Chciałabym nie pisać tego posta.
Chciałabym nie czytać tej książki.
Chciałabym nie rozumieć tego, co przeżywają jej bohaterowie.
Chciałabym tak do bólu tego nie znać.
Ale znam.
I rozumiem.
Przeczytałam.
A teraz piszę.
Ważę litery, bo to dotyczy nie tylko mnie, ale też mojej rodziny, moich bliskich i ludzi, których spotykam - w gabinetach, salach warsztatowych, pracy. Spotkam, jako prosząca o pomoc, i jako tej pomocy udzielająca.
Oddech.
Ważę litery i ważę uczucia.
Rwie mi się oddech. Trzęsą ręce, a łzy płyną po policzkach.
Ktoś tak głęboko zajrzał mi w serce. I w codzienność.
Bałam się czytać. Zwlekałam.
Ta książka leżała sobie na komodzie i patrzyła na mnie.
Jacek Hołub "Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera".
To, co czuję, co przebija się na pierwszy plan, wyraziła najlepiej Agnieszka Chylińska, kiedy w 1996 roku dostała Fryderyka.
Pamiętacie?
Dodałabym oczywiście, że moja nienawiść jest do systemu. Nie do ludzi, czy jakiejś grupy zawodowej.
Ale jest właśnie taka wielka i żywa, że chciałabym stanąć na jakiejś scenie z mikrofonem i pokazać pięknego fuck'a.
Pamiętam jak kiedyś mój synek miał zapalenie krtani. Pojechaliśmy na ostry dyżur do szpitala.
Póki to ja byłam w gabinecie, panie zwracały się do mnie pogardliwie. Ponieważ, nie wiedziałam jaką miał temperaturę, zapytały:"co z Pani za matka?" Tak po prostu.
"Co z Pani za matka?"
Kiedy dołączył do nas mój mąż, stały się uprzejme i pomocne. Ta sytuacja powtarzała się wiele razy. W wielu gabinetach.
"Co z Pani za matka?"
"A poród był ciężki?" i to pełne politowania spojrzenie.
"Długo karmiła pani piersią?" Przekąs.
Słowa w zasadzie są bez znaczenia, bo i tak wszystko jest w tonie i spojrzeniu.
Jest Pani winna.
Zaraz znajdziemy pani przewinienie.
Musi tu gdzieś być.
Po prostu się zapodziało.
Za blisko z dzieckiem. Za daleko.
Za łagodnie. Za stresująco.
Bez kar. Z karami.
Brała Pani ten lek w ciąży???
System odbiera nam, rodzicom, zaufanie do siebie. Do naszych kompetencji.
I - to bardzo ważne - nie pozostawia nam miejsca na błąd.
Bo - co za ulga - rodzic nie musi być nieomylny, żeby był dobrym rodzicem.
Każdy z nas czasem się myli, szuka rozwiązań, eksperymentuje.
Potrzebujemy wsparcia i zaufania, żeby móc je dawać naszym dzieciom.
Żałuję każdego razu, kiedy nie zaufałam sobie i dziecku.
Kiedy posłuchałam kogoś - wbrew sobie.
Żałuję, ale też wybaczam sobie, bo każda taka sytuacja uczyła mnie coraz bardziej i coraz konsekwentniej szukać oparcia w sobie.
A teraz wyobraźcie to sobie.
W lesie zamieszkała Rodzina kretów.
Zapisali dziecko do przedszkola "Pod jałowcem". Było najbliżej domu. Mały kret nie czuł się tam dobrze. Mówił, że mu za jasno, że kolce, że inne dzieci tak szybko biegają. Mały kret płakał, ale Panie tłumaczyły mamie krecika, że się przyzwyczai. Że to normalne. Trochę się niepokoiły, że krecik woli bawić się sam i że najczęściej po prostu kopie sobie w piaskownicy jakieś dołki i korytarze. A zabawa w berka? A występy w przedszkolnym teatrzyku?
Tak czy inaczej, jakoś to poszło.
Kret nawet zaprzyjaźnił się z ryjówkami, bo mieli kilka wspólnych tematów, ale ryjówki były szybsze i czasem znikały, a kret znów zostawał sam.
Najbardziej mały krecik cieszył się, kiedy dzień się kończył i wreszcie odbierała go mama. Mógł wreszcie odpocząć. W domu, gdzie było ciemno i cicho. Wilgotno. Mógł jeść to, co lubił i kopać do woli.
Po jakimś czasie zaczęła się szkoła.
Państwo Kret ciągle byli wzywani do szkoły, bo nauczyciele nie mogli sobie poradzić. Krecik nie chciał biegać na czas.
Nie chciał śpiewać jak inne dzieci.
I bardzo wolno przepisywał z tablicy.
Musi postarać się bardziej. Niedługo będą egzaminy.
Każde dziecko powinno do tego czasu umieć się wspinać na drzewo. Nawet powolny ślimak JAKOŚ sobie z tym radzi!
Rodzice zaczęli się martwić.
Poszli do doktor Sowy.
Sowa popatrzyła, pomachała skrzydłami i zaleciła jakieś kropelki.
Rodzice nie chcieli dawać dziecku tych kropelek, więc szukali kolejnego specjalisty.
Jeden pytał jakie warunki są w domu. Drugi jak przebiegała ciąża. Trzeci sugerował operację łap, żeby je trochę wydłużyć. Wszyscy wyglądali na bardzo zmartwionych.
