Grudzień to płakanie, rozpadanie się i ciemność.
Trudno mi w Grudniu.
Sprawy przelatują mi przez palce, szwy się prują i nie mam nawet pomysłu, żeby pędzić po igłę i nitkę.
Pozwalam im rozkładać się wokół mnie na podłodze i płaczę.
Płaczę, bo pies znów wykopał dziury w ogrodzie, zwiał do sąsiadów i narobił im szkody.
Płaczę, bo przerasta mnie bałagan w pokoju córek.
Płaczę, bo czuję się bezradna i niewydolna jako człowiek i matka.
Płaczę, bo codzienności jest za dużo i taka powtarzalna...
Trudno mi z tobą Grudniu. Ale też trochę już się ciebie nauczyłam przez te 45 lat.
Zapisałam się na regularne masaże i dogrzewanie taką specjalną lampą (bosze jakie to jest dobre).
Kupiłam świece pachnące wakacjami i życiem. Palę je codziennie w całym domu.
Mam rytuał dodawania olejku eterycznego do porannego kremu i kocham tak ładnie pachnieć.
Nie naciskam.
Nie naciskam na siebie, nie naciskam rzeczywistości.
Może lepiej by było napisać: staram się. Staram się nie naciskać.
Pytam się siebie z czułością: kim dziś jesteś?
Zaglądam do środka, i jeśli tylko znajduję jakiś supeł... Płaczę, albo przeklinam, zależy do czego mi akurat bliżej. (Dziękuję, że mam do kogo płakać!... To bezcenne.)
Płaczę i przeklinam. Masuję i otulam.
Szczególnie w grudniu.
Przykro mi, że na blogu pusto.
I że zdjęć nie robię.
Ominęłam większość wydarzeń, na które się zapisałam.
Ale tak to jest w grudniu.
Bo wiecie?
Nie da się zadbać o siebie bez... bez zadbania o siebie.
Zrozumiałam to ostatnio bardzo wyraźnie na warsztacie z Kamilą z Dobrego Ciała. Poszłam na ten warsztat drugi raz, bo po pierwszych taaaak dobrze się czułam! A nie mogłam sobie przypomnieć ćwiczeń i tego dlaczego. Nie mogłam tego rozkminić, bo wszystko było taki... Delikatne.
I załapałam.
Na tych warsztatach - polecam je każdej kobiecie z całego serca! - po prostu dbałam o siebie.
Kamila w tym pomaga, ale przede wszystkim daje na to czas i przestrzeń.
Żeby się rozluźnić.
Odpocząć.
Zrelaksować.
Bo nie ma innej opcji jak dać na to czas i przestrzeń.
A właśnie o to czasem jest najtrudniej.
Zostawić wszystko, rozłożyć ręce, niech wszystko wypada.
Położyć się na macie, zamknąć oczy, zapaść w podłogę i ciemność.
Oddychać.
Oddychać.
Czuć.
Głaskać każde napięcie.
Oddychać.
Nie trzeba wiele.
W zasadzie prawie nic.
Czas i przestrzeń. Kawałek ciszy, kawałek koca i podłogi.
Zostawić wszystkie ważne i nieważne rzeczy i sprawy.
Odpuścić.
Olać.
Poprosić o pomoc.
Trudno mi z tobą Grudniu.
Nie piszę.
Nie robię zdjęć.
Nie mam pomysłów na nowe i pozwalam na to.
Pozwalam na wewnętrzną zimę i boję się, że ona się już nie skończy.
Trochę ufam, że tak, że jednak minie, bo pamiętam jak mnie rozsadzało latem, ile miałam w sobie energii i siły. Bo pamiętam ten cykl z zeszłego razu, i zeszłego...
A jednak za każdym razem, kiedy pozwalam sobie na wewnętrzną gawrę, jaskinię i zimę... Boję się i potrzebuję opierać na sobie mocno. Boję się, że świat nie zaczeka. Boję się, że coś stracę. Boję się, że biznes mi upada. Boję się, że ..
Trochę tego jest.
A ja jestem w samym środku.
W środku, z którego nie widać jeszcze światła.
W środku, z którego nie ma pewności, że to nie koniec.
W środku, w którym oparcie jest jeszcze głębiej, w jeszcze większej ciemności i pustce.
Mam luksus zapadania się i otaczania ciemnością. Mam luksus pozwalania sobie, odpuszczania.
Dziękuję ci Grudniu.
Bez ciebie by mi się nie udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz