sobota, 31 października 2020

Bój się! I bądź dzielna. Krótka historia mojego piątkowego zamrożenia.

"Nie bój się! Bądź dzielna!" 

"Jaka jesteś dzielna! W ogóle nie płaczesz!"

Nie potrafię policzyć ile razy słyszałam te zdania w swoim życiu. Do mnie, do dzieci w ogóle.

Ale ja się BOJĘ. 

Boję się. 

Odkąd pamiętam boję się bardzo. 

Podniesionego głosu. 

Zdenerwowanych kroków. 

Pretensji, żali, niezadowolenia. 

Silniejszych ode mnie. 



I kiedy byłam dzieckiem, ćwiczyłam się (się?) w zaprzeczaniu temu, w udawaniu, że nie, przecież jestem taka dzielna... Tak bardzo się starałam.

Stawałam prosto i czekałam aż nauczyciel skończy krzyczeć. 

Stałam i czekałam aż jakiś dorosły zakończy przemowę, uświadamiającą mi moje "winy" i "głupotę".

Zaciskałam oczy i starałam się zasnąć jak najszybciej, bo ciemność mnie przerażała. 

Układałam lalki tak, żeby upewnić się, że nie poruszą się w nocy i nie przyjdą mnie ...brrrr...Nie mam pojęcia, co miały mi zrobić, ale nic miłego. 

Unikałam ciemnych zarośli. 

Unikałam ...

 

Spektrum tego czego można unikać jest tak duże, że z czasem można unikać... Życia w ogóle. 


Bardzo nie chciałam się bać. 

Bardzo nie lubiłam strachu.

Jeśli mogłam ryzykowałam. Szarżowałam. 

Odsłaniałam się za bardzo. 

Albo przestawałam oddychać i trwałam. 

Kiedy patrzę na to teraz z perspektywy czasu, wiem, że całymi tygodniami, miesiącami byłam w zamrożeniu.

Zamrożenie to taki stan, kiedy nasze ciało trochę lub całkiem odmawia posłuszeństwa. 

Sztywnieje, lub wiotczeje, może omdlewać. Brak mu siły, energii.

Czasem chce się wymiotować. 

Kręci w głowie.

Oddzielamy się od siebie. 

Oddzielamy się od innych.  

Jesteśmy jak za taflą szkła. 

Niby jesteśmy, ale jakby... Nie. 

Zamrożenie to stan, kiedy nasz układ nerwowy zdecydował, że jedyną szansą na przetrwanie jest udawać trupa.

No i udajemy. 



Teraz, kiedy za oknem są (słuszne w moim przekonaniu i piękne, porywające) protesty, przypomniałam sobie ten stan.


Wczoraj cały dzień spędziłam bez oddychania, mechanicznie wykonując wszystkie czynności. 

Niby byłam, niby bawiłam się z dziećmi, ale mnie nie było. 

Emocjonalna wata. 

Ból mięśni. 

Niemoc, żeby tańczyć czy skakać. 

Niemoc, żeby iść na protest, bo nawet w domu byłam bardzo w lęku. 

I całą sobą czułam, że nie mogę nigdzie iść, bo na każdym kroku czai się zło. 

Leżałam na macie. Słuchałam muzyki. Otaczałam się dobrymi kolorami i zapachami. 

Rano obudziłam się zła. Cała w pretensjach. 

To już nieźle, bo to jakiś ruch, ruch do wyjścia z zamrożenia. 

(Jeśli chcecie więcej wiedzieć o tzw. strefach regulacji, sporo znajdziecie u Agi Stein i Gosi Stańczyk, jest książka Deb Dany o Teorii Poliwagalnej i najnowsza książka sióstr Nagosky "Wypalenie" - polecam!)

Ale korek mi się odetkał dopiero, kiedy poprosiłam o pomoc. Napisałam smsa do przyjaciółki i zaczęły kapać mi łzy. 

Myśli szalały: "Nie odpisze", "Ma mnie dość", "Ile można mnie słuchać"...

Jakaś mała część mnie wiedziała, że to nie prawda. 

A jakaś inna umierała ze strachu. 

I kiedy poprosiłam, i uwierzyłam, że tam po drugiej stronie jest ktoś, kto mnie kocha i mnie wesprze, łzy polały mi się na całego. 

Ciało zmiękło. 

Wrócił oddech. 

Pierwszy raz poczułam to tak świadomie i wyraźnie. 

Płacz! 

Płacz!

Płacz to uwolnienie. 

Powrót oddechu. 

Powrót życia we mnie. 


Opisuję wam to, żeby pamiętać, a też żebyście zobaczyli ten proces.

Wierzę, że im lepiej rozumiemy, im bardziej rośnie nasza świadomość, tym łatwiej nam nie utykać w zamrożeniu na długo. 

Tym lepiej możemy opiekować siebie. 


Ja znam zamrożenie bardzo dobrze. 

I łatwo tam wpadam. 


Ale znam też życie, żywotność, bezpieczeństwo, bliskość i potrafię tam wracać. 

Znam wspólnotę, znam wsparcie, znam gniew. 

To jest długi proces.

Najpierw nauczyłam się w ogóle widzieć mój lęk i go akceptować

Godzić się, że jest. 

Przeżywać, przepuszczać przez ciało. 

Oddychać go. 

Zamiast mówić sobie "nie bój się", brać się za rękę i powtarzać: "jestem tu, jestem przy tobie i cię nie opuszczę".

Lęk potrzebuje opieki. Lęk potrzebuje wsparcia. I miłości. 

 Ale lęk potrzebuje też, żebyśmy mocno stali na własnych nogach i umieli otwierać gardła.

Żebyśmy, jeśli trzeba mówili uprzejmie "nie, dziękuję", a jeśli to nie działa, żebyśmy mieli w sobie potencjał wielkiego i głośnego "wypierdalać".



 


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz