?
Jak wyglądają?
Jak się zachowują?
Co mówią?
Jakim językiem?

Rozbrajanie mitów i przekonań w naszych głowach to praca na życie. To proces.
Ale to też świetna zabawa, jak już się zacznie, nie można skończyć:)

Oczywiście - dobrym sposobem jest czytanie, ale nic nie zastąpi gadania z innymi.
Wciągnijcie przyjaciół we wspominanie na ten temat, w dzielenie się swoimi doświadczeniami.

Albo chodźcie na warsztaty.

Albo idźcie na konsultacje czy terapię.

Albo...

Ciekawa jestem, co Was jeszcze wspiera w rozbrajaniu tabu w sobie?

Dla mnie zawsze poruszające jest wyjeżdżanie za granicę i stykanie się z inna kulturą. Gdzie to co tu oczywiste, zupełnie oczywiste nie jest.

Życzę Wam ciekawości i dobrej zabawy:)



* poprzez edukację seksualną rozumiem wszystko co przekazujemy dzieciom świadomie i nieświadomie od chwili poczęcia, wszelkie przekazy na temat płci, ról społecznych, higieny, zdrowia, przyjemności, płodności itd. Wiedza o rozmnażaniu naszego gatunku jest fragmentem tej całości.







środa, 3 listopada 2021

Dlaczego warto otwarcie rozmawiać z dziećmi o seksualności i co złego robi tabu?


Seksualność jest częścią świata i nie ma potrzeby, żeby kogoś przed nią chronić. 



Mamy płeć i ciało odkąd przeciskamy się na ten świat aż do ostatniego oddechu. 

Jesteśmy sensualni, czuli, wrażliwi, zmysłowi i gotowi na przyjemność. 

Doświadczamy świata poprzez nasz intelekt, jasne! Ale o ile bardziej poprzez ciało?!


Umazać się w błocie, powąchać żywicę, wygrzać na słońcu i wskoczyć do lodowatej wody. 

Pocałować kogoś. 

Poczuć mrowienie w ciele. 

Biec. 

Śmiać się. 

Ruszać. 

Ruch, czucie - to życie. 


Bezruch, nieczułość - zamarcie. 



Znacie takie powiedzenie "wylać dziecko z kąpielą"?


Mam wrażenie, że w obawie przed seksualnością właśnie to robimy. 

Pozbywamy się życia. 


Wylewamy życie z tą straszną, straszliwą sprawą: edukacją seksualną. 


Chcemy chronić nasze dzieci przed seksualizacją, a zamiast tego chronimy przed wiedzą. 



Prawda jest taka, że jesteśmy istotami seksualnymi i nic tego nie zmieni.

Potrzebujemy wsparcia i wiedzy jak tę seksualność obsługiwać, a nie straszenia i zakazów. 

Rzetelna edukacja seksualna daje narzędzia do bezpiecznej i przytomnej eksploracji tego co naturalne: ciała, przyjemności. 


Bez niej wchodzenie w dorastanie to skok na główkę bez sprawdzenia czy woda nie sięga przypadkiem po kolana...


Seks w różnych postaciach otacza nas czy tego chcemy czy nie, i w takiej formie jak chcemy lub nie. 

Nasze dzieci oglądają odważniejsze teledyski niż nam się śniło, zaglądają w smartfon kolegi, widzą gazetę w kiosku, reklamę w kinie itd, itd,. 



Nie unikniemy tego. 

Ale możemy dać im przeciwwagę w postaci dobrych treści, pięknych filmów i książek. 

Możemy powiedzieć im: to ok eksplorować, pytać, czuć. 

To normalne czuć podniecenie, fascynację, chęć na kontakt.

A jeśli coś w tym świecie cię przestraszy - jestem tu i pomogę ci się z tym uporać. 


Robiąc z seksualności tabu, powodujemy tylko, że nasze dzieci stają się samotne w swoich poszukiwaniach i że nie mogą nam zaufać, nie mogą nas zapytać. 

Zostają same w gąszczu świata, który jest pełen wszystkich aspektów seksu - bardziej i mniej fajnych. 

Powiedzmy tabu nie. 

Bo jest niebezpieczne!


PS. Pytacie często o książki. 

Dla dzieci 8-11 jest teraz cudny pakiet: Moonki dwie, dla mnie tworzą komplet, całość. I są wspaniałe!

Do czytania samodzielnie lub razem z rodzicami. 



PS. Poprzez "edukację seksualną" rozumiem dostęp do wiedzy, odpowiadanie na pytania, mówienie prawdy dostosowanej do wieku i dostęp do książek,  lekcji, warsztatów.



 

wtorek, 2 listopada 2021

Wychowano mnie na grzeczną dziewczynkę. Cykl reakcji stresowych.

Wychowano mnie na grzeczną dziewczynkę. 

I nie mówię tu o mamie i tacie, dajmy im spokój;) 


Wychowała mnie tak wspaniale kultura patriarchalna, społeczeństwo lat 70 tych i 80 tych. 90te poprawiły. 

Nie zajmę się teraz oglądaniem jak to było, ale raczej jaki jest efekt. 



Kiedy czuję stres, kiedy napięcia jest dużo... 

Szukam czegoś co... Pomoże mi znów być grzeczną!


Ciało napina się coraz bardziej. 

Błaga o uwolnienie napięcia. 

Emocje szaleją.


A ja szukam.... "Tabletki na uspokojenie".

Muzyki na wyciszenie. 

Olejku na ból. 

Ciemnego, cichego kącika na mnie. 


Żeby świat przypadkiem nie musiał zobaczyć mnie zmęczonej, wściekłej, wkurzonej, doprowadzonej do kresu, potrzebującej...


No nie, taką mnie trzeba jakoś ukryć albo obłaskawić. Może prezencik?  Może być kwiatek na Dzień Kobiet, może być winko.


Pracuję z ciałem, stresem, emocjami od lat. 

To moja praca na terapii własnej, warsztatach pracy z ciałem, ale też moja praca zawodowa. 

Czytam, myślę, rozmawiam o tym praktycznie codziennie. 


I co?


I ten mechanizm ciągle działa!


Zapisuję sobie dużymi literami na ścianie RUCH. 

Tak, rusz się!


Nie zastygaj!

Proś!

Sięgaj.

Wyjdź na rower. 

Płacz. 

Tup.

Krzycz!

Przeklinaj..


Tylko nie zastygaj....



Bardzo pięknie piszą o tym siostry Amelia i  Emily Nagosky w rewolucyjnej moim zdaniem książce "Wypalenie. Jak wyrwać się z błędnego koła stresu". Bardzo Wam ją polecam znów i znów. 


Ta wiedza jest bezcenna. 


I zrobię sobie duży napis na ścianie: ODPOCZNIJ! RUSZAJ SIĘ. PROŚ O POMOC! 

Nie zostawiaj siebie samej, nie uspakajaj się. 

Stres jest jak tunel i trzeba go przejechać do końca, aż do ulgi. 


Rozpoznasz ją. 




Grzeczne dziewczynki mają w ciele dużo niedomkniętych cykli stresowych. 

Utykają nam w gardłach. 

W udach. 

W miednicy. 

W żebrach, przeponie, sercu, głowie. 

Przelewają się czasem łzami, stłumionym szlochem. 

Płaczem po cichutku...


Żeby rozładować stres i ból, płacz tak, żeby sąsiedzi na pewno usłyszeli. 

Tak, żeby zrobiło się gorąco w Twoim sercu i brzuchu. 

Tup. 

Krzycz. 

Wal pięściami. 


Tak, żeby wszystkie dawne przełknięte "uspokój się", "złość piękności szkodzi", "grzeczne dziewczynki tak nie robią"... mogły eksplodować w kosmos. 


Eksplodować i uwolnić się, zamiast utykać w Tobie. 

We mnie. 

W nas. 



Grzeczne dziewczynki nafaszerowane są tymi tekstami i dziwią się, że chorują. Że ktoś nie zauważa ich granic. Że są takie zmęczone. 


Nie - to jest dziwne. 


Dziwi mnie raczej siła zapomnienia i moc tych słów we mnie. 

Jak odtwarzają się we mojej głowie, jak sama siebie uspakajam. 


Nie , nie chcę być spokojna. 

Chcę uciec albo rozszarpać wroga. 

Wytrząść stres z ciała. 


A potem...  Rozluźnić się i móc cieszyć życiem, sobą, przyjemnością.