Kiwali głowami i dziwnie zerkali na Państwa Kret.
Jakby i z nimi coś było nie tak.
Jakiś feler.
W końcu ktoś powiedział rodzicom krecika, że w okolicy pojawił się nowy lekarz. Wspaniały, światowej sławy specjalista. Bardzo drogi. Ale na prawdę świetny.
Rodzice wysupłali swoje oszczędności i poszli z synkiem do specjalisty.
Specjalista powiedział wiele mądrych słów, zerknął z góry na Krecika, pochrząkał, skrzywił się, zadał jakieś pytanie, sam sobie na nie odpowiedział i zapisał coś na kartce:
"...opozycyjno-buntowniczy..."
"...niedostosowanie społeczne..."
Postawił pieczątkę i kazał przyjść znowu. Za tydzień.
Krecik Sławnego Pana Doktora nie polubił i bardzo nie chciał tam więcej chodzić.
Sławnemu Doktorowi to się nie spodobało. Zasugerował, żeby zamknąć Krecika w specjalistycznej klinice i dokładnie zbadać.
Rodzice uciekli. Dalej nie wiedzieli, co robić.
Mama Kret wypłakała się swojej przyjaciółce wiewiórce, że już ma dość, że nie ma pomysłów co robić. Pani Wiewiórka szepnęła mamie Krecika, że za Wielkim Dębem przyjmuje jeszcze inny lekarz. I że może warto spróbować.
Rodzice poszli tam, ale tym razem już bez Krecika. Z reszteczką nadziei. Mieli dość tego, że wszyscy znajdowali w Kreciku coś do poprawki.
Jakże zdziwili się Pan i Pani Kret, kiedy otworzyli drzwi gabinetu i zobaczyli....również Kreta!
Pan Kret popatrzył na nich, ale jakoś inaczej.
Popatrzył z uwagą i ze współczuciem.
Powiedział: "Wasze dziecko to kret. Nigdy nie pokocha biegania, wspinania na drzewa i jasnego światła. Nie nauczy się dobrze pływać, ani śpiewać. Może za to kopać fantastyczne tunele!"
I dalej żyli długo i szczęśliwie. Pod ziemią.
Kropka.
Czemu opisane w książce historie muszą wyglądać podobnie, choć bez tak łatwych happy endów?
Podobne jest błąkanie się po gabinetach, szukanie, szukanie, szukanie. Podobne poczucie winy.
Tylko tak rzadko się zdarza ktoś, kto mówi: widzę Was!
I Ciebie widzę, Dziecko!
Ty jesteś kretem! To oczywiste. Jesteś ok, taki jaki jesteś. To ok być kretem. A teraz może wspólnie zastanówmy się, co jest możliwe? Czego pragniesz? O czym marzysz? W co chcesz zaangażować swoja energię?
"Niegrzeczne" to książka o tym, jaka jest cena prób robienia z kreta wiewiórki, jeża, sowy czy ropuchy.
"Niegrzeczne" to reportaż, ale nietypowy.
Autor jest schowany. Nie ma jego pytań (w większości rozdziałów), spostrzeżeń.
Jest zapis opowieści dziecka, rodziców, nauczycieli, specjalistów.
Dla mnie ta forma jest bardzo poruszająca. Wrzuca mnie prosto w te historie, czuję ich prawdziwość, zapach i kolor.
Płyną wartkimi strumieniami. Nie udają niczego.
Można poczuć z czym zmagają się rodziny.
Można tego prawie z nimi doświadczyć.
Jeśli jesteś studentem pedagogiki. Przeczytaj tę książkę.
Jeśli jesteś nauczycielem. Przeczytaj ją.
Jeśli pracujesz w jakimkolwiek gabinecie z dziećmi/rodzicami, przeczytaj ją.
Jeśli pracujesz w MOPSie, Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej... Przeczytaj tę książkę.
Jeśli jesteś dyrektorem, czy dyrektorką szkoły, przeczytaj!
Jeśli czujesz, że Twoje rodzicielstwo nie jest jak z reklamy, przeczytaj. Masz szansę na ulgę i poczucie wspólnoty.
Jeśli masz w rodzinie czy wśród znajomych kogoś ze spektrum autyzmu, z zespołem Aspergera czy ADHD .... to już wiesz, co robić.
Ten system się teraz wali. Taki czas, Świat wokół nas się zatrząsł i to całkiem solidnie.
Nie wiem jak będzie.
Czy "po kwarantannie" rzucimy się do odtwarzania świata jaki znamy, czy uda nam się coś poprzesuwać?
Ja widzę bohaterów tego reportażu i wszystkich im podobnych. Widzę ich cierpienie. Tak wiele bezsensownego cierpienia.
Bo system, który stworzyliśmy kazał im się dostosować wbrew ich możliwościom.
Ten system wymaga od wszystkich dzieci tego samego, nie dostrzegając różnic w ich możliwościach i preferencjach.
I, co równie niesprawiedliwe, nie oferując prawie żadnego wsparcia.
Nasz system wymaga od Krecika wspinania na drzewa, jemu i jego rodzicom mówiąc: "postarajcie się bardziej, jeszcze bardziej. Bo jak nie, to może będzie trzeba zabrać Krecika do innego domu."
To nie jest fair.
Całe to cierpienie jest całkiem zbyteczne.
Naszym zadaniem jest krzyknąć DOŚĆ.
A przynajmniej nie podstawiać innym ludziom nogi.
PS. Dziękuję, że powstała ta książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz