czwartek, 23 sierpnia 2018

Ty też jesteś rozczarowana macierzyństwem?

Kiedy decydowałam się, że chcę założyć rodzinę i mieć dzieci, nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy. To znaczy tak, wiedziałam, że będę w ciąży, że pojawi się chłopiec lub dziewczynka, i że mogę być niewyspana przez jakiś czas.  

Myślę, że w głębi duszy liczyłam głównie na dużą ilość nielimitowanej miłości w pakiecie. Chaps. Najeść się, nachapać, dostać.
Za pierwszym razem przez chwilę to nawet działało, bo skleiłam się z cudowną, pachnącą i potrzebującą mnie istotą, nie oddając jej na ręce nikomu przez długie miesiące. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w końcu mi zachciało mi się odkleić, a tu: płacz! 
Pojawienie się drugiego dziecka to była jeszcze większa rewolucja. Wiedziałam już, że dobrze jest zapoznać je od razu z innymi domownikami i pozwalać im też  nosić maleństwo na rękach. Miłości wystarczy dla wszystkich. 
Za to nie wiedziałam jak się rozdwoić... Ćwiczyłam to przez jakiś czas w rozpaczliwych pozach, a dzieci cierpliwie mi pomagały. Chęć zabawy starszego, właśnie wtedy, kiedy chcę usypiać młodszą. Potrzeba powrotu ze schodów do toalety, kiedy kombinezony zimowe są już wciśnięte na wszystkich, itd. Wiecie o czym mówię, prawda?
Nie ukrywam, to był czas totalnej porażki. 
Ja, która "nie krzyczy", krzyczałam. 
Ja, która "tuli i tłumaczy cierpliwie", wyrywałam przedmioty, darłam się i płakałam. 
Ja, która jest oazą spokoju, nie byłam oazą niczego do spokoju nawet zbliżonego. 
Chciałam się ukryć, uciec, na pewno nie chciałam się czegoś uczyć. Ale nie miałam wyjścia:)
To był czas wyruszenia w drogę. 
Zadawania pytań. Poznawania siebie. Czytania. Uczenia się. 
To był czas skakania w przepaść, w nieznane, a przerażone ego pisało testament. 
To był czas, którego bym nie przeżyła w całości bez wsparcia męża, terapii i przyjaciół.
Czasem miałam ochotę odpalić piękny stos z książek Juula. 
Bo gdzie on był, kiedy moje dzieci płakały? Co miałam zrobić z moją złością? Bezradnością? Z lękiem o dzieci i to wszystko?
Sami rozumiecie, że na decyzję o trzeciej ciąży trochę czekałam;)
 

Generalnie macierzyństwo bardzo mnie rozczarowało. 
Poród bolał, noce są za krótkie, dzieci wolą tablet od błota, nie sprzątają w pokoju i ciągle chcą jeść, jakby nie mogły sobie same zrobić. W dodatku to się nie kończy. Jedzą coraz więcej, bałaganią bardziej i jeszcze mają coraz więcej do powiedzenia.Majchętniej wszystkie na raz. CIĄGLE. Kto z własnej woli się na to zgadza?
A małżeństwo to już w ogóle. Skąd brać na jeszcze nie czas i siłę? 

Macierzyństwo mnie roz-czarowało. 
Jestem teraz o wiele silniejsza niż myślałam. 
Jestem tak silna, że uczę się być delikatna. 
Jestem bardziej ludzka. Mylę się, potykam, robię rzeczy, o które siebie nie podejrzewałam. I dalej siebie lubię. Lubię siebie nawet bardziej.
Uczę się na czym na prawdę mi zależy. A na co nie chcę tracić czasu. Bezcennego czasu.
Uczę się mocno angażować. A nie czekać.
Uczę się nie napominać dzieci bez sensu, ale pamiętać, że jestem dla nich przykładem. Częściej widzą mnie szczęśliwą, czy uciekającą w smartfona? 
Uczę się być elastyczna. Ufna. Żywa.
Uczę się, ze nie jestem pępkiem świata, ale jego częścią, częścią całości. 



Macierzyństwo bardzo mnie rozczarowało. 
I dzięki temu spotykam siebie prawdziwą.


Rozczarowało, bo okazało się, że nie dostanę tego czego chcę, ale za to dostanę to, czego potrzebuję.
Zamiast czekać, co mogę dostać, zastanawiam się jak dbać o siebie tak, żeby dawać coś dzieciom. Nie to czego chcą, ale to, czego potrzebują. 
Czasem mi się udaje. Czasem nie. I tak jest dobrze.
Jesteśmy.
Razem.
Cudownie nieidealni.




4 komentarze:

  1. Najcudowniejsza na tym świecie jest różnorodność. To, ze każdy jest inny, ma inne spojrzenie na świat, wybiera inne drogi w podobnych sytuacjach. Paradoksalnie, zwykle te różnice zamiast cieszyć i zachwycać często sa powodem sporów,ba! kosmicznych katastrof wcale nierzadko.
    A mi jednak się to mega podoba, fascynuje i cieszy. Z ogromną przyjemnością czytam co piszesz Kasiu, mimo że absolutnie tego typu doświadczenia nie były moim udziałem. Czasem aż nawet zazdroszczę mamom, że poczuły sie mamami z całą uciążliwością tego stanu. Nie wiem jak to sie stało, bo jestem osobą niezwykle impulsywna i wyprowadzić mnie z równowagi nader łatwo, a jednak dzieciom póki co się nie udało. Nie było nocnego wstawania ---ani razu w życiu a dzieci sztuk 2. Nie było wrzasków, problemów z usypianiem (siku, pić, poczytaj, przytul) nie było nigdy powtarzania nic 2 razy...no dobra może słowo posprzątaj trzeba powiedzieć 100 razy:)Czasem się wręcz zastanawiałam, co z nimi nie tak? Przeciez pozwalałam na wszystko, mogły jesć kiedy chciały i co chciały, chodzić spać kiedy chciały i gdzie chciały, w sklepie wybierać co chciały itd a jednak...ZAWSZE wybierały taka opcją, jaka byłaby dla nas rodziców najbardziej satysfakcjonująca. Czekałam aż pójdą do szkoły. Nie kazałam sie uczyć, nie musiały odrabiac lekcji, jak im się nie chciało mogły nie iśc do szkoły a jednak...o dziwo wybierały zawsze to co dla nich najlepsze. Chodziły wstawały na czas - mnie budząc, świetnie się uczyły.
    Dzis po latach (starsza córka ma 24 lata) wiem doskonale, ze jedynym sposobem na równowagę jest wolnosć. Każdy człowiek zawsze wybierze to co dla niego najlepsze. Jesli raz się pomyli....to dobrze drugi raz zdecyduje rozważniej. Kazdą znajoma mame namawiam do odpuszczenia, wyluzowania i ogromnego oddechu...dla siebie i dla Bąbelków. To działa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) brzmi mi bardzo dobrze, choć nie zawsze się udaje

      Usuń
  2. Pięknie to opisałaś. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń