U nas w Familylabie ciągle się zastanawiamy i pytamy "kim jestem?", "kim jesteś?" Zresztą nie my pierwsi;)
Ale ostatnio moja najmłodsza córka poszła dalej.
Postanowiła zbadać różne opcje.
Stworzyła listę do końca miesiąca, starsza siostra jej to zapisała i Danka codziennie wypróbowuje inną tożsamość.
Bycie wegetarianką było pełne nowej wiedzy. Czym różni się weganin od jarosza itd.
Ponieważ ja jem w dużej mierze wegetariańsko, a ona uwielbia niektóre warzywa, łatwo było jej przerwać dzień;)
Kiedy była dziewczyną-jaskiniowcem pojawiły się specjalne stroje, narzędzia, kamienie, biżuteria... gorzej było z pokarmem. Na co polować? Co zbierać?
Dziś jest nurkiem i tu okazało się, że nie wiemy jak nazywa się kobieta nurek i wymyślamy. Nurzyca? Nurkini? Zrobiła też z kartonu butlę z tlenem.
Zachwyca mnie jej zaangażowanie i entuzjazm.
I powstało pytanie. A kim Ty chcesz być?
Jaką rolę wypróbować?
Co by było, gdybyś obudził/a się przez najbliższe dni z własnym planem.
Co by było na liście?
Chcę być....
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
Przypadkiem, nie przypadkiem ostatniego dnia, kiedy Danusia planuje być sobą, wypada prima aprilis:)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabawa. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 22 marca 2020
sobota, 9 czerwca 2018
Nago na plaży, czyli znów robi się gorąco.
Nie lubię tematów kontrowersyjnych. Lubię rozmawiać i lubię szukać porozumienia. Ale też doświadczam na co dzień, że to nie unikanie konfliktów, a ich oswajanie, włączanie do swojego życia, jako jego naturalnej części, przynosi dobry skutek.
Różnimy się.
Ja i Ty.
My.
Różnimy się i możemy żyć obok, ze sobą, blisko, albo kawałek dalej.
Sztuką jest włączać w nasze życie te różnice. Nie unikać ich.
Nie staram się być kontrowersyjna. Ale jestem "jakaś" i odkąd pamiętam zdarza mi się wywoływać kontrowersje.
Kiedyś strojami. Zwykle głośnym śmiechem. Poglądami. Wyborami.
Dla mnie to zwykle zaskakujące. Moje stroje nie wydawały mi się odważne, raczej oczywiste. Śmiech rodzi się bez mojej świadomej woli i dźwięczy. Poglądy się zmieniają. Ewoluują. Odchodzę od nich i wracam, oglądam z różnych stron. Nie upieram się, że mam monopol na prawdę. A wybory... wybory. Rożnie to bywa.
Zostałam zaproszona do studia Pytania na Śniadanie, żeby opowiedzieć, co myślę o nagości dzieci na plaży. Czytam rożne opinie, fora, co słychać na ten temat w sieci. Ze zdziwieniem przyjmuję fakt, że moje zdanie na ten temat może być kontrowersyjne. To co wydaje mi się tak naturalne, tak zwykłe i oczywiste, wywołuje tyle emocji.
Jeśli dziecko chce być nago, niech będzie.
Jeśli nie chce, niech nie będzie.
Koniec. Kropka. Na pewno?
Dla przypomnienia artykuł na ten temat, który napisałam w zeszłym roku dla portalu dziecisawazne.pl
Różnimy się.
Ja i Ty.
My.
Różnimy się i możemy żyć obok, ze sobą, blisko, albo kawałek dalej.
Sztuką jest włączać w nasze życie te różnice. Nie unikać ich.
Nie staram się być kontrowersyjna. Ale jestem "jakaś" i odkąd pamiętam zdarza mi się wywoływać kontrowersje.
Kiedyś strojami. Zwykle głośnym śmiechem. Poglądami. Wyborami.
Dla mnie to zwykle zaskakujące. Moje stroje nie wydawały mi się odważne, raczej oczywiste. Śmiech rodzi się bez mojej świadomej woli i dźwięczy. Poglądy się zmieniają. Ewoluują. Odchodzę od nich i wracam, oglądam z różnych stron. Nie upieram się, że mam monopol na prawdę. A wybory... wybory. Rożnie to bywa.
Zostałam zaproszona do studia Pytania na Śniadanie, żeby opowiedzieć, co myślę o nagości dzieci na plaży. Czytam rożne opinie, fora, co słychać na ten temat w sieci. Ze zdziwieniem przyjmuję fakt, że moje zdanie na ten temat może być kontrowersyjne. To co wydaje mi się tak naturalne, tak zwykłe i oczywiste, wywołuje tyle emocji.
Jeśli dziecko chce być nago, niech będzie.
Jeśli nie chce, niech nie będzie.
Koniec. Kropka. Na pewno?
Dla przypomnienia artykuł na ten temat, który napisałam w zeszłym roku dla portalu dziecisawazne.pl
Etykiety:
ciało,
edukacja seksualna,
emocje,
integralność,
nagość,
odpuszczanie,
rodzicielstwo,
tabu,
uważność,
wakacje,
wolność,
zabawa,
zaufanie
piątek, 12 stycznia 2018
Marzenia i tęsknoty.
Dziś trochę inaczej i trochę o marzeniach.
Od kilku tygodni tworzę w głowie moją mapę marzeń i nieodmiennie jest na niej więcej przestrzeni. Nie tylko tej fizycznej, ale i emocjonalnej. Każdej.
Potrzebuje nabrać w płuca powietrza i czuć, że nikt nie decyduje za mnie czy robię to dobrze czy źle.
I nasze dzieci.
Patrzę w około i widzę jak coraz mniej tej przestrzeni mamy, szczególnie w miastach. Jestem szczęściarą, mamy ogród. (Mniejszy niż na zdjęciach, niestety.)
Możemy wyjść przed dom i pochodzić po trawie.
Cóż, że ze względu na smog, nie powinniśmy...
Patrzę na dzieci, jak nie chcą iść do szkoły. I nie umiem się z nimi nie zgodzić: siedzenie przez wiele godzin w ławce, strach, zawstydzenie, nienaturalny rytm, przymus.
Dziwny świat stworzyliśmy.
Odwracamy naturalne rytmy, zaprzęgamy swoje ciała do pracy ponad miarę w niezdrowym środowisku. Uczymy nasze dzieci by robiły podobnie.
Przyglądam się sobie. Porządkuję to, co wiem. Czekam na sygnał.
Bo to jedyne życie jakie mam.
Na jaką zmianę się odważę?
Czy warto być radykalną?
Czego się boję?
Czy zawszę muszę pod prąd?
Szukam miejsca dla mnie, w równowadze.
W zgodzie ze sobą, z przyrodą.
W zgodzie z prostymi prawdami.
Moje najważniejsze na dziś myśli....
Ciało potrzebuje ruchu.
Relacje są ważne jak powietrze.
Potrzebujemy zarówno wolności jak i przynależności.
Nie mam zgody na przemoc.
Dzieci uczą się przez naśladownictwo.
Lepiej wspierać i dodawać otuchy niż karać i zawstydzać.
Bo dziecko to nie potencjalny zły, którego trzeba popędzać bacikiem i zachęcać do dobrego marchewką. To człowiek, który rozumiany i wspierany, daje z siebie co najlepsze.
Siedzenie x godzin w ławce niszczy zdrowie. Po skończeniu szkoły, dzieci nadają się na fizjoterapię - wszyscy to wiedzą, ale nic się nie zmienia. Itd, itd.
Wybieram jak potrafię najlepiej w tym środowisku w którym żyję.
I codziennie się zastanawiam: czy to wystarczy?
Od kilku tygodni tworzę w głowie moją mapę marzeń i nieodmiennie jest na niej więcej przestrzeni. Nie tylko tej fizycznej, ale i emocjonalnej. Każdej.
Potrzebuje nabrać w płuca powietrza i czuć, że nikt nie decyduje za mnie czy robię to dobrze czy źle.
I nasze dzieci.
Patrzę w około i widzę jak coraz mniej tej przestrzeni mamy, szczególnie w miastach. Jestem szczęściarą, mamy ogród. (Mniejszy niż na zdjęciach, niestety.)
Możemy wyjść przed dom i pochodzić po trawie.
Cóż, że ze względu na smog, nie powinniśmy...
Patrzę na dzieci, jak nie chcą iść do szkoły. I nie umiem się z nimi nie zgodzić: siedzenie przez wiele godzin w ławce, strach, zawstydzenie, nienaturalny rytm, przymus.
Dziwny świat stworzyliśmy.
Odwracamy naturalne rytmy, zaprzęgamy swoje ciała do pracy ponad miarę w niezdrowym środowisku. Uczymy nasze dzieci by robiły podobnie.
Przyglądam się sobie. Porządkuję to, co wiem. Czekam na sygnał.
Bo to jedyne życie jakie mam.
Na jaką zmianę się odważę?
Czy warto być radykalną?
Czego się boję?
Czy zawszę muszę pod prąd?
Szukam miejsca dla mnie, w równowadze.
W zgodzie ze sobą, z przyrodą.
W zgodzie z prostymi prawdami.
Ciało potrzebuje ruchu.
Relacje są ważne jak powietrze.
Potrzebujemy zarówno wolności jak i przynależności.
Nie mam zgody na przemoc.
Dzieci uczą się przez naśladownictwo.
Lepiej wspierać i dodawać otuchy niż karać i zawstydzać.
Bo dziecko to nie potencjalny zły, którego trzeba popędzać bacikiem i zachęcać do dobrego marchewką. To człowiek, który rozumiany i wspierany, daje z siebie co najlepsze.
Siedzenie x godzin w ławce niszczy zdrowie. Po skończeniu szkoły, dzieci nadają się na fizjoterapię - wszyscy to wiedzą, ale nic się nie zmienia. Itd, itd.
Wybieram jak potrafię najlepiej w tym środowisku w którym żyję.
I codziennie się zastanawiam: czy to wystarczy?
Etykiety:
autentyczność,
codzienność,
łagodność,
relacje,
wolność,
wsparcie,
zabawa,
zmiana
środa, 11 października 2017
Kupa.
"Kupa" to może nie jest najlepszy tytuł dla posta, ale jakoś najlepiej oddaje dla mnie to, o czym chcę napisać.
Tak.
Kupa.
Gówno.
Dla kilkulatków ukochany temat do żartów zaraz obok bąków i bekania. Niektórym zostaje na dłużej;)
Dla rodziców maluszków temat tak naturalny jak zakupy i pogoda.
A dla mnie?
Myślę o tym od dłuższego czasu i olśniło mnie wczoraj, kiedy w czasie cudownego spaceru z moją czterolatką - wiecie - "złota polska jesień" , matka i córka w harmonii zbierają dary natury, co chwila w zachwycie wykrzykują: "jeszcze ten listek, wkleimy go do zielnika!". Słońce połyskuje na naszych włosach, kasztany same wpadają do ręki... Zaraz zrobimy z nich ludziki!
Ups!
Trawnik ma czasem i inne niespodzianki: wdepnęłam w psią kupę i poczułam: "Hej, nie tak miało być!"
Ale zaraz zaczęłam się śmiać. Dzięki ci psia kupo!
Przecież ja nie lubię robić kasztanowych ludzików! Przy trzecim dziecku wiem: nudzi mnie to już!
Przecież za chwilę zamiast spędzać razem cudowne leniwe popołudnie popędzimy po starszaki do szkoły, po drodze zakupy. Czy dałam psu jeść? O cholera jeszcze lekcje z najstarszym i jak go (k****a) oderwać od tabletu?
Na instagramie zostanie właśnie to... Słoneczny blask wśród kolorowych liści. Ale w ciągu dnia będzie masa innych momentów. Mniej chętnie udostępnianych.
Proza codzienności, ból, łzy, wściekłość, niecierpliwość i pospieszanie dzieci. Dziurawa skarpetka i przypalony makaron. Bałagan.
Nuda.
Zmagania.
Pomyłki.
Życiowe lekcje.
Ucieczki.
Wczoraj, kiedy czyściłam but z psiego gówna, poczułam, że ono jest takie ...potrzebne. Żeby nie odlecieć, nie uwierzyć w plastikowe obrazki. Także swoje własne. Plastikowa łąka nie potrzebuje nawozu. Ta prawdziwa - tak. I tylko tam, gdzie to gówno przerabia sie na nawóz, wyrosną najpiękniejsze kwiaty.
Bez niego ani rusz:)
Więc dziękuję ci, kupo!
PS. Oszczędzam Wam adekwatnych fotografii;)
Tak.
Kupa.
Gówno.
Dla kilkulatków ukochany temat do żartów zaraz obok bąków i bekania. Niektórym zostaje na dłużej;)
Dla rodziców maluszków temat tak naturalny jak zakupy i pogoda.
A dla mnie?
Myślę o tym od dłuższego czasu i olśniło mnie wczoraj, kiedy w czasie cudownego spaceru z moją czterolatką - wiecie - "złota polska jesień" , matka i córka w harmonii zbierają dary natury, co chwila w zachwycie wykrzykują: "jeszcze ten listek, wkleimy go do zielnika!". Słońce połyskuje na naszych włosach, kasztany same wpadają do ręki... Zaraz zrobimy z nich ludziki!
Ups!
Trawnik ma czasem i inne niespodzianki: wdepnęłam w psią kupę i poczułam: "Hej, nie tak miało być!"
Ale zaraz zaczęłam się śmiać. Dzięki ci psia kupo!
Przecież ja nie lubię robić kasztanowych ludzików! Przy trzecim dziecku wiem: nudzi mnie to już!
Przecież za chwilę zamiast spędzać razem cudowne leniwe popołudnie popędzimy po starszaki do szkoły, po drodze zakupy. Czy dałam psu jeść? O cholera jeszcze lekcje z najstarszym i jak go (k****a) oderwać od tabletu?
Na instagramie zostanie właśnie to... Słoneczny blask wśród kolorowych liści. Ale w ciągu dnia będzie masa innych momentów. Mniej chętnie udostępnianych.
Proza codzienności, ból, łzy, wściekłość, niecierpliwość i pospieszanie dzieci. Dziurawa skarpetka i przypalony makaron. Bałagan.
Nuda.
Zmagania.
Pomyłki.
Życiowe lekcje.
Ucieczki.
Wczoraj, kiedy czyściłam but z psiego gówna, poczułam, że ono jest takie ...potrzebne. Żeby nie odlecieć, nie uwierzyć w plastikowe obrazki. Także swoje własne. Plastikowa łąka nie potrzebuje nawozu. Ta prawdziwa - tak. I tylko tam, gdzie to gówno przerabia sie na nawóz, wyrosną najpiękniejsze kwiaty.
Bez niego ani rusz:)
Więc dziękuję ci, kupo!
PS. Oszczędzam Wam adekwatnych fotografii;)
Etykiety:
bez oceniania,
codzienność,
dojrzewanie,
inspiracje ze świata,
łagodność,
odpuszczanie,
rodzicielstwo,
tabu,
uważność,
wolność,
zabawa
środa, 22 lutego 2017
Podróż. Bezcenny czas jeden na jeden.
Za oknem szaro, buro i mokro. W domu troje dzieci w różnym wieku. Radosna przedszkolaczka, pełna energii drugoklasistka i lubiący spać do obiadu jedenastolatek. Każdy ma swój pomysł na udany dzień.
Ktoś chce na basen, ktoś leżeć z książką, mała chce urządzać pikniki w namiocie z koca.
A ja poza tym, że gotuję i robię to wszystko, co określa się jako "siedzenie w domu";) też mam swoje potrzeby: napisać coś do Was, poczytać książkę... wieczorem spotkać z mężem i porozmawiać (ciekawe, że dokładnie wtedy wszystkie dzieci chcą czegoś innego!)...
Codzienne układanie puzzli potrzeb całej rodziny.
Dzieci zawsze chcą od nas dużo uwagi i czasu. Więcej niż możliwe jest jej dać? Tajemnicą jest dla mnie czemu, kiedy planuję czas dla nich, nagle okazuje się, że właśnie bawią się ze sobą, albo koleżankami i ...mogę poczekać na swoją kolej;) Myślę, że jakimś szóstym zmysłem wyczuwają obfitość cierpliwości i dobrą atmosferę. Rozluźnione, mogą bawić się bez nas. Jeśli tylko pojawia się we mnie napięcie i pośpiech, jakieś "muszę", "spieszę się"... Klops! Natychmiast przybiegają i dokładają swoje "mamo, teraz ja, ja, ja!".
Długo uczyłam się jak zadbać w tym wszystkim o siebie. Teraz już nie sprawia mi to większego kłopotu. Wiem, co lubię. Lubię gadać przez telefon z przyjaciółką. Lubię wychodzić na różne warsztaty i szkolenia. Lubię włóczyć się po muzeach i księgarniach. Lubię las.
Potem wracam z naładowaną baterią.
Jeśli zaś chodzi o bardzo różne potrzeby wszystkich domowników, najlepszym sposobem jaki znam, jest podróżowanie. W dodatku podróżowanie parami.
I urządzamy sobie takie mini wakacje w różnych konfiguracjach. Dwa, trzy dni. Niekoniecznie daleko. Samo planowanie tych wyjazdów to już święto.
A w samej podróży... Tworzymy razem coś wyjątkowego i tylko naszego. Powstaje nowa jakość w relacji. Podróż świetnie się do tego nadaje. Zakłada odrobinę przygody, trudności, coś nowego i dla małych, i dla dużych. Możemy się czymś wykazać, pokazać dzieciom jak sobie radzić w różnych sytuacjach.
Taki czas jeden na jeden sprzyja rozmowom i sprzyja milczeniu.
Sprzyja budowaniu więzi.
Pozwala spojrzeć na drugą osobę inaczej, ale pozwala też nam dać się poznać od nowej strony.
No i koniecznie wśród wyjazdów z dziećmi, znajdźmy tez czas na wyjazd z partnerem.
PS. Poziom master: bez komórki;)
Etykiety:
budowanie więzi,
codzienność,
dzieci,
łagodność,
miłość,
odpoczynek,
odpuszczanie,
rodzicielstwo,
wakacje,
wolność,
zabawa
wtorek, 7 lutego 2017
W równowadze. Gotowanie zupy ze śniegu i szukanie siebie.
Wiesz, że nazwa tego bloga jest przypadkowa? Tak, ja też nie wierzę w przypadki!:)))
Kiedyś to był blog kulinarny. O zdrowym odżywianiu. A ponieważ zdrowe odżywianie doprowadziło mnie do jednego z najważniejszych zdań w moim życiu, przeszedł metamorfozę i oto jest. Taki, jaki jest.
Chcesz wiedzieć jakie to było zdanie? Bardzo juulowskie, choć Juula jeszcze wtedy nie znałam. Oto ono: "O wiele ważniejsza od tego co jest na talerzu, jest atmosfera przy stole."
I - nie wiem, czy uwierzysz, o wiele łatwiej jest mi smacznie i zdrowo gotować, niż sprawić, by pięć spokrewnionych osób usiadło chętnie o tej samej porze do ciepłego posiłku i zjadło go mile gawędząc. Przynajmniej w naszym domu;) Ten chce coś dokończyć, tamten nie lubi buraczków, a ktoś jest nie w sosie...
Zależy mi na tym, żebyśmy wszyscy w domu dobrze się odżywiali. W końcu jestem matką - polską matką! - i jeśli Ty też nią jesteś, wiesz o czym mówię. To najprostszy, wyssany z mlekiem matki sposób na okazanie miłości. Na dbanie o dom i rodzinę. Na odnalezienie sensu w życiu...
Posiłki często spędzają rodzicom sen z powiek. Czy dziecko je za mało, czy za dużo, czy je to, co zdrowe, a może tylko jedną potrawę tygodniami? Jesper Juul napisał na ten temat książkę: "Uśmiechnij się, siadamy do stołu", ale nie będę dziś pisała, co zrobić, żeby dzieci chciały siadać do stołu. Ani o tym co powinny mieć na talerzach.
Najważniejsza lekcja od Jespera Juula jaką odebrałam, brzmi: a jak ja się mam? Co ja czuję? Co o tym myślę? Kim jestem?
Czy chcę gotować? Czy to co wkładam poza marchewką do garnka to miłość? Czułość? Zniecierpliwienie? Złość?
Czy moją "zupę miłości" wmuszam? Czy proponuję?
Znam fajne matki, które nie wiedzą do czego są te pokrętła na kuchence;)
Co jest dla mnie ważne?
Może dziś jest taki dzień, że zamówię pizzę?
A może będzie obiad z dwóch dań i deser?
Nie znam recepty. Mam tylko drogowskaz.
Kim jestem? I czy zmuszam, czy zapraszam?
Nasza rodzina to suma wielu zmiennych i to my decydujemy, czy wolno jeść słodycze, czy nie, czy posiłki są o stałych porach, czy kiedy złapie nas głód. Możemy eksperymentować i szukać najlepszego dla nas rozwiązania.
To samo dotyczy zabawy.
Zdarzało mi się w przeszłości zmuszać siebie do zabawy. Już tego nie robię. Zbyt wiele potem było we mnie nagromadzonej irytacji. No i czego to uczy? Że dla szczęścia innych mogę naginać siebie? Czy chcę, żeby moje dziecko tak postępowało?
Dziś bardzo dbam, żeby lubić zabawy w których uczestniczę.
A jeśli waham się czy chcę wziąć w nich udział - zaglądam w siebie. W swoje uczucia i wartości. Wartością jest dla mnie czas spędzony z dziećmi, wartością jest czas, kiedy nie pędzę, kiedy pochylam się nad kamyczkiem, trawką, robaczkiem... Biorę go jak prezent od moich dzieci, bo samej czasem trudno mi wyhamować.
Co czuję? Czasem, że tak - chętnie się pobawię, ale najpierw potrzebuję herbaty. A czasem, że nie. Nie ma we mnie miejsca na zabawę.
PS. Zauważyłam, że bardzo lubię sięgać do zabaw z mojego dzieciństwa. Gotowanie zup ze wszystkiego to mój absolutny hit! :) Też tak macie?
Kiedyś to był blog kulinarny. O zdrowym odżywianiu. A ponieważ zdrowe odżywianie doprowadziło mnie do jednego z najważniejszych zdań w moim życiu, przeszedł metamorfozę i oto jest. Taki, jaki jest.
Chcesz wiedzieć jakie to było zdanie? Bardzo juulowskie, choć Juula jeszcze wtedy nie znałam. Oto ono: "O wiele ważniejsza od tego co jest na talerzu, jest atmosfera przy stole."
I - nie wiem, czy uwierzysz, o wiele łatwiej jest mi smacznie i zdrowo gotować, niż sprawić, by pięć spokrewnionych osób usiadło chętnie o tej samej porze do ciepłego posiłku i zjadło go mile gawędząc. Przynajmniej w naszym domu;) Ten chce coś dokończyć, tamten nie lubi buraczków, a ktoś jest nie w sosie...
Zależy mi na tym, żebyśmy wszyscy w domu dobrze się odżywiali. W końcu jestem matką - polską matką! - i jeśli Ty też nią jesteś, wiesz o czym mówię. To najprostszy, wyssany z mlekiem matki sposób na okazanie miłości. Na dbanie o dom i rodzinę. Na odnalezienie sensu w życiu...
Posiłki często spędzają rodzicom sen z powiek. Czy dziecko je za mało, czy za dużo, czy je to, co zdrowe, a może tylko jedną potrawę tygodniami? Jesper Juul napisał na ten temat książkę: "Uśmiechnij się, siadamy do stołu", ale nie będę dziś pisała, co zrobić, żeby dzieci chciały siadać do stołu. Ani o tym co powinny mieć na talerzach.
Najważniejsza lekcja od Jespera Juula jaką odebrałam, brzmi: a jak ja się mam? Co ja czuję? Co o tym myślę? Kim jestem?
Czy chcę gotować? Czy to co wkładam poza marchewką do garnka to miłość? Czułość? Zniecierpliwienie? Złość?
Czy moją "zupę miłości" wmuszam? Czy proponuję?
Znam fajne matki, które nie wiedzą do czego są te pokrętła na kuchence;)
Co jest dla mnie ważne?
Może dziś jest taki dzień, że zamówię pizzę?
A może będzie obiad z dwóch dań i deser?
Nie znam recepty. Mam tylko drogowskaz.
Kim jestem? I czy zmuszam, czy zapraszam?
Nasza rodzina to suma wielu zmiennych i to my decydujemy, czy wolno jeść słodycze, czy nie, czy posiłki są o stałych porach, czy kiedy złapie nas głód. Możemy eksperymentować i szukać najlepszego dla nas rozwiązania.
To samo dotyczy zabawy.
Zdarzało mi się w przeszłości zmuszać siebie do zabawy. Już tego nie robię. Zbyt wiele potem było we mnie nagromadzonej irytacji. No i czego to uczy? Że dla szczęścia innych mogę naginać siebie? Czy chcę, żeby moje dziecko tak postępowało?
Dziś bardzo dbam, żeby lubić zabawy w których uczestniczę.
A jeśli waham się czy chcę wziąć w nich udział - zaglądam w siebie. W swoje uczucia i wartości. Wartością jest dla mnie czas spędzony z dziećmi, wartością jest czas, kiedy nie pędzę, kiedy pochylam się nad kamyczkiem, trawką, robaczkiem... Biorę go jak prezent od moich dzieci, bo samej czasem trudno mi wyhamować.
Co czuję? Czasem, że tak - chętnie się pobawię, ale najpierw potrzebuję herbaty. A czasem, że nie. Nie ma we mnie miejsca na zabawę.
PS. Zauważyłam, że bardzo lubię sięgać do zabaw z mojego dzieciństwa. Gotowanie zup ze wszystkiego to mój absolutny hit! :) Też tak macie?
Etykiety:
codzienność,
dzieci,
edukacja,
Jesper Juul,
książki,
odpoczynek,
odpuszczanie,
zabawa
Subskrybuj:
Posty (Atom)