środa, 2 października 2019

Przywódca stada. Kim jestem w mojej rodzinie.


Kim jestem?



To wciąż i wciąż najważniejsze dla mnie pytanie - także w rodzicielstwie. 
Zwykle jako rodzice szukamy rozwiązań - co mówić, co robić, jak postąpić? 
Kiedy dziecko mówi "nie" ... 
Kiedy mówi to głośno. 
Kiedy tupie. 
Kiedy bije inne dziecko. 
Kiedy nie chce bawić się z innymi dziećmi. 
Potrzebujemy wiedzieć co robić. Chcemy dostać metodę. 
Choćby po to, żeby było nam łatwiej.
I tak. Są sposoby, które pomagają w komunikacji, nasze słowa ich ton, mają znaczenie. 
Ale nie wystarczy ich "użyć". Dopasować we właściwym momencie i zadziałają jak magia. 
Trzeba tam jeszcze ...być. 

 
I to jest ten moment, ta chwila, kiedy pytam siebie: kim jestem?
 
Kiedy dzieci się biją - najpierw sprawdzam: "A gdzie ja jestem"? Czemu chcę ingerować?  Bo boli mnie głowa i potrzebuję ciszy? Czy chcę dać im wsparcie w konflikcie? Czy moja interwencja coś wnosi dla nich? 
Kiedy dziecko np. nie chce iść do szkoły - ważny jest dla mnie jego powód, zobaczenie dziecka, wsparcie go, ale tu też najpierw potrzebuję zobaczyć siebie. 
Bo jeśli akurat mam zły dzień i potrzebuję być sama, albo skupić się na pracy, to próba bycia "wyrozumiałą mamą" może wyjść nam wszystkim bokiem i skończyć się awanturą. 
Zaglądam w siebie. Tak, żeby móc wziąć odpowiedzialność za swoją decyzję. 
Jeśli dziecko zostaje ze mną w domu - to ja mam doświadczenie i mogę przewidzieć, co będzie się działo. Będzie do mnie mówiło. Będzie chciało jeść, pić. Będzie... 
Moja decyzja o wsparciu innych ludzi nie może być oparta TYLKO na sytuacji tych innych - nawet jeśli to moje dzieci. Potrzebuję poznać siebie, rozeznać się w sobie, uznać swoje potrzeby, określić możliwości. I wtedy - kiedy wezmę pod uwagę siebie, siebie najpierw otoczę empatią - mogę dawać też światu. 
Bycie dobrym przywódcą oznacza nie tylko to, że wiem co robić. 
 
Oznacza, ze potrafię nas wszystkich zobaczyć w prawdzie. 
 
Że chcę. 
Że próbuję. 
Zobaczyć. I uznać. 



To bardzo trudne, bo zwykle nie jest to naszym nawykiem. 
To całkiem nowa umiejętność.
Wziąć siebie pod uwagę. 
Potraktować poważnie. 
 
Rzadko dostaliśmy to w pakiecie z domu rodzinnego. Uczyliśmy się częściej nie przeszkadzać, nie zawracać głowy, usuwać się ze swoimi uczuciami, sprawami.  
I to jest wyzwanie - postanowić, że chcę inaczej. Że od dziś krok po kroku zmieniam to. 
Mówię sobie: "Jak się czujesz, kochanie?" A nie: "nie przeszkadzaj".
Krok po kroku. 
Z pomocą bliskich. 
Z pomocą empatii. I miłości. 
I cierpliwości. 



Co się dzieje, kiedy nie traktujemy siebie poważnie? Nasza złość, nasza frustracja, nasze jęczenie spada na tych, którzy są pod ręką. 
Często to ci sami, dla których chcieliśmy tak dobrze. 
 
Bycie przywódcą w rodzinie czasem jest takie trudne, bo wymaga stałej uważności.  
Bo sprawy zmieniają się ...dynamicznie:)
Obiecaliśmy dzieciom wspaniały weekend pełen atrakcji. Ale rozbolała nas głowa, a my dalej pchamy ten wózek. I w końcu nie wytrzymujemy i wylewamy naszą złość.
To, co możemy zamiast, to ćwiczyć.  I szukać innych opcji, dostępnych, kiedy jedno z nas boli głowa. 
 
Co nam w tym przeszkadza? 
Czasem rozpęd, nieuważność, czasem wyrzuty sumienia: "nie było mnie cały tydzień, bo dużo pracowałam, ten weekend miał im to wynagrodzić..." 
Czasem trudno nam przyjmować uczucia dzieci - żal, rozczarowanie, złość. 
Trudno znajdować oparcie w sobie. Spokój, kiedy przetacza się burza dziecięcych emocji. 
Dbanie o siebie, bycie w dobrej formie, ciągły rozwój siebie - tak by coraz więcej emocji umieć nie tylko przeżywać, ale i  przyjmować, i im towarzyszyć - to bardzo ważne narzędzia rodzicielskie. 
 
Ty jesteś najważniejszym narzędziem rodzicielskim. 
Ty sam. To ile pomieścisz. To, że poprosisz o pomoc. Odważasz się pokazać siebie prawdziwego czy prawdziwą.
To Ty przytulasz, Ty mówisz "nie", Ty dajesz poczucie bezpieczeństwa. 
Dobry przywódca, to zadbany przywódca.







 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz