poniedziałek, 20 listopada 2017

Najpiękniejsza kobieta na świecie

To ty. 
Dla Twojego dziecka tak jest. A dla Ciebie?


Pamiętam swój zachwyt, kąt padania światła w pokoju, brązową szafę i moją mamę, kiedy się przebierała. Piegowate plecy i włosy spięte w luźny kok.
Czułam, że nie ma nikogo piękniejszego na całym świecie. 
Teraz wiem, że wiara w to, w jakiś sposób łączyła się z moją wiarą w siebie. Jestem częścią tej boskiej istoty, więc jestem boska:) 
Co się dzieje z tym poczuciem, kiedy okazuje się, że mama nie lubi siebie? Jak mogę ochronić swoją miłość do siebie? Swoje poczucie jedności ze światem? 
 






































Dziewczynka czuje. Jej ciało chodzi, biega, skacze, doświadcza ciepła słońca na skórze. Dziewczynka smakuje kwiaty koniczyny  i nasturcji. Nabija sobie siniaki i boi się zejść z drzewa, na które tak łatwo było się wdrapać. Dziewczynka bawi się z chłopcami i dziewczynkami, nosi spodnie, albo sukienki. 
Dziewczynka nie zastanawia się jak wygląda, dopóki inni nie przystawią jej  lustra.  
Co zobaczy w dużej mierze zależy od tego kim są jej bliscy i w jakiej żyje kulturze. 
I nie, nie chcę dokładać mamom kolejnego balastu - musisz być taka czy taka, żeby najlepiej wychować swoja córkę. 
Nie. 
Ale jest coś co warto zrobić. 
Zakwestionować.
Zakwestionować to, co się dzieje wokół. Ciągłe patrzenie na ciało, porównywanie go, ocenianie, dramatyzowanie i stawianie w centrum uwagi. 
Ciało nie jest do oglądania.
Ciało to ja. 
To ja idę, biegnę, skaczę. To ja się przejadłam, jestem śpiąca, ożywiona, chce mi się pić. 
To nie własność publiczna, nie przedmiot. To ja. 
Pozwalając innym oceniać moje ciało, komentować, porównywać, pozwalam im decydować kim jestem. 

Dlatego warto kwestionować, warto zastanawiać się i szukać siebie, własnej autonomii. 
Tematów jest wiele. Jak chcę się ubierać? Czy ogolę nogi? Maluję się, czy nie?  
Odchudzam drakońskimi dietami, czy po prostu dbam o siebie?
Mam tysiąc  kolczyków, zielone włosy, czy chowam się w jakimś uniformie? 
Czy czuję się kobietą? 


 Co to dla mnie znaczy być ładną? Brzydką?  Czym jest dla mnie zachwyt innych ludzi? Co ma wartość?


  Czy biorę udział w wyścigu, którego nawet nie zauważam, czy to ja wybrałam jurorów? Czy znam zasady? Czy w ogóle  chcę tam być?  


Jak patrzę na inne kobiety? Oceniająco? Przychylnie? 
Budzące bywa pobycie w innej kulturze. Łatwiej wtedy o dystans i refleksję. Co jest normą? Co mnie zaskakuje? Czego potrzebuję?
Pamiętam wielkie odkrycie, kiedy podróżowałam do Australii. Mężczyznom nie wolno tam "gapić się" na kobiety. A może w ogóle ludziom na ludzi? Można rozmawiać z obcymi, wymieniać  uprzejmości, śmiać się głośno, oddychać. Ale nie "gapić się". 
Pamiętam ogromną ulgę jaką poczułam, przestając  być "obiektem". Mogłam się wyprostować, zająć swoją przestrzeń. przestać się kurczyć i chować. Ja - przyzwyczajona do ciągłych komentarzy i zaczepek ze względu na duże piersi i "kobiecą" figurę, tam stałam się  zwyczajna, niezauważalna wręcz. Dookoła mnie było mnóstwo podobnych dziewczyn. Wiele z nich o wiele większych ode mnie, za rękę z chłopakami o aparycji "modela". Jak mi to wywróciło wszystko w głowie! 


 
Budzące bywa też rozmawianie z innymi kobietami. Otwieranie się i wymienianie doświadczeń. 


 Tak. Ciało jest ważne. Bez niego nas nie ma. Ważne są też serce i mózg. I jakoś tak się dzieje, że zarówno dziewczyny (zarówno te oceniane jako "brzydkie" i te "najładniejsze") muszą udowadniać,  że je mają. Muszą?


I nie, nie chcę, żebyś teraz mówiła swojej córce wyświechtane slogany o samoakceptacji. 
Wystarczy jeśli zrobisz dla siebie coś dobrego, popatrzysz przychylnie.
I zakwestionujesz dziś choć  jedną rzecz na temat siebie, którą ci wmówili, a która nie jest prawdą.
Wystarczy, że poświęcisz chwilę na zastanowienie się jaka jest twoja prawda. Jak się czujesz? Kim  jesteś  dziś, w tym momencie?
Wystarczy, że odważysz się być szczera. Ze sobą, z kimś bliskim. 
Szczerość ma wielką siłę. Jest tam prawda, autentyczność, odwaga. 


Wiele czasu mi to zabrało, ale dziś stoję za sobą bezwarunkowo. Nie jestem idealna.  I ciągle stoję za sobą. Nieidealną. Cokolwiek się dzieje, czuję to. Jestem ok, jaka jestem. Mam prawo tu być.

Nie wierzę w żadne metody wychowawcze.Wierzę w relację. Ze sobą i drugim człowiekiem. 
Wierzę, że jeśli chcę czegoś dla swojego dziecka (szczęścia? samoakceptacji? siły? wrażliwości?) jedyną drogą do tego celu, jest samemu stać się tą zmianą.