Zilustrowała ją Marianna Sztyma i trudno mi pisać o tej książce inaczej niż poprzez zachwyt nad tymi ilustracjami!
Mam ochotę wracać do nich, odnajdywać kolejne szczegóły, z fragmentów robić sobie tapetę na telefon (czy to legalne?) i oglądać, oglądać, oglądać.
Ilustracje Pani Marianny Sztymy są czytelne, śmiałe, konkretne, poetyckie, piękne i dostosowane do młodego czytelnika.
Są światem samym w sobie a jednocześnie są spójne z tekstem. Są bardzo pogodne, różnorodne, spójne, ale nie nudne.
Zachwyca mnie kolorystyka, różnorodność środków, prostota i bajkowość.
Historia jest prosta: mały Leoś, kilkulatek, dowiaduje się, że rodzice mają dla niego niespodziankę. Ma nadzieję na lody, ale okazuje się, że będzie miał siostrę. Z tego wynikają naturalne rozmowy o tym skąd bierzemy się na świecie. Prawda jest podana bez uników, choć po dziecięcemu.
Tekst zostawia czytającym sporo miejsca na własne dopowiedzenia. Plemniki są nazywane nasionkami, dzidziuś mieszka w "baloniku". Osobiście wolałabym, żeby padały słowa takie jak macica, plemniki, pęcherz płodowy, bo ....czemu nie? Kilkulatki potrafią prawidłowo nazywać różne części ciała i warto, żeby tę wiedzę pogłębiały. I żeby od razu uczyły się właściwych nazw.
Nie widzę powodu, żeby upraszczać i zdrabniać dla dzieci słowa. Brzuch nie musi być "brzuszkiem". Spokojnie może pozostać brzuchem. Nasionko, może być plemnikiem.
Co ciekawe cipka jest tu cipką i bardzo jest fajnie potraktowana.
(Strażacy i gumka- nie będę Wam zdradzała wszystkich szczegółów, przeczytajcie sami, ale podobały mi się związane z nią metafory)
No i poród. To mój czuły punkt i marzę o tym by w opisach porodów kobiety były istotami aktywnymi, żeby pokazywano ich moc, rolę intuicji i natury. Żeby każdy opis porodu przeciwstawiał się panującemu w naszej kulturze spychaniu nas do roli pasywnej: lekarz wyją dziecko.
Tak, czasem tak jest. Ale warto pisać o tym, że to wspólna praca, wspólny taniec dziecka i matki. Ogromny wysiłek, który ma swój rytm i sens.
Zastanawiam się też, jak dzieci, które przyjmują dość dosłownie słowa, przyjmą informację, że dziecko rodzi się, kiedy balonik pęka i wylatuje z niego dużo wody. Obawiam się, że mogą sobie wyobrażać coś nieadekwatnego.
Czytałam tę książkę z moją córeczką i z chęcią do niej wrócę, chętnie też ją Wam polecam (mimo mojego niedosytu w opisie porodu).
Kilka dobrze dobranych słów komentarza wystarczą, żeby była to nie tylko przyjemna, ale i bardzo wartościowa lektura.
Tym bardziej, że ciągle za mało jest książek dla dzieci na tematy związane z seksualnością.
A ta swobodnie i odważnie podchodzi do tematu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz