Bardzo często doświadczam tego, że w moje życie jest jak spirala. Sytuacje, uczucia, doświadczenia powtarzają się, ale za każdym razem mam więcej świadomości i ląduję odrobinę gdzie indziej.
Ciekawa jestem czy świat też jest na takiej spirali? Coś mi mówi, że tak:)
Dziś przychodzi mi na myśl spirala wstydu i spirala światła.
Obie mam w sobie i jedna boi się drugiej.
Im więcej wstydu, tym trudniej o światło.
Im więcej światła tym mniej wstydu.
Wstyd nie lubi światła.
Kurczy się wtedy, a nawet znika.
Nie zawsze tak było. Kiedyś być może były jednym.
Bardzo przekonuje mnie rozróżnienie jakie robi Agnieszka Stein, dzieląc wstyd na ochronny i toksyczny.
Jak je rozpoznać?
Kiedy byłam dzieckiem i nie chciałam się odezwać do kogoś obcego, mój wstyd mnie chronił. Może to groźny obcy? Może nie miły? Potrzebuję czasu, żeby się rozeznać. Po obserwacji może zmienię zdanie i uznam, ok, ten człowiek nie jest groźny, że mogę się przywitać.
Taka obserwacja mogła trwać 20 minut.
Mogła godzinę.
Trzy dni.
Tydzień.
Rok.
Dwa lata.
Chronimy siebie, aż zdobywamy dość wiedzy i zaufania, żeby zdecydować się na powiedzenie: "dzień dobry".
Albo inaczej.
Mam 8 czy 9 lat. Bez skrępowania chodzę po domu nago. Moje ciało służy mi do skakania, biegania, wspinania się po drzewach. Służy mi do sięgania, tulenia, głaskania. Ale jestem w obcym miejscu i nagle potrzebuję zamknąć za sobą drzwi, kiedy mam się przebrać.
To zawstydzenie mówi mi: nie znam tych ludzi, nie ufam im, chronię się.
Wstyd ochronny to bycie ze sobą w kontakcie. To ostrożność w kontakcie z nieznanym. Dlatego, że to jest Nieznane.
Wstyd ochronny jest związany z takim uczuciem, że jestem ok i mogę zaufać temu co czuję.
"No, nie wstydź się!"
"Przywitaj się ładnie!"
"Powiedz to głośniej!"
"Dlaczego nic nie mówisz?"
"A co on taki uczepiony mamusinej spódnicy?"
Światu czasem niewygodnie z tym czasem, którego dzieci potrzebują, żeby stać się śmielszymi - czasu, kiedy obserwują, uczą się, doświadczają, zbierają dane i wyciągają wnioski.
A potem są uprzejme, zgodnie ze sobą i oczekiwaniami dorosłych.
Chwilkę późnij. Kilka minut, miesięcy czy lat później, co wymaga od nas umiejętności znoszenia dyskomfortu - co o mnie pomyślą? Jaki ze mnie rodzic, że moje dziecko nie podaje łapy... Tzn. ręki.
Ten dyskomfort może być trudny.
Szczególnie dla dorosłych, którzy dużo się wstydzą, ale wstydem toksycznym.
On nas nie chroni.
On nie namawia do ostrożności.
Wprost przeciwnie.
On podpowiada nam: coś jest z tobą nie tak. Jesteś beznadziejny. Wstydź się siebie!
Zrób coś/wszystko, żeby nikt nie zobaczył jaki jesteś. Żeby nikt nie zobaczył, że się wstydzisz! Milcz! Nie mów prawdy! Nie pokazuj, co czujesz. Nie ufaj sobie! Dostosuj się za wszelką cenę!
A przede wszystkim: WSTYDŹ SIĘ!
To przez ten wstyd szłam kiedyś wiele kilometrów, chociaż bardzo bolały mnie stopy w nowych butach. Szłam, bo byłam na randce i bałam się ją popsuć, swoim "marudzeniem". Kiedy już wróciłam do domu miałam buty pełne krwi, ale za to nie miałam najmniejszych paznokci u stóp.
To przez niego wiele razy nie krzyczałam w swojej obronie.
Nie skarżyłam się starszym.
Nie mówiłam "nie".
Nie mówiła "tak".
Zjadałam potrawy, które mi nie smakowały.
Nie otwierałam okna, chociaż było mi duszno.
To przez niego wiele razy nie stawałam w swojej obronie.
Wstydziłam się prosić o pomoc.
Wstydziłam się mówić, co lubię.
Wstydziłam się mówić, co na prawdę czuję.
I dalej tak bywa.
Wstyd toksyczny zarasta nas od środka i zabija wstyd ochronny.
Ważniejsze staje się bycie akceptowanym, lubianym, niż bycie autentycznym. Sobą. Niepowtarzalnym. Zwykłym. Sobą.
Oczywiście.
Kiedy polubią nas nieautentycznych, nie może na sto nakarmić.
Dalej chodzimy głodni i przestraszeni.
I zawstydzeni sobą.
Pamiętam wiele chwil, kiedy mój wstyd - ten toksyczny - powstawał.
Kiedy babcia przyłapała mnie kilkulatkę na oglądaniu, co mój kilkuletni kolega ma w spodniach. Rozpętała trzecią wojnę światową.
Kiedy wróciłam zapłakana ze szkoły, bo po drodze na ulicy zaczepiły mnie jakieś dzieciaki i wołały za mną jakieś przykre rzeczy. Babcia powiedziała krótko: To na pewno Twoja wina! Trzeba było się na nich nie patrzeć!
Kiedy nie umiałam odpowiedzieć na pytanie przy tablicy i nauczycielka krzyczała na mnie coraz bardziej a ja miałam coraz większą pustkę w głowie, aż w końcu wywrzeszczała na mnie: "Zero! Stawiam ci do dziennika zero! Nie zasługujesz nawet na dwóję!:" I zrobiła to.
Kiedy płakałam z bólu, a dorośli powtarzali: nic się nie stało.
Kiedy mówiłam co czuję, a ktoś ważny dla mnie zaczynał się śmiać.
Kiedy mówiłam, że nie chcę, a musiałam "założyć czapkę".
Kiedy ...
Pamiętam też wiele chwil, kiedy mój wstyd - ten toksyczny - słabł.
Kiedy otworzyłam serce przed przyjaciółka, opowiedziałam, co czuję, kim na prawdę jestem, i zamiast nagany dostałam akceptację.
Kiedy ważny dla mnie ktoś mówił: ufam ci.
Kiedy ktoś się mną zwyczajnie ciekawił.
Kiedy prosiłam o pomoc i nie dostawałam litości a wsparcie.
Kiedy słyszałam: też tak mam, i ja, i ja. I ja.
Kiedy słyszałam: rozumiem.
Kiedy zamiast udawać, odważałam się być.
Kiedy mówiłam. Głośno. Ja. Ja. Ja. Taka jestem. Zobacz.
I widziałam miłość.
W oczach.
Z czasem zaczęłam ją widzieć też w lustrze.
W końcu tej miłości było tyle, że mogłam uchylić drzwi i wpuścić trochę światła.
Powiedzieć: wstydzę się. Wstydzę się nawet tego, że się wstydzę.
I zrobiło się lżej.
Oświetlony wstyd staje się dziwnie mały, mniej groźny. Mi zajęło to wiele czasu. Całe długie lata. I wiele przyjaznych dusz po drodze.
Teraz coraz rzadziej ten wstyd zaciska mnie całą i każe się kurczyć aż do zniknięcia.
Rozmasowuję go. Ogrzewam w ramionach. Głaskam i mówię do niego czule. Wypłakuję.
Coraz częściej ten wstyd daje się przerabiać na wspaniałe anegdoty.
Bo śmiech z siebie transformuje go w coś lepszego. Śmiech radosny, śmiech wspólnotowy, śmiech z brzucha, głupawka, szemranie, perlenia, gulgotania, w cudownym razem. W uwalniającym poczuciu doskonałej niedoskonałości naszego człowieczeństwa.
PS. Zdjęcia moje. Oprócz:
Ilustracja pochodzi z książki "Badacze kosmosu". Uwielbiam dziecięce książki o kosmosie, bo w końcu coś z tego rozumiem!
Zdjęcie Celeste Barber pochodzi z jej instagrama, który Wam nieustająco serdecznie polecam. Tu mały kawałeczek o niej:) Jest remedium na wielki kawał wstydu. I cudownie masuje przeponę!
Kocham Celeste!
Oba pudełeczka to prezenty: jedno od Córki, drugie od Przyjaciółki. Działają wspaniale, wypróbujcie:)
A tu jeszcze dla Was bardzo świetlista piosenka... India Arie: I AM LIGHT.
Ukochajmy nasz wstyd i idźmy do światła:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz