środa, 11 października 2017

Kupa.

"Kupa" to może nie jest najlepszy tytuł dla posta, ale jakoś najlepiej oddaje dla mnie to, o czym chcę napisać. 
Tak.
Kupa.
Gówno.
Dla kilkulatków ukochany temat do żartów zaraz obok bąków i bekania. Niektórym zostaje na dłużej;) 
Dla rodziców maluszków temat tak naturalny jak zakupy i pogoda. 
A dla mnie?

Myślę o tym od dłuższego czasu i olśniło mnie wczoraj, kiedy w czasie cudownego spaceru z moją czterolatką - wiecie - "złota polska jesień" , matka i córka w harmonii zbierają dary natury, co chwila w zachwycie wykrzykują: "jeszcze ten listek, wkleimy go do zielnika!". Słońce połyskuje na naszych  włosach, kasztany same wpadają do ręki... Zaraz zrobimy z nich ludziki! 

Ups!

Trawnik ma czasem i inne niespodzianki: wdepnęłam w psią kupę i poczułam: "Hej, nie tak miało być!"
Ale zaraz zaczęłam się śmiać. Dzięki ci psia kupo! 
Przecież ja nie lubię robić kasztanowych ludzików! Przy trzecim dziecku wiem: nudzi mnie to już!

Przecież za chwilę zamiast spędzać razem cudowne leniwe  popołudnie popędzimy po starszaki do szkoły, po drodze zakupy. Czy dałam psu jeść? O cholera jeszcze lekcje z najstarszym i jak go (k****a)  oderwać od tabletu? 
Na instagramie zostanie właśnie to...  Słoneczny blask wśród kolorowych liści. Ale w ciągu dnia będzie masa innych  momentów. Mniej chętnie udostępnianych. 
Proza codzienności, ból, łzy, wściekłość, niecierpliwość i pospieszanie dzieci. Dziurawa skarpetka i przypalony makaron. Bałagan.
Nuda.

Zmagania.

Pomyłki.

Życiowe lekcje.

Ucieczki.

Wczoraj, kiedy czyściłam but z psiego gówna, poczułam, że ono jest takie ...potrzebne. Żeby nie odlecieć, nie uwierzyć w plastikowe obrazki. Także swoje własne.  Plastikowa łąka nie potrzebuje nawozu. Ta prawdziwa - tak. I tylko tam, gdzie to gówno przerabia sie na nawóz, wyrosną najpiękniejsze kwiaty. 
Bez niego ani rusz:) 
Więc dziękuję ci, kupo!


PS. Oszczędzam Wam adekwatnych fotografii;)



 

2 komentarze: